WIELKIE TAJEMNICE
MAŁEGO LUKSEMBURGA
Antonio Baquero (OCCRP), Maxime Vaudano (Le Monde), Cecilia Anesi (IRPI)
Tłumaczenie: Jerzy Wołk-Łaniewski
Ilustracja: OCCRP/Svetlana Tiourina
8 lutego 2021
Podejrzane pieniądze z całego świata płynęły do tajemniczych spółek z siedzibą w Luksemburgu. Oto dlaczego proceder ten był możliwy – i jak OCCRP udało się go zdemaskować.
- Pomimo podjętych prób reformowania system prawny Luksemburga pozostaje nieprzejrzysty, obowiązujące zasady jawności działania spółek i osób fizycznych da się obejść, sankcje zaś rzadko kiedy dochodzą do skutku.
- Choć od utworzenia nowego rejestru ostatecznych beneficjentów rzeczywistych (UBO) upłynął rok, przynajmniej jednego UBO wskazała zaledwie połowa spółek z Luksemburga. W przypadku mających w księstwie siedzib funduszy inwestycyjnych uczyniła tak jedynie jedna piąta.
- Dziesiątki cudzoziemców uwikłanych w sprawy korupcyjne, przypadki sprzeniewierzenia publicznych środków, przestępczość zorganizowaną oraz przestępczość podatkową pozakładało w Luksemburgu spółki, nie wzbudzając niczyjego niepokoju, co każe uznać próby wprowadzenia regulacji w sektorze przedsiębiorstw za nieudane.
W 2019 r. w prasie hiszpańskiej pojawia się komunikat. Informuje o sprzedaży znacznej części udziałów jednego z największych hiszpańskich producentów broni, holdingu Maxamcorp.
Hiszpański rząd zatwierdził umowę i wydaje się, że wszystko przebiega tak, jak powinno. Jednakże uważni obserwatorzy dostrzegają w transakcji coś dziwnego: nikt tak naprawdę nie zna tożsamości kupca.
Na papierze to zarejestrowana w Luksemburgu spółka Prill Holdings. Ale kto za nią stoi?
Jedyne dostępne informacje na temat właścicieli spółki wskazują na dwie firmy zarejestrowane na Kajmanach. Obie są powiązane z amerykańskim funduszem private equity Rhone Capital, lecz poza tym wiadomo o nich niewiele. Taka nieprzejrzystość, przy tego rodzaju transakcji, musi budzić niepokój.
„To nie do przyjęcia, by hiszpańskie władze zezwalały firmie na działalność w sektorze tak bardzo powiązanym z kwestiami przestrzegania praw człowieka, nie wiedząc przy tym, kto za nią stoi” – ocenia Susana Ruiz, koordynatorka do spraw sprawiedliwości podatkowej w organizacji humanitarnej Oxfam International.
Prill to nie jedyna tajemnicza spółka zarejestrowana w Luksemburgu. Choć księstwo zalicza się do grona najmniejszych państw świata, jest obszarem ogromnej aktywności finansowej, niemalże bez wyjątku podejmowanej przez firmy z zagranicy. Prawie 90 proc. spółek zarejestrowanych na terenie kraju należy do osób spoza Luksemburga. Prowadzi tu firmy przynajmniej 266 ludzi z listy miliarderów magazynu „Forbes”, przy czym żaden z nich nie pochodzi z Luksemburga. Z kolei około 40 proc. luksemburskich spółek istnieje tylko po to, by trzymać aktywa, nie podejmując jakiejkolwiek innej działalności.
Nieduży kraj na dobrą sprawę funkcjonuje niczym podatkowy raj w samym sercu Europy.
Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić
Wiele luksemburskich spółek spełnia wszelkie wymogi prawa i powstało z całkowicie legalnych powodów. Są jednak takie, które należą do osób na eksponowanych stanowiskach politycznych, skorumpowanych urzędników, a nawet zorganizowanych grup przestępczych.
Najmocniejszym magnesem może być reputacja Luksemburga jako kraju dyskretnego. Ta renoma przyciąga ludzi, którzy pragną „zerwać powiązania ze swoim stanem posiadania”, jak określa ich Gabriel Zucman, profesor wydziału ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.
Trzymanie aktywów w luksemburskich spółkach „utrudnia władzom powiązanie środków z ich właścicielami, a to z kolei utrudnia im prowadzenie dochodzeń dotyczących korupcji, oszustw bądź unikania podatków” – komentuje Zucman. „Na tym polega podstawowa usługa zapewniana przez ten segment sektora finansowego”.
