Skip to content
Menu

BIURO PODRÓŻY
„OKO SAURONA”

Patryk Szczepaniak, Mateusz Bajek 
Tłumaczenie: Jerzy Wołk-Łaniewski
Ilustracja: sweeticons / Shutterstock

4 sierpnia 2021

Organizacja powiązana z rosyjskimi agentami wpływu zorganizowała wycieczkę, na którą polecieli politycy węgierskiej partii Jobbik oraz polscy dziennikarze. Kim są organizatorzy wyjazdu? Kto ich finansuje? Kto stoi za tajną agencją prasową, która zbiera relacje ludzi wysyłanych do obserwacji wyborów? 

W grudniu 2020 r. prywatny odrzutowiec leci z Paryża do Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej (RŚA). Na pokładzie maszyny znajdują się radny samorządowy Balázs Szabó oraz były parlamentarzysta Tamás Gergő Samu, obydwaj należący do prawicowej (a swego czasu uznawanej za skrajnie prawicową) węgierskiej partii Jobbik. Wybrali się do RŚA, aby uczestniczyć w misji obserwacyjnej podczas  wyborów prezydenckich 27 grudnia. 

Wybory mają szczególne znaczenie dla Rosji – Kreml w ostatnich latach zaangażował potężny arsenał środków, by zabezpieczyć militarnie i politycznie swoje panowanie nad znaczną częścią złóż złota, diamentów i uranu w RŚA i umożliwić sobie wydobywanie i eksport surowców pod auspicjami Grupy Wagnera. 

Kilka tygodni później wybucha skandal: dziennikarz węgierskiego tygodnika gospodarczego „HVG” ujawnia, że misję opłaciła mało znana organizacja z siedzibą w Berlinie pod nazwą Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse (ECAG – Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych), niegdysiejsza niemiecka filia polskiego ośrodka o tej samej nazwie, założonego przez Mateusza Piskorskiego. 

Piskorski, były lider prokremlowskiej partii Zmiana i częsty współpracownik rosyjskich mediów państwowych, został w 2016 r. zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem współpracy ze służbami Chin i Rosji. Piskorski powiązany jest również z byłym parlamentarzystą Jobbiku Béla Kovácsem, (którego w Budapeszcie przezywają KGBéla – patrz: nasz raport na VSquare.org), którego w 2014 r. węgierskie władze również postawiły w stan oskarżenia, zaś w 2021 r. skazały za szpiegowanie Unii Europejskiej na rzecz Kremla. Proces Piskorskiego wciąż toczy się przed sądem w Warszawie. 

Cel: Afryka 

Moskwa od kilku lat intensywnie umacnia swoje wpływy w Republice Środkowoafrykańskiej. Przysyła na miejsce technologów politycznych, doradców wojskowych i paramilitarnych, a także personel szkoleniowy, zakłada i wspiera środki masowego przekazu i zdobywa dla rosyjskich spółek koncesje na wydobycie złota, diamentów i uranu, tymczasem zaś Władimir Putin regularnie spotyka się z tamtejszym prezydentem Faustin-Archange’em Touadérą. Podobnie jak w innych miejscach Afryki, działaniami tymi w znacznej mierze zawiaduje Jewgienij Prigożyn. Współtworzona przez niego paramilitarna Grupa Wagnera zapewnia osobistą obstawę prezydentowi RŚA, wydobyciem surowców naturalnych zajmują się spółki powiązane z nim lub z Wagnerem i to za pośrednictwem jego współpracowników Rosja udziela wsparcia miejscowym mediom. 

Tekst jest przedrukiem artykułu ze strony VSquare, prowadzonej przez Fundację Reporterów.

Oryginalny tekst w wersji angielskiej został opublikowany na vsquare.org.

 

Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić

Stawką ostatnich wyborów był powrót Touadéry do władzy i ukształtowanie nowej rzeczywistości politycznej w warunkach napiętych relacji z ugrupowaniami rebelianckimi i siłami opozycji na terenie kraju, a także próby przywrócenia rządów byłego dyktatora François Bozizégo (ostatecznie wybory wygrał Touadéra). 

