Skip to content
Menu

akademia propagandy

Karolina Szmygin
Ilustracja: Aleksandra Ołdak

11 stycznia 2024

  • Frontmani PiS-owskiej propagandy walczą dziś o utrzymanie się w mediach
  • Część z nich przez wiele miesięcy prowadziła kurs „walki z dezinformacją”. Wśród uczących standardów dziennikarskich znaleźli się tacy eksperci jak Adam Hofman, Samuel Pereira czy Oskar Szafarowicz
  • Przez pół roku kursu nie odnaleźli ani jednego przykładu dezinformacji  w mediach kontrolowanych przez PiS. Na wykładach część z nich otwarcie wspierała za to partię Kaczyńskiego i atakowała Unię Europejską – za pieniądze z unijnego grantu

Elegancki mężczyzna spaceruje po małej sali. Słuchamy go w kilkanaście osób. Adam – każe sobie mówić na ty – ma fioletową marynarkę, słuchawkę w uchu i lekko rozbiegany wzrok: to podobno jego pierwszy wykład w karierze, a prezentacji nie robił sam – zrobili mu ją podwładni.

Adam opowiada, jak jego firma – jak twierdzi przedstawiana w złym świetle przez dziennikarzy (m.in. Fundacji Reporterów, „Wyborczej” i OKO.press; w sprawie jej działań wciąż toczy się śledztwo) – ogłosiła, że pozywa reporterów na milion złotych: – Liczyliśmy na to, że to oświadczenie spowoduje „efekt mrożący” – tłumaczy. – To taki efekt, że każdy następny, co chciałby coś napisać powie: hola, hola! Oni mają zapłacić milion, w związku z tym ja być może nie napiszę kolejny raz tego, co już oni napisali!

Człowiek, który uczy nas jak zastraszać dziennikarzy, to Adam Hofman – były rzecznik PiS i twórca osławionej agencji PR-owej R4S. Jest jednym z wykładowców Młodzieżowej Akademii Walki z Dezinformacją. 

Ja mam na imię Karolina i przez pół roku jestem jej słuchaczką.

 

FRONTSTORY.PL to dziennikarstwo śledcze bez reklam i bez kompromisów.
Już dziś dołącz do naszego newslettera! Zapisz się i śledź z nami. 

Zaproszenie przychodzi mejlem

Młodzieżowa Akademia Walki z Dezinformacją to projekt Fundacji Instytut im. Ferdynanda A. Ossendowskiego – cykl wykładów dla młodzieży zainteresowanej „problematyką dezinformacji i walki z fejk newsami” [pisownia oryginalna].

Fundacja zaś to zarejestrowany w 2022 r. projekt ludzi związanych z propagandą PiS. Prezesem jest Piotr Nisztor, związany z „Gazetą Polską”, a za czasów PiS również z TVP i Polskim Radiem, jej współzałożyciele to naczelny PAP za czasów PiS Cezary Bielakowski oraz Jakub Maciejewski z wPolityce (wszyscy trzej będą wykładać w Akademii). Sześć sesji, jedna sobota w miesiącu. Warsztaty mają być poświęcone dezinformacji z punktu widzenia dziennikarzy, wpływowi fake newsów na bezpieczeństwo państwa, roli obcych wywiadów, czarnego PR-u czy hejtu w internecie. Mamy się dowiedzieć,  jak walczyć z dezinformacją. 

  • Maciej Świrski – szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a także prezes Reduty Dobrego Imienia. W zarządzie Reduty zasiadał Józef Orzeł – wiceprzewodniczący Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji (FRSE), która przekazała pieniądze na finansowaniu projektu (fundacja twierdziła, że „członkowie rady FRSE nie są w żadnym stopniu zaangażowani w proces oceny wniosków i ich akceptacji”).

    Samuel Pereira – wtedy redaktor naczelny portalu TVP Info, później także wiceszef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Jak ujawnił poseł Dariusz Joński, na tym stanowisku Samuel Pereira od kwietnia do grudnia 2023 r. zarobił około 440 tys. zł. 

    Wojciech Surmacz – pisowski prezes PAP, współodpowiedzialny m.in. za niszczenie radiowej Trójki. Jego nazwisko pojawia się mailach Dworczyka – ustalał z premierem, co opublikuje i jak zada pytania rządowa agencja („Narracja jest gotowa, tylko trzeba ładnie to wszystko ująć i poprzecinać pytaniami” – pisał premier Morawiecki do Surmacza). 

    Maciej Zaborowski – znany adwokat, pełnomocnik m.in. Daniela Obajtka, pisowskiego szefa Orlenu, a także Zbigniewa Ziobry, Radosława Tadajewskiego (wpływowego biznesmena, którego spółką interesowało się CBA, a która zarobiła miliony na zleceniach od innej spółki, która bez przetargu dostała pieniądze od Banku Gospodarstwa Krajowego), czy ex-księdza i syna premierki Tymoteusza Szydło, członek rad nadzorczych spółek skarbu państwa w czasie rządów PiS.