Przepływ rosyjskiego kapitału do Luksemburga – i późniejszy jego odpływ – osiągnął taką skalę, że maleńkie europejskie księstwo zalicza się obecnie do grona największych inwestorów zagranicznych w Rosji. „Nie znaczy to bynajmniej, że Luksemburg inwestuje, by stawiać w Rosji fabryki” – zastrzega Benoît Majerus, profesor historii na Uniwersytecie Luksemburskim. „To oczywiste, że chodzi o rosyjskie pieniądze, które wchodzą w obieg w Luksemburgu, a następnie wracają do Rosji”.
Prokuratorzy z Włoch uważają, że do Luksemburga masowo ściągnęli członkowie kalabryjskiej ‘Ndranghety, dostrzegając tam „nadzwyczaj atrakcyjne” warunki do bezpiecznego przechowywania brudnych pieniędzy.
Z kolei śledczy z co najmniej trzech państw Ameryki Południowej badają doniesienia, wedle których postaci tamtejszego życia politycznego miałyby trzymać w luksemburskich spółkach pieniądze z łapówek.
„Budzi w nas to niepokój” – przyznaje OCCRP Laurent Lim, urzędnik do spraw polityki w Dyrekcji Generalnej do spraw Stabilności Finansowej, jednego z departamentów Komisji Europejskiej. „Luksemburg znany jest z atrakcyjnych podatków, musimy też jednak zacząć o nim mówić w kontekście prania brudnych pieniędzy”.
„Aż do zeszłego roku nie było w tej kwestii żadnej przejrzystości” – uważa Lim. „Do zeszłego roku można było powołać tam spółkę i nikt nie mógł ustalić, kto jest jej ostatecznym beneficjentem rzeczywistym”.
Teraz taki sposób istnieje – przynajmniej teoretycznie.
W 2019 r., stosując się do unijnej dyrektywy o zapobieganiu praniu brudnych pieniędzy, Luksemburg utworzył nowy rejestr, w ramach którego wszystkie z 124 045 zarejestrowanych w księstwie spółek musiało wskazać ostatecznych beneficjentów rzeczywistych (UBO).
Luksemburg utworzył publiczny rejestr UBO jako jedno z pierwszych państw w Europie, co działacze organizacji antykorupcyjnych uznają za poważny krok naprzód.
Lecz nowy system ma szereg istotnych ograniczeń. Jedno z najważniejszych polega na tym, że umożliwia wyszukiwanie wyłącznie po nazwach spółek, nie zaś nazwiskach właścicieli. Utrudnia to dziennikarzom i opinii publicznej ustalanie, co i kto realnie posiada w Luksemburgu.
W zeszłym roku redakcja francuskiego dziennika „Le Monde” przetrząsnęła bazę danych i wydobyła z niej miliony dokumentów, ujawniając wszystkie spółki zarejestrowane w Luksemburgu – a także ich nowo zgłoszonych Ostatecznych Beneficjentów Rzeczywistych. Zespoły OCCRP do spraw danych i technologii zadbały, by dokumenty te dało się w pełni przeszukiwać, a następnie udostępniły je dziennikarzom z mediów na całym świecie, po raz pierwszy umożliwiając przeszukiwanie po nazwisku właściciela.
A znalezione w rejestrze nazwiska mogą zdumiewać. Pośród miliarderów, piosenkarzy, aktorów i gwiazd sportu odnaleźli się skompromitowani oficjele, szefowie organizacji przestępczych, a także krewni i znajomi prominentnych postaci politycznych z całego świata.
W gronie beneficjentów rzeczywistych dziennikarze odnaleźli:
- Handlarza bronią zamieszanego w jeden z największych skandali korupcyjnych we Francji;
- Powiązanego z Kremlem przywódcę jednej z największych rosyjskich organizacji przestępczych;
- Byłego zięcia dawnego dyktatora Tunezji;
- Zaufanego współpracownika prezydenta Serbii;
- Nastoletnie dzieci rosyjskiego oligarchy;
- Tureckiego biznesmena oskarżonego o powiązania z oszustwem podatkowym w wysokości 511 milionów dolarów;
- Indonezyjskiego potentata z branży oleju palmowego, któremu przypisuje się odpowiedzialność za zniszczenie tysięcy hektarów dziewiczych lasów;
- Członków kalabryjskiej ‘Ndranghety, najpotężniejszej organizacji przestępczej we Włoszech.
Jak komentuje Zucman, zważywszy na korzyści płynące z dyskrecji miejscowego systemu prawnego, obecność przestępców i polityków nie powinna nikogo dziwić.
„Kto korzysta z takich rajów podatkowych?” – pyta. „Ci, co w legalny bądź nielegalny sposób unikają płacenia podatków, przestępcy, ci, co piorą brudne pieniądze, skorumpowani ludzie biznesu oraz polityki najwyższego szczebla”.