Zainteresowanie Republiką Środkowoafrykańską ze strony Kremla i samego Prigożyna jest już dobrze udokumentowane. Sięga ona przynajmniej połowy 2018 roku, co potwierdza nasze źródło w Internet Research Agency – Agencji Badań Internetowych, owianej ponurą sławą fabryce trolli w Sankt Petersburgu, którą dowodzi Prigożyn. Informator, z którym rozmawialiśmy w 2019 r., opowiedział nam o zakrojonych na szeroką skalę staraniach Kremla o uzyskanie wglądu w tematy afrykańskie i tamtejsze procesy polityczne na szczeblu lokalnym. 

Pytanie: Jakie zadanie (w Fabryce Trolli) powierzono ci w związku z Afryką i RŚA? 

Odpowiedź: W połowie 2018 r. pracowało nas tam około 50-65 osób, na dziennych i nocnych zmianach. Zajmowaliśmy się głównie Ameryką. Czasami dostawaliśmy artykuły dotyczące wydarzeń politycznych w państwach afrykańskich. 

Pytanie: Czego dotyczyły materiały o Afryce? 

Odpowiedź: Otrzymywaliśmy artykuły o Afryce i tłumaczyliśmy je z angielskiego na rosyjski. To były teksty o polityce w Republice Środkowoafrykańskiej, w RPA, w Ghanie. 

Pytanie: I co się działo potem? 

Odpowiedź: Nie wiem, dla kogo były te tłumaczenia. Być może dla innych mediów, piszących po rosyjsku. To były szczegółowe opracowania, mowa była o plemionach w Afryce. 

Międzynarodowych zainteresowań Prigożyna dowodzi również wielka ilość poświęcanych im informacji w kontrolowanych przez niego mediach, takich jak na przykład agencja RIA FAN, która od dnia wyborów w grudniu 2020 roku do połowy marca opublikowała 457 depesz na temat RŚA. 

Co ciekawe, RIA FAN jako jedyne medium międzynarodowe relacjonowała misję niemieckiej organizacji ECAG, podczas gdy we wspieranych przez Kreml lokalnych i regionalnych mediach temat był zastanawiająco niewidoczny. Pozwala to przypuszczać, że RIA FAN była jedynym organem prasowym z bezpośrednim dostępem do misji obserwacyjnej niemieckiego ECAG, co raz jeszcze wskazuje na podejrzane zakulisowe działania Kremla i Prigożyna w Republice Środkowej Afryki. 

Prywatny odrzutowiec „last minute” 

Warto przyjrzeć się dokładniej obserwatorom wyborczym, jakich wysłano, aby monitorowali wybory w RŚA. 

Nie był to pierwszy taki wyjazd dla Tamása Gergő Samu, który, jak wskazuje Europejska Platforma Demokratycznych Wyborów, wcześniej w listopadzie 2018 roku uczestniczył we wspieranej przez Kreml misji monitorowania wyborów w tak zwanej Ługańskiej Republice Ludowej. Na tydzień przed wyjazdem do Ługańska opuścił szeregi Jobbiku, tłumacząc to spadkiem poparcia partii wśród wyborców i niedawną woltą ideologiczną. 

Jednakże upodobanie Samu do politycznych kryzysów na tym się nie kończyło. W 2018 roku Tamás Gergő Samu odbył spotkanie z przedstawicielami nacjonalistycznej partii syryjskiej SSNP, nawołując do udzielenia poparcia narodowi palestyńskiemu i do działania przeciwko „syjonistycznemu terroryzmowi”. Jeszcze w 2011 roku przy okazji odwiedzin w ambasadzie Iranu w Budapeszcie wyraził poparcie dla reżimu ajatollahów.  

Jego poglądy w dziedzinie polityki międzynarodowej umocniły się za sprawą jego (dawnych) funkcji zarówno w strukturach Jobbiku, jak i Rady Europy. Jako przedstawiciel rady komitatu Békés zasiadał wcześniej w Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych Rady Europy. Tytuł ten wykorzystuje przy regularnych publikacjach na łamach „Erdélyi Napló”, lokalnej platformy informacyjnej dla etnicznych Węgrów mieszkających w Rumunii, gdzie zamieszcza też teksty o wymowie prokremlowskiej i eurosceptycznej. 