    Adam Hofman – były poseł PiS, jego spółka R4S po 2015 r. zarabiała miliony m.in. dzięki zleceniom ze spółek Skarbu Państwa. Skupiony wokół R4S „układ wrocławski” wykorzystywał koneksje z władzą do robienia biznesów i obsadzania SSP menedżerami. Po publikacjach o „układzie wrocławskim” Hofman zlikwidował spółkę i usunął się w cień. Ludzie z „układu” zasiadają do dziś w PKO BP i Orlen Synthos Green Energy, która ma budować elektrownię atomową.  

    Sławomir Jastrzębowski – były redaktor naczelny „Super Expressu”, skazany za jazdę po pijanemu współpracownik Hofmana z „układu wrocławskiego”. 

    Marek Jakubiak – były poseł Kukiz’15, znany z homofobicznych wypowiedzi. W 2020 r. toczyło się wobec niego postępowanie w sprawie sfałszowania podpisów na listach poparcia przed wyborami prezydenckimi (zostało umorzone). W 2014 r. zasłynął homofobiczną wypowiedzią na temat byłego boksera, Dariusza Michalczewskiego; w odpowiedzi kilka lokali rozpoczęło bojkot jego produktów, a w 2018 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie ocenił tę wypowiedź jako mowę nienawiści.

    Janusz Życzkowski – pisowski nominat w „Gazecie Lubuskiej” i „Gazecie Wrocławskiej”.

Na pierwszą sesję Akademii przychodzi około 50 osób. To głównie studenci, większość uczy się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (UKSW). Na zajęcia można się zapisywać przez internet, ale chętnych jest mało – część z nas zaproszenia na wykłady dostanie na prywatne maile, w ostatni dzień rejestracji. Skąd organizatorzy znają nasze adresy? Nie wiadomo.

Podczas sześciu miesięcy wykładów pojawi się na nich 23 ekspertów od dezinformacji. Poza dwoma prawdziwymi ekspertami z Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK) większość z nich albo będzie dokładać własną cegiełkę do pisowskiej propagandy, albo snuć luźne opowieści niezwiązane z tematyką zajęć.

Wykłady są w większości dostępne na profilu Instytutu na YouTube, trwają od 35 minut do blisko dwóch godzin. Nie cieszą się popularnością – żaden nie ma więcej niż 500 wejść, tylko kilka – więcej niż sto.

Oto kilka najbardziej pamiętnych momentów Akademii Walki z Dezinformacją. 

Tych odciąć, tamtym dosypać

Choć ma dwa lata, Instytut Ossendowskiego niemal nie prowadzi działalności. Na jego stronie brak informacji, że na kluczową (i prawdopodobnie jedną z niewielu lub jedyną) inicjatywę – choć nie ma żadnego doświadczenia w prowadzeniu i rozliczaniu projektów – dostał 42 tys. euro. Pieniądze pochodziły z europejskiego programu Erasmus+. 

Dostał błyskawicznie, bo Instytut zarejestrował się w połowie lutego 2022 r., a konkurs wystartował dwa miesiące później. Organizatorem-operatorem grantu była Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji (FRSE), fundacja Skarbu Państwa, której władze obsadzono z politycznego klucza. 

Jak FRSE uzasadniała dofinansowanie organizacji z zerowym doświadczeniem? W korespondencji z nami dowodziła, że UE silnie wspiera tzw. newcomers (organizacje bez doświadczenia), a projekt miał „wspierać dialog międzykulturowy Polska-Ukraina, wzmacniać europejskie wartości, a uczestnikami miały być młode osoby z zachowaniem parytetu płci”. Czy tak było w rzeczywistości? Nie.

„Gazeta Wyborcza” przez kilka ostatnich lat opisywała kontrowersje wokół działalności FRSE: jej dyrektorem generalnym był działacz PiS, członkowie rady też byli związani z partią (nowy zarząd działa od grudnia). Członek zarządu (radny PiS) działał w stowarzyszeniu, które z FRSE dostało 3 mln zł. Inny członek zarządu w słynnych „mejlach Dworczyka” wskazywał organizacje nieprzychylne PiS, aby odciąć je od finansowania.

Już na dzień dobry w sprawie pieniędzy z Erasmusa pojawia się konflikt interesów: Józef Orzeł, ówczesny wiceszef Rady FRSE, zasiadał też w radzie Fundacji Reduta Dobrego Imienia, w której działa wykładowca Akademii, osławiony Maciej Świrski. 

Hofman: jak czyścić sieć

Adam Hofman, jeden z pierwszych wykładowców, zamiast wiedzy o dezinformacji ma dla nas własną prawdę – o sobie i o świecie. Opowiada, że „w wyniku własnych błędów wypadł z polityki” (nie zdradza, że chodziło o fałszowanie kilometrówek w Sejmie i skandal na całą Polskę). Wspomina, że jego firma R4S dokonała żywota w męczarniach, ale nie wspomina dlaczego – trzy lata temu dziennikarze „Gazety Wyborczej”, OKO.press i Fundacji Reporterów opublikowali teksty o „układzie wrocławskim”, wykorzystującym znajomości w obozie PiS. Jedną z czołowych postaci „układu” jest Hofman – Prokuratura Regionalna w Szczecinie wciąż prowadzi śledztwo, którego jeden z wątków dotyczy „nieprawidłowości w R4S”, czyli jego dawnej firmie (rozpadła się w 2022 r.). 