Możemy zakładać, że nazwiska beneficjentów miały pozostać nieznane. Znaczną część spółek zarejestrowano na podstawionych ludzi, aby tożsamość rzeczywistych beneficjentów nie przedostała się do wiadomości publicznej.
W 2020 r., rok po uruchomieniu luksemburskiego rejestru UBO, nastąpił gwałtowny wzrost liczby usuniętych spółek. Po raz pierwszy w dziejach księstwa więcej spółek zniknęło z rejestru niż zostało założonych.
Nawet w samym Luksemburgu coraz bardziej dojrzewa świadomość, że kraj musi zmierzyć się z mroczną stroną masowego napływu zagranicznego kapitału, który w 2019 r. wyniósł ponad 5 bilionów dolarów w inwestycjach portfelowych, co dało Luksemburgowi drugie miejsce na świecie (zaraz za Stanami Zjednoczonymi).
„Rząd Luksemburga jest w pełni świadom, że sukces ten wiąże się również z narażeniem na wzrastające i ewoluujące ryzyko procederu prania brudnych pieniędzy oraz finansowania działalności terrorystycznej” – przyznawało w raporcie z 2018 r. tamtejsze ministerstwo finansów. Kolejny rządowy raport, sporządzony dwa lata później, podkreślał, że legalizowanie przychodów zagranicznych przestępców stanowiło dla Luksemburga „najpoważniejsze zagrożenie”.
Resort finansów księstwa poinformował OCCRP, że „stanowczo obrał ścieżkę transparentności podatkowej” i całkowicie spełnia standardy unijne. W oświadczeniu poprzedzającym publikację ustaleń projektu OpenLux władze Luksemburgu oznajmiły, że przestrzegają wszystkich zasad Unii Europejskich dotyczących transparentności podatkowej oraz zwalczania prania brudnych pieniędzy.
Zarejestrowały również domenę openlux.lu i w oparciu o zapytania od dziennikarzy stworzyły własną listę najczęstszych pytań i odpowiedzi dotyczących rejestru UBO. Podkreślały, że rejestr stanowi „wyraźny akt transparentności” i że większość państw Unii Europejskiej nie dysponuje dotąd publicznymi rejestrami.
„Zważywszy na fakt, że Luksemburg w pełni przestrzega wszystkich stosownych praw i standardów unijnych i międzynarodowych dotyczących transparentności podatkowej, zwalczania nadużyć podatkowych, a także zasad AML/CTF (zapobiegających praniu pieniędzy i finansowaniu działalności terrorystycznej) – a wręcz wychodzi poza ustalone wymagania – rząd Luksemburga odrzuca zawarte w tych artykułach tezy, jak również absolutnie nieuzasadniony obraz państwa i jego gospodarki” – brzmiało stanowisko rządu.
Wszystko wskazuje na to, że sytuacja obecnie wygląda lepiej aniżeli przed pięcioma laty. Jednakże eksperci wciąż wskazują na szereg problemów związanych z implementacją bazy danych, co potwierdza analiza przeprowadzona przez OCCRP.
Miarodajnym przykładem będzie spółka Prill Holdings. Nie wskazała ostatecznych beneficjentów rzeczywistych, toteż domyślnie w rejestrze wymieniono członków jej zarządu. Ustaliliśmy, że członków zarządu podawano jako UBO niemalże jednej trzeciej wszystkich luksemburskich spółek figurujących w rejestrze.
W przypadku tak zwanych „spółek K”, będących odmianą funduszy powierniczych, odsetek ten rósł do ponad 90 proc., tak niewiele z nich ma bowiem choćby jednego inwestora pasującego do luksemburskiej definicji UBO.
Jak wynika z nowej analizy danych zebranych w ramach OpenLux, spośród wszystkich funduszy inwestycyjnych około 80 proc. nie zgłosiło rzeczywistych beneficjentów ostatecznych.
W samym Luksemburgu coraz bardziej dojrzewa świadomość, że kraj musi zmierzyć się z mroczną stroną masowego napływu zagranicznego kapitału
Organizacje Transparency International oraz Anticorruption Data Collective skonfrontowały dane przekazane przez te fundusze władzom luksemburskim z ich zeznaniami złożonymi amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. W przypadku 719 funduszy zarejestrowanych w obydwu krajach natknęły się na „znaczące rozbieżności”. 112 ze zbadanych funduszy zgłosiło beneficjentów ostatecznych władzom amerykańskim, lecz tylko 17 z nich uczyniło to samo wobec władz w Luksemburgu.