Za weterana misji obserwacyjnych może również uchodzić Balázs Szabó. Brał udział w dziesięciu takich przedsięwzięciach, w tym w Ukrainie, w Azerbejdżanie, w Rosji oraz w Polsce (tam wręcz kilkukrotnie). W odpowiedzi na pytania węgierskiego prorządowego dziennika „Magyar Nemzet” Szabo podkreślił, że początkowo miał się udać do Republiki Środkowoafrykańskiej samolotem czarterowym, lecz niemieccy organizatorzy wyjazdu „w ostatniej chwili” zaproponowali mu podróż prywatnym odrzutowcem. Szabó wykorzystał udział prominentnego polityka Jobbiku Mártona Gyöngyösiego w misjach obserwacyjnych w okupowanym Doniecku i na Krymie jako dowód na to, że jego własna misja nie była niczym nadzwyczajnym. Jednakże wywiad z wysokim rangą działaczem Jobbiku pozwolił potwierdzić, że „partyjni decydenci umyślnie wywołali skandal”, aby oczyścić ugrupowanie z prorosyjskich elementów i wpływów w ramach kontynuacji proeuropejskiego zwrotu w partyjnej polityce zagranicznej, jaki się dokonał po wyborach powszechnych w 2018 roku. Ów element prorosyjski „opierał się głównie na ludziach z otoczenia byłego europarlamentarzysty Béli Kovács”, w tym na Balázsu Szabó. 

W rezultacie Jobbik w styczniu 2021 roku zawiesił członkostwo Szabó ze skutkiem natychmiastowym, obecnie zaś trwa proces usuwania go z partii. 

Kreml zdał sobie sprawę, że nadarza się okazja stworzenia alternatywnego mechanizmu legitymizacji wyborów i referendów zbieżnych z jego interesem

Kiedy tygodnik „HVG” zapytał Szabó o kwestię rosyjskich wpływów, ten odparł, że musiałby być naiwny, żeby nie uznać, że kryją się za tym rosyjskie pieniądze lub wpływy. Wyjaśnił jednak, że zawsze interesował się systemami wyborczymi i procesem elektoralnym, i że od czasów „polskich zaproszeń” latami angażował się w obserwację wyborów. Powiedział, że to dlatego uznał wybory w Republice Środkowoafrykańskiej za wyśmienitą sposobność do pozyskania doświadczenia zawodowego. Według naszych węgierskich źródeł i wbrew wyrachowanym, a naiwnym tłumaczeniom Szabó, Tamás Gergő Samu i Szabó w istocie zdawali sobie sprawę, że za misją obserwacyjną stoją Rosjanie, lecz fakt ten zignorowali, usatysfakcjonowani świadomością, że po wszystkim sporządzili „rzetelne” i „rzeczowe” sprawozdania z misji. Przykładem niech będzie artykuł autorstwa Szabó pod tytułem „Wybory w cieniu afrykańskiej biedy”, opublikowany na prokremlowskim blogu założonym i prowadzonym przez Gábora Stiera, węgierskiego dziennikarza, eksperta od polityki zagranicznej i częstego gościa na spotkaniach Forum Wałdajskiego prezydenta Putina. Co więcej, „misję organizował Balázs Szabó, ponieważ mówi płynnie po polsku i ma silne powiązania z polskim środowiskiem (pseudo)kibiców piłkarskich, którzy mogli posłużyć za pośredników w jego kontaktach z Piskorskim” – poinformowało nasze źródło w Jobbiku.  

Piskorski, i kampanie wywierania wpływów przez CIS-EMO

Mateusz Piskorski był na początku nowego tysiąclecia jednym z pierwszych organizatorów przyjaznych Kremlowi wyborczych misji obserwacyjnych. Jak udało się nam ustalić, z niemieckim Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse związany jest poprzez pierwotnie polski oddział organizacji, który założył w 2007 r. 