Adam Hofman w 2019 r. Zdjęcie: Marek Wiśniewski / Puls Biznesu / Forum

Hofman żali się studentom, że po przygodach z mediami musi „czyścić z tego sieć, bo wyświetla się to w compliance’ach firm, które nie chcą przez to ze mną pracować”. Jak czyści się sieć z niekorzystnych informacji? Tego w Akademii Walki z Dezinformacją też nie zdradza. 

W trakcie wykładów Adam przestrzega przed ChatemGPT: – Jeśli chcielibyście pracować w gazetach, pisać proste teksty dziennikarskie, czy w portalach internetowych, nie róbcie tego. Tych zawodów już nie będzie – zniechęca nas wykładowca. W sprawach, którymi zachęcała nas Akademia, ma niewiele do powiedzenia.

Sprawdzam: za pieniądze z grantu Akademia miała „wspierać dziennikarzy i ich otoczenie w niezależności, rzetelności, uczciwości i profesjonalnym rozwoju zawodowym”

Dranie uczą w szkalowanie

W ramach Akademii dowiadujemy się, że firma Hofmana obsługiwała dużą spółkę informatyczną. Nazwa spółki nie pada, Hofman mówi o niej w taki sposób: – Mieliśmy kiedyś firmę, która produkuje gry komputerowe, bardzo dobra firma, znana. Wewnętrzny mobbing, mobbing pracowników, fora wewnętrzne aż huczały. Udało się to utrzymać wewnątrz firmy, nikt się nigdy o tym nie dowiedział. Ale było bardzo blisko, żeby spółka giełdowa zaliczyła olbrzymie straty liczone, no, w setkach tysięcy, jak nie w milionach – chełpi się były rzecznik PiS. Przez niemal połowę godzinnego wykładu Hofman udziela nam porad, jak manipulować lub jak zastraszać dziennikarzy. Atakuje „Wyborczą” i OKO.press (z którymi – dwie sekundy googlowania – ma spory sądowe). Uczy jak reagować, gdy „sprawa wymyka się spod kontroli, zaczynają dowiadywać się o tym media” (pracujemy nad tym, jaki komunikat wydać w sytuacji, w której w wypadku ginie pracownik naszej firmy). 

W końcu Hofman poleca coś, co naprawdę zna i lubi: blame game, czyli oskarżenie oponenta o cokolwiek, postawienie mu fałszywych zarzutów. Grunt, żeby się przylepiło: – Trzeba stosować bardzo rozważnie, trzeba mieć duże doświadczenie, ale bardzo dobrze działa. Obrzucić, przerzucić winę na kogoś innego. Najlepiej w ogóle na inny temat – zachęca nas jak rasowy trener. 

Hofman jako wykładowca Akademii Walki z Dezinformacją to brawura – to jego firma stała za farmami fałszywych kont, które brały udział w dezinformującej kampanii przeciwko wprowadzeniu podatku cukrowego. Firma Hofmana prowadziła brudną kampanię w sieci na rzecz Coca-Coli. Po ujawnieniu jej metod przez Fundację Reporterów i Oko.press m.in. Coca-Cola i Ikea zerwały z nią kontrakty.

Jest też bonus: pod koniec wykładu dowiadujemy się, że jako uczestnicy Akademii możemy zgłosić się na staż do firmy Hofmana. Później podobną możliwość zaoferuje nam ówczesny minister cyfryzacji Janusz Cieszyński. 

Król Propagandy o dezinformacji

Serię wykładów Akademii rozpoczyna Cezary Bielakowski, ówczesny redaktor naczelny PAP-u. Ze smutną miną opowiada historię swojego życia – bez związku z tematem wykładu. Ale oprócz wspomnień chce nam powiedzieć coś ważnego o mailach Dworczyka: otóż nie są one prawdziwe (co ciekawe ich prawdziwości nie kwestionuje sam Dworczyk). 

Czas na Adriana Stankowskiego (pojawia się w zastępstwie Wojciecha Surmacza, pisowskiego szefa PAP). Nazywany Królem Propagandy, w ciągu ostatnich ośmiu lat wypowiadał się  setki razy w „Wiadomościach” TVP – zawsze zgodnie z linią propagandową partii. Użytkownik portalu X, FlasH, odnalazł aż 771 jego wypowiedzi w 752 głównych wydaniach „Wiadomości”. Stankowski, ekspert od wszystkiego, zawsze chwali Prawo i Sprawiedliwość, i chętnie krytykuje Donalda Tuska.

Stankowski ma wykład „Dezinformacja w mediach – jak ją rozpoznawać i jej przeciwdziałać?”. Na tytułowe pytania nie da jednak odpowiedzi. Zamiast tego będzie sypał przykładami rzekomej dezinformacji w „Gazecie Wyborczej”, Onecie, OKO.press i TVN.

Na początku opisuje historie, które według niego są oczywistymi kłamstwami – hard fake’ami. Mówi o „rzucie ciężarną Kongijką przez płot” na granicy polsko-białoruskiej (OKO.press): – Spróbujcie to wykonać, rzucić kimś przez płot. Przecież to kompletny idiotyzm – szydzi.  