Aby zrozumieć, po co Rosji sprzyjający jej obserwatorzy z Europy, musimy cofnąć się do upadku Bloku Wschodniego, kiedy to Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i jej Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (BIDiPC), Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy oraz Unia Europejska zaczęły się angażować w monitorowanie wyborów na terenie byłego Związku Radzieckiego (Unia Europejska nie prowadzi już obserwacji wyborów w Europie Wschodniej). 

Gdy tylko stało się jasne, że niezależne instytucje nie zamierzają uznawać sfałszowanych wyborów odbywających się w byłych państwach ZSRR, Kreml zdał sobie sprawę, że nadarza się okazja stworzenia alternatywnego mechanizmu legitymizacji wyborów i referendów zbieżnych z jego interesem w celu utrzymania sieci wsparcia i wpływów na całym obszarze „bliskiej zagranicy”. 

Skutkiem było powołanie do życia szeregu kontrolowanych przez Moskwę inicjatyw i organizacji monitorowania wyborów. Najbardziej znane i najdłużej działające z nich to misje obserwacyjne Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP, po angielsku CIS). Lecz organizmem zdecydowanie dla nas istotniejszym jest CIS-EMO, czyli Organizacja Monitoringu Wyborów Wspólnoty Niepodległych Państw, formalnie niepowiązana z WNP. CIS-EMO funkcjonuje od 2003 r. Utworzyła ją grupa rosyjskich „technologów politycznych”, w tym Aleksiej Koczetkow, który działalność w sferze publicznej zaczynał jako aktywista ruchu faszystowskiego

Koczetkow organizuje misje niemalże wyłącznie w miejscach, gdzie Moskwa ma swoje interesy, a także na rozmaitych nieuznawanych terytoriach separatystycznych zajmowanych przez armię rosyjską, w tym w Osetii Południowej, Abchazji oraz Naddniestrzu. Sprawozdania z obserwacji prezentowane przez CIS-EMO zawsze okazują się zgodne z celami politycznymi Kremla. Kiedy w wyborach wygrywają siły polityczne pogodzone z wpływami Kremla, wybory uważa się za uczciwe, kiedy zaś dochodzi do niespodzianek, CIS-EMO nawołuje do powtórzenia procesu wyborczego. 

Źródła finansowania działań CIS-EMO nie są publicznie znane, zaś sama organizacja nie publikuje informacji na ten temat. Powszechnie przyjmuje się, że otrzymuje pieniądze z Kremla. Przez wiele lat politycy z rozmaitych krajów, z prawej i lewej strony sceny politycznej, brali udział w misjach CIS-EMO. Wielu polskich uczestników misji monitorujących CIS-EMO skrupulatnie ukrywa fakt własnego w nie zaangażowania i niechętnie dzieli się poczynionymi obserwacjami. 

Istotnie, Polacy od lat bardzo aktywnie udzielają się w misjach obserwacyjnych CIS-EMO. Ma to całkiem proste wytłumaczenie – jest nią bliska współpraca łącząca Aleksieja Koczetkowa z Mateuszem Piskorskim. 

Utworzone przez Piskorskiego Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych (ECAG) de facto stało się w ostatnich latach podwykonawcą CIS-EMO przy werbunku obserwatorów na misje. 

Po trzech latach spędzonych w areszcie w związku z toczącym się procesem o szpiegostwo Piskorski wypadł z obiegu. Stracił swoje wpływy na polski odział ECAG – nie kontroluje już organizacji, którą kierują teraz inni ludzie, zaś on sam ma na głowie polskie tajne służby i prokuraturę. Jeżeli w ogóle pojawia się publicznie, to jedynie w prokremlowskim serwisie Sputnik bądź jako bohater niszowych portali prawicowych. Co więcej, niemieckie ECAG, założone we współpracy z Piotrem Łuczakiem z niemieckiej skrajnie lewicowej Die Linke i swego czasu chwalące się współpracą z rosyjską Centralną Komisją Wyborczą, w 2011 r. odłączyło się [tu link do Google books, lecz cytat jest niedostępny] od pierwowzoru i stało się niezależną organizacją. 

Tymczasem jednak udało nam się ustalić, że udział Piskorskiego w niedawnej misji w Republice Środkowoafrykańskiej wykraczał poza rolę zwykłego świadka i że nie można wykluczyć, by utrzymywał on bliższe kontakty z niemieckim ECAG aniżeli wcześniej się to wydawało. 

Nieformalna agencja prasowa Press Tour

Piskorski niemalże natychmiast zareagował na skandal wywołany publikacją „HVG”, w parę godzin później udzielając komentarza najważniejszemu węgierskiemu dziennikowi prorządowemu „Magyar Nemzet”. W ostrym artykule oskarżył Jobbik o „hipokryzję”, wypominając partii, że karze Szabó za takie samo zachowanie, jakiego się dopuścił Márton Gyöngyösi, obecny wiceprzewodniczący ugrupowania. Nasze źródła jasno wskazywały, że szybka reakcja Piskorskiego może  oznaczać dwie rzeczy: przedstawiciele Jobbiku poddawani są w jakiejś formie nadzorowi ze strony rosyjskiego wywiadu bądź też sam Piskorski utrzymuje zastanawiająco bliskie relacje z redakcją „Magyar Nemzet”. Tak czy inaczej, przypadek ten dowodzi, że Kreml zrezygnował z wywierania wpływów na marginalne i małe partie takie jak Jobbik i postanowił skoncentrować swoje wysiłki i działania na werbunku poszczególnych polityków na potrzeby swych zagranicznych misji. 

Poza Węgrami w misji z 2020 r. uczestniczyło dwóch Polaków – Grzegorz Waliński i Piotr Jastrzębski, którzy spędzili w Republice Środkowoafrykańskiej trzy tygodnie, to jest więcej niż pozostali obserwatorzy. 

Grzegorz Waliński to postać nietuzinkowa: miał za sobą pracę w charakterze dziennikarza, a także dyplomaty, w ramach której w latach 2002-2008 piastował stanowisko ambasadora RP w Nigerii. Przez długie lata współpracował jako reporter z lewicowym „Dziennikiem Trybuna” i zasiadał we władzach Komunistycznej Partii Polski . Piotr Jastrzębski to również były dziennikarz, a przy tym niepijący alkoholik, który swoją walkę z nałogiem opisał w książce „Powrót z dna”. Łączyła ich fascynacja Afryką. Bez trudu można znaleźć ich wspólne fotografie w towarzystwie Węgrów w Republice Środkowoafrykańskiej, takie jak choćby to ujęcie, na którym Waliński stoi obok Balázsa Szabó. 

Balázs Szabó podziela ich afrykańską pasję, a w artykule opublikowanym po powrocie z misji na blogu Moszkvater pisał: „Nie będzie przesadą, gdy powiem, że w mieście Bangi w dzień wyborów było rojno jak w ulu. Naszą międzynarodową ekipę obserwatorów wyborczych z Belgii, Francji, Austrii, Macedonii, Niemiec, Polski i Węgier podzieliliśmy na dwuosobowe zespoły i każdy zespół ruszył oglądać inne lokale. Jako że władam polskim na poziomie rodzimych użytkowników języka, przypisano mnie do kolegi z Polski i razem odwiedziliśmy położone niedaleko od Bangi dwustusiedemdziesięciotysięczne miasto Bimbo. Potem nasze ścieżki [się rozdzieliły]”. 

 

Piotr Jastrzębski zgodził się z nami porozmawiać na temat misji obserwacyjnej i swojego w niej udziału, raz jeszcze potwierdzając przypuszczenia co do rosyjskich metod działania podczas lipnych misji wyborczych: 

Pytanie: Jakie odniósł pan ogólne wrażenie z tej misji? 

P.J.: Jedynymi białymi, jakich tam spotkałem, byli ci pozostający pod ochroną ambasady Francji. Przyjechali na ogłoszenie wyników wyborów, pilot i kilku Rosjan. Poza nimi nie spotkałem nikogo białego. Byłem ja, Grzesiek Waliński i Milenko z Macedonii. Przez pewien czas była jeszcze kobieta z Francji i dwóch węgierskich parlamentarzystów. Balázs Szabó, co mnie ogromnie zdumiało, świetnie mówi po polsku [potwierdzają to nasze węgierskie źródła – przyp. red.]. Spotkałem go w pubie i rozmawialiśmy sobie przez jakieś pół godziny. 