W październiku 2021 r. o sprawie pisało OKO.press. Autor tekstu, Krzysztof Boczek, do teraz utrzymuje kontakt z Judith z Konga (dziś jest we Francji). Historię brutalnego pushbacku potwierdzają aktywiści oraz lekarka Paulina Bownik, która badała kobietę w lesie.

O granicy z Białorusią dużo będzie mówił też inny wykładowca, Jakub Maciejewski. Dowiemy się między innymi, że na granicy „ludzie grają teatrzyk, że są chorzy i umierają z głodu”, że „rzekomi uchodźcy spokojnie biwakują”, a potem „żrą białoruskie konserwy”.

Póki co Stankowski opowiada nam, że słynny reportaż TVN24 „Siła kłamstwa” o kłamstwach PiS wokół katastrofy smoleńskiej to fake news. Piotr Świerczek, autor materiału, udowadnia, że Macierewicz, pracując nad raportem, ukrywał liczne ekspertyzy, nawet te zlecone przez jego podkomisję. Wśród nich także amerykański raport NIAR, o czym reporterowi opowiedzieli sami eksperci podkomisji Macierewicza. 

Dokument został nagrodzony nagrodą Grand Press 2022 w kategorii „dziennikarstwo śledcze”. Po jego emisji, pod koniec 2022 r., Maciej Świrski, wówczas przewodniczący KRRiT, wszczął postępowanie w sprawie ukarania TVN.

Te, tam, no, LGBTQ

Gdy budowę muru na granicy z Białorusią skomentuje Włodzimierz Cimoszewicz, redaktor Stankowski wie, jak utrzeć mu nosa: – Bardzo wrażliwy człowiek Włodzimierz Cimoszewicz. Zajmował ważne stanowiska już w PRL-u, wtedy jakoś jego wrażliwość nie była poruszona tym, że Służba Bezpieczeństwa państwa, które on wspierał, potrafiła zabijać, bicie było na porządku dziennym. Szczęście, naprawdę wam zazdroszczę, że nie macie takich doświadczeń – mówi do nas Stankowski (na sali lekka konsternacja). 

Pod koniec wykładu redaktor Stankowski przywołuje wywiad z profesorem Zbigniewem Mikołejko opublikowany w „Gazecie Wyborczej”. Razi go sformułowanie „rodzicielstwo międzygatunkowe”, prosi nas o jego rozszyfrowanie. Sala reaguje śmiechem, Stankowski jest wniebowzięty: tłumaczy, że określenie Mikołejki służy zmienianiu sposobu myślenia Polaków i zniechęcaniu ich do tradycyjnego modelu rodziny: – To pojęcie szokuje. Przy nim wszyscy, którzy domagają się zmian w związku z tymi niekończącymi się literkami, tam tego, no, LGBTQ i tam plus, wydają się zupełnie normalni!

Z wykładu Stankowskiego płynie jeden wniosek: za dezinformację w Polsce odpowiadają „Gazeta Wyborcza”, Onet, TVN i OKO.press. Czy mediom publicznym i prorządowym za rzadów PiS zdarza się podać nieprawdę lub zmanipulować informację? Nic podobnego.

Niestety, znowu nie dowiemy się, jak walczyć z dezinformacją.

Nagonka? Oj tam, oj tam

Czas na jedną z największych gwiazd wykładów: Samuel Pereira. Śmiejemy się, że na Akademii Walki z Dezinformacją wystąpi naczelny dezinformator TVP Info. Tytuł prelekcji: „Media społecznościowe jako narzędzie dezinformacji”. Początkowo rozmowa toczy się wokół social mediów najbardziej podatnych na dezinformację. Pereira podaje przykłady z Twittera związane z wyborami w USA i z wojną w Ukrainie. Po przykłady z własnej pracy w propagandowym tvp.info nie sięga. 

Jeden z kursantów zadaje mu pytanie: czy w trakcie pracy musiał publikować sprostowania? Odpowiada, że raz (Google: wiele razy). Mówi o historii związanej z marszałkiem Tomaszem Grodzkim – na Twitterze zamieścił wpis, w którym zarzucił marszałkowi przyjęcie łapówki. Później musiał za to przeprosić

Samuel Pereira jeszcze jako zastępca kierownika redakcji publicystyki TAI, 2017 r. Zdjęcie: Adam Chełstowski / Forum

Pereira nie przyznaje się, że pomówił polityka i nie miał dowodów na łapówkę. Nam opowiada, że Grodzki „poczuł się urażony, wytoczył najcięższe działa, artykuł 212, akt oskarżenia, za który można trafić do więzienia”. I on, Pereira, nie ma pretensji o to, że takie przeprosiny musiał opublikować. Dodaje jednak smutno: – Jakikolwiek błąd ze strony TVP jest dużo mocniej piętnowany niż błędy ze strony innych mediów.