Pytanie: Jest pan lewicowcem, a tu znienacka pojawiają się ludzie z Jobbiku, to jest partii, która dopiero niedawno złagodziła swoje skrajnie prawicowe nastawienie. To pana nie zdziwiło? 

P.J.: Zjawili się w tym samym hotelu, co my. Co było dziwne, bo wszystkich nie-czarnych zakwaterowano w jakimś innym, chronionym hotelu francuskim. Spędziliśmy tam ponad trzy tygodnie. Więc praktycznie zjeździłem ten kraj we wszystkie strony. 

Pytanie: Kto pana na tę misję skierował? 

P.J.: Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse. Podczas wyborów przez dwa dni objeżdżałem lokale wyborcze. Stawałem, chwilę tam spędzałem, rozmawiałem z pracownikami i jechałem dalej. No, bo taką wizytę w jednym lokalu wyborczym zawsze miejscowi mogą jakoś ustawić, toteż wolałem dać się tak zaskoczyć. 

Pytanie: Innych nieprawidłowości pan nie zauważał? 

P.J.: Nie, bardzo zdziwił mnie porządek w komisjach, które odwiedzałem bez wcześniejszej zapowiedzi. 

Pytanie: Czy po wyjeździe musiał pan sporządzić jakikolwiek raport na temat poczynionych obserwacji? 

P.J.: Tak, tak. Powstał raport, który podpisano i przesłano do Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse, do miejscowej komisji wyborczej oraz do kilku organizacji afrykańskich.  

Oznajmił, że raport z misji sporządzono nie po niemiecku, jak można by się spodziewać, zważywszy na podmiot, który ją organizował, lecz po francusku. Kiedy spytaliśmy go o prace na rzecz niemieckiego ECAG, Jastrzębski przyznał, że „ktoś go polecił” na misję obserwacyjną przy wyborach na spornym terytorium Górskim Karabachu (w grudniu 2020 r. na swojej stronie na Facebooku umieścił zresztą serię zdjęć, które zdają się dokumentować jego wizytę w tym regionie). Od tego czasu odbył szereg wyjazdów z ramienia niemieckiego ECAG. Według samego Jastrzębskiego Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse uruchomiło niedawno nieformalną agencję prasową Press Tour. Jako jej przedstawiciel jeździł już do Grecji i Ukrainy. „Z każdej podróży piszę i przesyłam im sprawozdanie” – deklaruje. Agencja Press Tour nie ma osobowości prawnej, zaś motywy wyjazdów Jastrzębskiego nie są do końca jasne. 

Rozległa sieć prorosyjska

Według Jastrzębskiego to Piskorski jesienią 2020 r. zaproponował mu wyjazd na misję obserwacyjną do Afryki. Wersję tę potwierdza sam Piskorski. 

W rozmowie z VSquare na potrzeby tego materiału Piskorski wyjawił, że ECAG, do którego wcześniej należał, stanowił element większej sieci, w której Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse odgrywał kluczową rolę. Według Piskorskiego bliźniacze organizacje w ramach sieci działały we Francji, Austrii oraz w Belgii, za każdym razem pod podobną nazwą, lecz niepołączone między sobą formalnymi powiązaniami. 

Na pytania o źródła finansowania Europäisches Zentrum für Geopolitische Analyse Piskorski odpowiada wymijająco, deklarując, że stowarzyszenia na całym świecie zazwyczaj utrzymują się na podstawie trzech źródeł: wpłat, darowizn oraz grantów. Jednakże niemiecki ECAG nie ujawnia listy swoich darczyńców i odmówił przesłania jej nam emailem. Nie stanowi to zaskoczenia, zważywszy na bezpośrednie i pośrednie zaangażowanie Rosji w misję oraz na całkiem pokaźne sumy pieniędzy niezbędne do ich prowadzenia, co wyszczególniamy poniżej. 

Zapytany o agencję Press Tour i wyjazdy Jastrzębskiego, Piskorski oznajmił, że czasami korzysta z fotografii dostarczanych przez Press Tour w swojej pracy, jak choćby przy materiałach na temat wyborów prezydenckich w USA w 2020 roku. Jak mówi, agencja nie wytwarza treści dziennikarskich, a jedynie zdjęcia. Twierdzi, że dostęp do prac agencji możliwy jest wyłącznie poprzez kontakt na Telegramie. 