Później opowiada o wyrywaniu zdjęć z kontekstu i dopisywaniu do nich nowej historii. Ktoś pyta o słynny artykuł z portalu TVP Info oskarżający na podstawie zdjęć strajkujących lekarzy-rezydentów o jedzenie kawioru i egzotyczne wycieczki (Pereira był jednym z autorów nagonki). – Co mogę powiedzieć? Ja wtedy byłem szefem portalu tvp.info od dwóch miesięcy i tak delikatnie mogę powiedzieć, że tu ze strony dziennikarza był zbytni pośpiech – tłumaczy Pereira. –  Zadziałały emocje. Stało się, zresztą wtedy publicznie jako szef portalu przepraszałem panią Pikulską [jedną z pomówionych przez TVP lekarek – red.].

Tym razem wykład kończy się jakimś wnioskiem: aby walczyć z dezinformacją należy po prostu myśleć krytycznie. W domyśle: jak Samuel Pereira. 

Opowiem wam o sobie

Tak można by zatytułować całą serię wykładów Akademii – długie monologi propagandysty Janusza Życzkowskiego, Leona Komornickiego, Macieja Karczyńskiego czy Jacka Kalidy. Żaden z nich nie mówi nam o dezinformacji. Większość nie przekazuje nic, co miałoby jakikolwiek związek z mediami i informacją. W całym sześciomiesięcznym cyklu wykładów te, które rzeczywiście opowiadały o dezinformacji, można policzyć na palcach jednej ręki. Specjaliści z NASK są ciekawą odskocznią od niekończących się dygresji. 

Życzkowski pracuje w Zielonej Górze, w rodzinnych stronach nazywany jest „Rachoniem lubuskich mediów”. Gdy został naczelnym orlenowskiej „Gazety Wrocławskiej”, wiceprezydenta Wrocławia i „sfrustrowaną część opozycji” w swoim felietonie wysyłał do Berlina, żeby tam sobie manifestowała. Gdy został szefem „Gazety Lubuskiej”, próbował zrobić z niej kopię ultraprawicowej „Gazety Polskiej”.

Na wykładzie Życzkowski najwięcej czasu poświęca własnym przygodom  w sądach.  Raczy nas drobiazgową opowieścią o konflikcie z byłą marszałek województwa lubuskiego (z jego opowieści wynika, że redakcja stalkowała polityczkę). 

Z wykładu nie dowiemy się, że Rada Etyki Mediów (REM), oceniając materiały jego redakcji uznała, że „trudno (…) uniknąć wrażenia, że regionalna gazeta wydawnictwa należącego do państwowego koncernu Orlen i reprezentująca prawicowe przekonania rządzącej partii, zwraca się przeciwko pani marszałek, członkini największej partii opozycyjnej”.

Czas na generała Leona Komornickiego. Jego wykład („Dezinformacja i jej wpływ na bezpieczeństwo państwa”) to luźna gawęda sędziwego wojskowego (na wykład przychodzi w mundurze). Opowiada o imperializmie rosyjskim i o propagandzie, ubolewa, że gdy zamieszkał na Wilanowie nikt nie pokazał mu jego miejsca w schronie. Opowiada również, jak piękne pomniki sfinansował i jak sam zbierał na nie pieniądze do kapelusza.

W opowieści o sobie jest przedsiębiorcą i sportowcem, recytuje też fraszki własnego autorstwa. Pozostawia nas zdezorientowanych, ale ze złotą myślą: „Trzeba kochać siebie”.

O tym, jak walczyć z dezinformacją – ani słowa. 

Nie wolno ufać dziennikarzom

Kolejny wykładowca, Maciej Karczyński, to były rzecznik warszawskiej policji i ABW (odszedł w 2016 r.).  Do pracy z mediami wraca na kilka tygodni przed wybuchem afery z zatrutą Odrą – obejmuje stanowisko rzecznika GIOŚ. To instytucja obsadzana przez Suwerenną Polskę. 

Karczyński ma prowadzić wykład „Jak instytucja państwowa może bronić się przed dezinformacją i fake newsami?”. Ale rzecznik ma inną propozycję: nauczy nas jak unikać odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Bo Karczyński ma o dziennikarzach złe zdanie: – Dziennikarz zawsze chce zdyskredytować instytucję państwową i pokazać jej wady, a nie zalety – twierdzi. 

Na początku dużo opowiada o kryzysie wokół zanieczyszczenia Odry. Chwali się, jak poradził sobie wtedy z dziennikarzami OKO.press – redakcji, która „zadaje trudne pytania i niekoniecznie zawsze zgadzam się z tym, co jest przez nich napisane”. Na zarzuty OKO.press, że GIOŚ nie jest wystarczająco zainteresowany sytuacją, rzecznik odpowiedział akcją „stop fake news”: zamieścił na Twitterze informację o 50 tys. przeprowadzonych badań Odry. 

Maciej Karczyński był także współprowadzącym „Magazyn Kryminalny 997”. Zdjęcie: TVP / Forum

Karczyński rozwija przed nami wachlarz sposobów skutecznej komunikacji z mediami:  gdy w Szczecinie pijany policjant wjechał w grupę ludzi, jako rzecznik na każde pytanie dziennikarzy odpowiadał jak katarynka, że „w tej sprawie prowadzone jest postępowanie”. 