Nie udało nam się ustalić, kto finansuje agencję, jak ona funkcjonuje ani też jak się z nią można skontaktować. Wcześniejsze dochodzenia prowadzone przez Węgrów potwierdziły, że tego rodzaju organizacje „pośredniczące” często służą za przykrywkę dla rosyjskiego wywiadu bądź innych agencji korzystających w swoich działaniach z podobnych metod. Tak więc zdjęcia, notatki bądź inne materiały sporządzane przez obserwatorów na rzecz Press Tour jak najbardziej mogą wpisywać się w rosyjskie działania wywiadowcze lub dezinformacyjne w Republice Środkowoafrykańskiej bądź szerzej w regionie, nawet jeżeli sama agencja Press Tour zdaje się organizacją-widmo bez jasnych ani rzeczywistych funkcji w świecie rzeczywistym. 

Związki Piskorskiego z misją do Republiki Środkowoafrykańskiej mogą zdumiewać – choć polski oddział ECAG utworzono z konkretnym celem organizowania wyborczych misji obserwacyjnych, to Afryka nie była dotąd obszarem jego działań. Możliwe, że taki zwrot nastąpił w reakcji na wyraźne wyeksponowanie w ostatnich latach ulubionej przez Kreml organizacji zajmującej się obserwacją wyborów w Afryce, to jest Stowarzyszenia Wolnych Badań i Współpracy Międzynarodowej (AFRIC). 

AFRIC działało w porozumieniu z pozostałymi elementami machiny wspieranej przez Kreml, korzystając przy swoich misjach z obfitych zasobów europejskich współpracowników i przedstawicieli. Wyjazd do Republiki Środkowoafrykańskiej nie był pierwszym przypadkiem zaangażowania w taką misję lewicowych dziennikarzy i aktywistów z Polski. W listopadzie 2018 r. grupa działaczy i dziennikarzy z lewicowego portalu strajk.eu dołączyła do rosyjskiej delegacji CIS-EMO przy okazji wyjazdu na Madagaskar, aby monitorować tamtejsze wybory prezydenckie. Za podróż i zakwaterowanie Macieja Wiśniowskiego, Małgorzaty Kulbaczewskiej-Figat i Bojana Stanisławskiego płaciła CIS-EMO. 

Wiec polityczny podczas kampanii wyborczej na Madagaskarze. Źródło: Skil Russell(CC BY-NC-ND 2.0)

W wywiadzie z 2018 r. Wiśniowski i Kulbaczewska-Figat zapewniali, że z rosyjską propagandą nie mieli nic wspólnego. „Nie dziwi mnie, że państwo takie jak Rosja, o wielkich ambicjach mocarstwowych, wysyła misję monitorującą wybory. Przebieg wyborów na Madagaskarze interesował wiele innych państw, w tym Francję, Unię Europejską, a także Chiny. Czyżby pojawienie się misji monitorującej stanowiło oznakę ingerencji w proces wyborczy?” – pytała Kulbaczewska-Figat. „Zaprosili nas, a my, jako dziennikarze, uznaliśmy, że to dla nas doskonała okazja, by odwiedzić kraj, do którego samodzielnie nigdy byśmy się nie wybrali” – dodała. 

Nie mieli jednak żadnych zastrzeżeń do udziału w misji sponsorowanej przez organizację powiązaną z Kremlem: „Nie postrzegam tego w ten sam sposób, co wy i odrzucam narrację, wedle której CIS-EMO i Koczetkow to Kreml, rosyjskie pieniądze, Putin, a za wszystkim stoi rosyjski wywiad” – oznajmił Wiśniowski. 

Kto za to płaci? 