Poza radą w postaci powtarzania w kółko tej samej odpowiedzi Karczyński sugeruje, aby często prosić o powtórzenie pytania – w ten sposób można zyskać na czasie. Zdradza nam, że policja złośliwie przesyła informacje telewizjom po godzinie 16, żeby nie trafiły do wieczornych serwisów. Podczas wykładu usłyszymy, że „dziennikarz zawsze szuka sensacji” a także, że „nie wolno ufać dziennikarzom”.

Spec od SLAPP-ów: niech się boją 

Jest i spotkanie z prawnikiem, mecenasem Maciejem Zaborowskim. Tytuł wykładu: „Prawne aspekty walki z dezinformacją – jak skutecznie poradzić sobie z kampanią czarnego PR-u”. 

Maciej Zaborowski jest w ostatnich latach pełnomocnikiem ludzi związanych z obozem poprzedniej władzy, takich jak Daniel Obajtek, Zbigniew Ziobro, Radosław Tadajewski czy Tymoteusz Szydło. Jego kancelaria znana jest w środowisku dziennikarskim ze stosowania SLAPP-ów – pozwów, które mają uciszyć niewygodne media. W czasach „dobrej zmiany” Zaborowski dostał posady w radach nadzorczych PZU i PKP Intercity. 

Wykład jeszcze na dobre się nie rozpoczął, gdy Zaborowski zaczyna udowadniać, że dużą rolę w rozpowszechnianiu fake newsów odgrywają dziennikarze. Stwierdza krótko: dziennikarzy należy karać. I to z kodeksu karnego: – Prywatny akt oskarżenia, artykuł słynny 212 (zniesławienie) kodeksu karnego i 216 (znieważenie). Ogromna debata w Polsce dotycząca tego, że te artykuły powinni zniknąć. Że karanie dziennikarzy za podawanie nieprawdy, bądź za podawanie nieścisłych informacji, bądź w ogóle za słowo jest złe. A ja państwu mówię: jest dobre! Wiecie czemu? Bo jest to jedyne narzędzie, które dziennikarze szanują – rzuca mecenas. 

To kolejny wykładowca, który podważa sens istnienia dociekliwych mediów – przez większość jego wystąpienia słyszymy, że dezinformację rozpowszechniają dziennikarze. Zaborowski udziela nam porad, jak domagać się opublikowania sprostowania lub przeprosin. Na Akademii stworzonej z myślą o przyszłych dziennikarzach pokazuje, jak od strony prawnej kontrolować prasę. 

Sprawdzam po raz kolejny: Akademia miała „wspierać dziennikarzy i ich otoczenie w niezależności, rzetelności, uczciwości i profesjonalnym rozwoju zawodowym”. 

Gdy w styczniu pytamy mecenasa Zaborowskiego, ile pozwów i prywatnych aktów oskarżenia złożyła jego kancelaria przeciwko dziennikarzom i mediom od 2015 r., odpisuje, że nie ma precyzyjnych danych, bo pytamy o dziewięć lat, a dostał za mało czasu na odpowiedź (pięć dni). Oblicza jednak, że tylko od 2017 r. jego firma złożyła ponad 400 pozwów z zakresu ochrony dóbr osobistych i prawa prasowego (zaznacza, że większość nie dotyczyła redakcji czy dziennikarzy).

Czy kancelaria Zaborowskiego reprezentuje – lub reprezentowała – dziennikarzy oskarżanych z niesławnego artykułu 212 kodeksu karnego? Mecenas twierdzi, że jego firma  koncentruje się właśnie na reprezentacji dziennikarzy mediów lokalnych i ogólnopolskich, „którzy byli i są autorami wielu materiałów prasowych ‘niewygodnych’ z perspektywy władzy lub też biznesu”. Jakich niewygodnych dla władzy dziennikarzy reprezentowała przez ostatnich osiem lat – nie wiadomo.  

Zaborowski podtrzymuje tezę z wykładu: dziennikarzy należy ścigać z kodeksu karnego. Na koniec domaga się, żebyśmy opublikowali jego długie odpowiedzi ( i – jak podkreśla – parafrazy [pisownia oryginalna – red.]) w całości (dziennikarze nie mają takiego obowiązku).  

Czy Tusk sprzeda Polskę?

Jakub Maciejewski, jeden z trzech organizatorów Akademii, prowadzi kilka wykładów pod hasłem „Dezinformacja w przestrzeni publicznej w latach 1900-2022”. Strzela detalami o kulisach pracy KGB i propagandy w Rosji, opowiada, jak w filmach Olivera Stone’a wytropił groźną dezinformację. Sprawdzam prawdziwość jego historii – momentami koloryzuje, momentami go ponosi. Jedynie o KGB opowiada ze szczegółami. 

Maciejewski to frontman mediów braci Karnowskich – powiedzieć, że jest zaangażowany we wspieranie PiS to jak nic nie powiedzieć. Unia Europejska? Podporządkowana interesom niemieckim, imperium z centrum w Berlinie. Establiszment unijny („skostniałe elity pękającej Unii Europejskiej”)? Chce zagłodzić Polskę. Tytuły jego materiałów w telewizji Karnowskich prezentują antyniemiecka, antyunijną i homofobiczną narrację : „Czy Tusk sprzeda Polskę?”,  „Czy UE się rozpadnie?”, „Czy w UE rządzi ‘niemiecka sitwa’?”,   „Lewacka rewolucja jest u bram. Strajk kobiet to jej taran. Chodzi o przeoranie polskości”.

Według Maciejewskiego „Polska ma być przybudówką Niemiec, tak jak Ukraina przybudówką Rosji, co Rosjanie realizują strzałami w tył głowy, a Niemcy w białych rękawiczkach – Tuskiem”. Niemcy? „Neonazistowskie społeczeństwo niemieckie, nie zdenazyfikowane po II wojnie światowej, dziś akceptuje nazistowskie praktyki Władimira Putina”. LGBT to oczywiście ideologia. 

Jeszcze przed zakończeniem Akademii, tuż przed wyborami, Maciejewski zostaje prowadzącym programu „Fakty czy kłamstwa?” w TVP Info. Rozlicza w nim media, które nie powielają rządowej propagandy. „To program o tym, jak media o zagranicznym kapitale realizują konkretne interesy polityczne” – reklamuje go pisowska TVP.

Sprawdzamy naszego wykładowcę w wyszukiwarce Google: na polu dezinformacji zostawił swój ślad. Jesienią 2021 r. propagandowe „Wiadomości” wyemitowały fragment produkcji Netflixa z uzbrojonymi emigrantami jako prawdziwą scenę ze Sztokholmu. – Poważna liczba migrantów z zewnątrz zagraża stabilności społecznej i bezpieczeństwu państwa, bo grupy, które przyjeżdżają z zewnątrz nie identyfikują się z dobrem tego państwa – z powagą tłumaczył w tym materiale Maciejewski.

Oskar, ekspert od hejtu 

Według Maciejewskiego dezinformacją jest twierdzenie, że Jan Paweł II wiedział o pedofilii w Kościele. Kiedy indziej stwierdza, że na granicy z Białorusią „rzekomi uchodźcy” grają teatrzyk, „spokojnie sobie biwakują” i „żrą białoruskie konserwy”. W tym czasie, twierdzi, naiwne media (TVN, „Wyborcza”, Onet, częściowo „Rzeczpospolita”) podłapują białoruską  propagandę.

Na jedne z zajęć, jako eksperta i równocześnie rzekomą ofiarę hejtu, Maciejewski zaprasza polityka, działacza młodzieżówki PiS-u, Oskara Szafarowicza (w ostatnich wyborach startował do Sejmu z list PiS, nie dostał się). O Szafarowiczu zrobiło się głośno po tym, gdy włączył się w nagonkę na rodzinę posłanki Magdaleny Filiks, której syn był ofiarą pedofilii. W marcu 15-latek popełnił samobójstwo. Ale według Maciejewskiego prawdziwym pokrzywdzonym w tej sprawie jest… Szafarowicz: – Mamy podstawy twierdzić, i mówię to z pełną świadomością, że można mnie za to pozwać, że doszło, niestety, do zaniedbań wychowawczych. (…) Ale nie o tym mówi mainstream, ale o tym, że Oskar jest sprawcą samobójstwa chłopca – narzeka Maciejewski.

Maciejewski pyta, co mogło być przyczyną ataku na Szafarowicza. Z sali pada nieśmiała odpowiedź, że młodzież o prawicowych poglądach nie podoba się mediom opozycji. Szafarowicz i Maciejewski entuzjastycznie potakują.

Ekologia? Pic na wodę! 

Wykład Marka Jakubiaka, posła i byłego działacza PZPR w Ludowym Wojsku Polskim, zaskakuje i słuchaczy, i organizatorów. Nawet Piotr Nisztor, zazwyczaj przysypiający na wykładach z nosem w komórce, jest skrępowany występem polityka. 

Marek Jakubiak jako kandydat na prezydenta w 2020 r. Zdjęcie: Jan Bogacz TVP / Forum

Wykład („Dezinformacja w codziennej polityce”) zaczyna się niewinnie. Przykład dezinformacji? News, że Paweł Kukiz dostał 4 mln zł ze specjalnej puli rządu. – Kukiz nigdy nie chciał brać cudzych, śmierdzących pieniędzy! – oświadcza nasz wykładowca. 

Sprawdzamy – 10 lutego 2023 r. rząd PiS przekazał fundacji „Potrafisz Polsko” powiązanej z Kukizem ok. 4,3 mln zł z rezerwy ogólnej budżetu państwa. Formalnie więc Kukiz nie dostał „cudzych, śmierdzących pieniędzy”, ale dostała je organizacja z nim związana.

Jakubiak to polityk otwarcie antyunijny. Na X pisze, że Unia jest putinowska, że Komisja Europejskiej dąży do pozbawienia Polski suwerenności, a on sam proponuje zawiesić członkostwo w Unii. 

Na naszym wykładzie jest nieprzygotowany, gubi wątki, mówi nie na temat. Ni z tego, ni z owego opowiada o piwie dębowym, o którym ludzie myślą, że powstaje w dębowych beczkach (Jakubiak oburza się, że to nieprawda). Do tego polski system podatkowy jest skomplikowany i trudno żyje się w nim przedsiębiorcom – uważa Jakubiak. 