Ile kosztuje organizacja misji obserwacyjnej? Wedle wyliczeń „Newsweek Polska” tygodniowe misje organizowane przez uznane instytucje międzynarodowe, takie jak OBWE/BIDiPC, oznaczają koszt około 1500-3000 euro za „krótkoterminowego” obserwatora, który spędzi na obserwowaniu wyborów około tygodnia. Misje CIS-EMO w Afryce muszą być droższe (wliczając loty, wyżywienie, hotele, tłumaczy, kierowców), do czego dochodzą koszta administracyjne. Według naszych szacunków, u szczytu aktywności (w latach 2005 i 2009-2011) CIS-EMO wysyłała jednocześnie około setki obserwatorów (oficjalnych wyliczeń brak), co oznacza, że na przestrzeni kilku lat budżet instytucji mógł wynieść nawet 12 milionów euro (od 160 do 250 tysięcy euro na misję). Możliwe też, ze wydatki CIS-EMO były wyższe, jako że na niektóre misje skierowano znacznie liczniejsze delegacje (wybory prezydenckie w Ukrainie w 2010 r. obserwowało 566 wysłanników). Część uczestników wspomina, że warunki do pracy (zakwaterowanie, wyżywienie) były bardzo dobre. 

Takie misje są kosztowne, trudno zatem uwierzyć, by niewielka niemiecka organizacja inwestowała własne środki w wyekspediowanie grupy obserwatorów do Republiki Środkowoafrykańskiej (gdzie, jak się wydaje, zbytnio się nie napracowali), nie otrzymawszy w tym celu czyjegoś wyraźnego wsparcia. Zaangażowanie Kremla w wywieranie wpływów w Republice Środkowoafrykańskiej czyni zeń wymarzonego kandydata do tego rodzaju stronniczych misji obserwacyjnych i kampanii oddziaływania politycznego, jakie AFRIC przeprowadzało w RPA, na Madagaskarze, w Mozambiku i w Zimbabwe. Tymczasem jednak liczne publikacje na temat działań AFRIC, zwieńczone objęciem tej organizacji wraz z kluczowymi jej postaciami amerykańskimi sankcjami, sprawiły, że AFRIC w znacznej mierze zniknęło z horyzontu. Tak więc niemieckie ECAG stanowiło być może organizowane na ostatnią chwilę, dyskretne zastępstwo, w ramach którego w krótkim czasie i bez zbędnych pytań zmobilizowano rozległą siatkę prokremlowsko nastawionych obserwatorów wyborczych. 

Imperium wpływów kontratakuje 

Kreml w dalszym ciągu organizuje wyborcze misje obserwacyjne złożone w większości z przedstawicieli ugrupowań skrajnie prawicowych, a niekiedy i skrajnie lewicowych, w celu legitymizowania prokremlowskich reżimów na całym świecie. 

Sieć obserwatorów wyborczych ewoluowała i połączyła się w globalną strukturę promującą rosyjskie interesy polityczne, militarne bądź gospodarcze w Europie Wschodniej, na Bliskim Wschodzie oraz w Afryce. 

Takie wyborcze misje obserwacyjne wykorzystują sieć organizacji udających niezależne, miejscowe NGOsy, w rzeczywistości zaś uzależnionych finansowo bądź też wprost sterowanych przez Kreml. Stanowią one kluczowy element rosyjskich operacji roztaczania wpływów, w szczególności w Afryce, gdzie w celu zapewnienia i umacniania wpływów Moskwy prowadzi je Jewgienij Prigożyn. 

Skrajnie prawicowe bądź marginalne partie i politycy z Węgier, Polski i innych krajów Europy wciąż stanowią słaby punkt Unii Europejskiej i NATO, narażony na oddziaływanie rosyjskich wpływów politycznych bądź gospodarczych. To nie tylko wykonawcy woli Kremla za granicą – to ludzie, którzy dostarczają też Rosji informacji pod postacią poufnych raportów bądź publikacji, które następnie kremlowskie fabryki trolli i agencje wywiadowcze wykorzystują w swoich operacjach wpływu.

Przy sporządzeniu materiału z Węgier współpracowali Lóránt Győri i Dominik Istrate z Political Capital Institute

Tekst jest przedrukiem artykułu ze strony VSquare, prowadzonej przez Fundację Reporterów.
Oryginalny tekst w wersji angielskiej został opublikowany na vsquare.org.

 

CZYTAJ WIĘCEJ