Gdy już kompletnie nie wiadomo o co chodzi i jaki to ma związek z tematem Akademii, Jakubiak kończy wykład przestrogami. Po pierwsze przed złą Unią (tą samą, która zapłaciła m.in. za grant na jego występy) i przed ekologią. Bo – mówi poseł Jakubiak – ekologia to pic na wodę. Zmiany klimatyczne nie istnieją. 

Prawda czasu, prawda ekranu

Po pół roku Akademia dobiega końca. Przez ten czas nasi eksperci nie wskazują żadnego przykładu dezinformacji  w mediach PiS. Zamiast tego obiecują uczestnikom staże w prawicowych redakcjach, w firmie Hofmana, a nawet w ministerstwie cyfryzacji u Janusza Cieszyńskiego. Na koniec uczestnicy dostają pamiątkowy dyplom – a potem zapada cisza.

Dyplom ukończenia Młodzieżowej Akademii Walki z Dezinformacją. Zdjęcie: Frontstory.pl

Życie dopisuje zaskakująca puentę. Pół roku po zakończeniu Akademii, w związku z odbijaniem  radia, telewizji i PAP z rąk propagandystów, część moich  wykładowców angażuje się w „obronę wolnych mediów”.

Maciej Świrski ogłosił na X, że „jesteśmy na początku operacji niszczenia wolności”.

Samuel Pereira zabarykadował się w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Wrzuca na X posty związane z pisowskimi demonstracjami. Oznacza je hashtagiem #MaszPrawoWyboru (wtóruje mu Maciejewski). 

Janusz Życzkowski stracił audycję w Polskim Radiu 24. Pod koniec grudnia spotkała go przykrość – dziennikarze państwowego Radia Zachód w ramach protestu przeciwko propagandzie nie wpuścili go na antenę. Zamiast porannej rozmowy Życzkowskiego słuchacze usłyszeli oświadczenie o latach cenzury i represji oraz znany przebój z refrenem „przegonimy całe zło”.

Piotr Nisztor stracił audycje w Polskim Radiu 24 i TVP. Na X troszczy się o praworządność: „Wykończyć niesprzyjające media, wykończyć niewygodnych, a potem ordynarnie kłamać że wszystko zgodnie z prawem i w interesie społeczeństwa” – pisze. 

Adrian Stankowski, Król Propagandy, już nie bryluje w TVP i Polskim Radiu – występuje w TV Republika.  

W grudniu ze stanowisk w PAP zostali odwołani Cezary Bielakowski i Wojciech Surmacz. Na pewien czas zabarykadowali się w siedzibie PAP twierdząc, że wciąż zarządzają Agencją – zniknęli pod koniec grudnia, gdy z okupacji siedziby PAP zrezygnowali politycy PiS. 

Kandydat PiS Oskar Szafarowicz nie przejął się porażką w wyborach. Prowadzi własny program w TV Republika. 

Również Marek Jakubiak błyszczy jako komentator TV Republika. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji otrzymała niedawno skargę na program, w którym Jakubiak, wykładowca Młodzieżowej Akademii Walki z Dezinformacją, porównał imigrantów do odpadów.

Adam Hofman z początkiem stycznia po cichu zaczął wycofywać powództwa cywilne i akty oskarżenia przeciwko mediom, które opisywały „układ wrocławski”.

„Słuchacze wybrali wykładowców”

Gdy tuż po wyborach pytamy FRSE (przypomnijmy: instytucja, która przyznała grant na kurs walki z dezinformacją), czy nie widzi w przyznaniu środków na Akademię konfliktu interesów (wykładowcami byli czynni politycy i urzędnicy), FRSE odpisuje, że wszystko jest w porządku. Twierdzi, że o doborze wykładowców mieli decydować słuchacze (to nieprawda). 

Doniesienia o upolitycznieniu i nieprawidłowościach w FRSE ówczesna rzeczniczka prasowa określa mianem „nieprawdziwych, krzywdzących i niesprawdzonych”.

W grudniu 2023 r. cały zarząd FRSE został odwołany, a w Fundacji rozpoczęła się kontrola NIK. Finanse FRSE będą drobiazgowo sprawdzane – wcześniej fundacja wiele razy ukrywała dokumenty, których domagali się kontrolujący ją posłowie. 

Premier i minister sprawiedliwości zapowiadają starania o to, by pracownicy TVP zwrócili część gigantycznych zarobków, które otrzymywali za uprawianie propagandy.

Fundacja Instytut im. Ferdynanda A. Ossendowskiego nie odpowiedziała na nasze pytania. W grudniu prezes fundacji  Piotr Nisztor wysłał branżowemu magazynowi Pressowi jednozdaniowy komunikat: „O planowanych lub realizowanych przez Instytut projektach będziemy na bieżąco informować w naszych mediach społecznościowych”.

Dzień przed publikacją tekstu na stronie Instytutu na Facebooku ostatni wpis pochodził z lipca ubiegłego roku. Profil obserwuje 73 użytkowników platformy. Polubiło – 55.

CZYTAJ WIĘCEJ