„Taka rozbieżność pozwala myśleć, że fundusze bądź to nierzetelnie przedstawiają własną strukturę właścicielską przed obliczem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, bądź też nie stosują się do zasad ustanowionych przez rejestr w Luksemburgu” – uważa Transparency International.
W obydwu przypadkach mogło to stanowić podstawy do zasądzenia kar pieniężnych,.
W odpowiedzi władze Luksemburgu oświadczyły, że źródła te są nieporównywalne. „Nie sposób zatem w rzeczywistości wyciągać wniosków na podstawie pozornych rozbieżności, przede wszystkim zaś nie można wnioskować, jakoby luksemburski rejestr był nieprawdziwy czy też niekompletny” – zastrzegał oficjalny komunikat władz.
„To, co uczynił Luksemburg, można porównać do zerwania zewnętrznej warstwy z cebuli” – stwierdziła Ruiz. „Trzeba natomiast dotrzeć do tego, kto jest właścicielem i ostatecznym beneficjentem rzeczywistym tych spółek”.
„Niezbędne jest nie tylko, by taki rejestr istniał, ale by był skuteczny”.
Finansowa forteca
Dziś Luksemburg może przypominać fortecę finansową. Historycznie był fortecą w sensie ścisłym.
Przycupnięty na skalnym występie, solidnie umocniony zamek pod nazwą Lucilinburhuc – dosłownie „Mała forteca” – istniał w tym miejscu od czasów rzymskich, strzegąc strategicznych rozdroży pomiędzy obszarami posługującymi się językami romańskimi i germańskimi.
W 963 roku lokalny hrabia Zygfryd uznał, że Lucilinburhuc to miejsce na tyle atrakcyjne, że aby je nabyć, przehandlował swoje posiadłości na północy. Data ta wyznacza początek Luksemburga jako organizmu politycznego. Zygfryd i jego potomkowie spędzili następnych kilka stuleci na konsolidacji stanu posiadania, aż Luksemburg w XIV w. osiągnął największą w dziejach rozpiętość terytorialną.
Od tej pory ów niewielki klin na rozdrożach Europy był atakowany, a często i wchłaniany przez potężniejszych sąsiadów: Niderlandy Habsburgów, Francję, Imperium Austriackie oraz Prusy. Mimo to przez ponad tysiąc lat pozostawał osobnym bytem politycznym. Status w pełni suwerennego państwa uzyskał wreszcie w 1867 r., kiedy to Prusy wycofały wojska okupacyjne.
Począwszy od schyłku lat dwudziestych XX w., władze Luksemburga inspirowały się Szwajcarią, która długą tradycję tajemnicy bankowej przekuwała właśnie w potężny biznes na międzynarodową skalę.
Księstwo uchwaliło prawa mające na celu ściągnięcie do kraju kapitału zagranicznego, powołało giełdę i utworzyło ramy prawne umożliwiające spółkom holdingowym niepłacenie podatku dochodowego.
„Ustawa o holdingach z 1929 r. bazuje bezpośrednio na rozwiązaniach prawnych funkcjonujących w kantonach Szwajcarii” – wyjaśnia luksemburski historyk Benoît Majerus.
Jak mówi, w okresie międzywojennym podwyżki podatków w większych krajach europejskich czyniły ze Szwajcarii i Luksemburga coraz to atrakcyjniejsze w oczach bogaczy miejsca przechowywania majątku.
„Wykorzystywali Luksemburg właściwie jak kolonię, jak laboratorium finansowe, w którym nie podlegali tym samym regułom, co we własnych krajach”.
Dla Luksemburga, który w odróżnieniu od sąsiadów nie mógł polegać na rozległych terenach ani dużej bazie ludnościowej, rynki finansowe stwarzały unikalną możliwość wykształcenia przewagi konkurencyjnej.
Kiedy w połowie lat 70. krajowa branża metalurgiczna uległa załamaniu, sektor finansowy stał się główną lokomotywą gospodarczego rozwoju państwa. Dziś odpowiada on za jedną czwartą gospodarki i około 80 proc. całości bezpośrednich inwestycji z zagranicy.
Wedle Zucmana Luksemburg stał się „czymś w rodzaju wielofunkcyjnego scyzoryka” usług finansowych.
„Takie choćby Brytyjskie Wyspy Dziewicze robią w zasadzie jedno – to miejsce, gdzie szybko i tanio założyć spółkę fasadową” – uważa. Ten sam trend objął Panamę, z kolei Szwajcaria wyspecjalizowała się w zarządzaniu majątkami trzymanymi na zagranicznych kontach bankowych. Kajmany natomiast zyskały renomę jako siedziba funduszy hedgingowych.
„Luksemburg prowadzi prężną działalność na wszystkich tych polach: przerzucanie zysków przez międzynarodowe korporacje, wchłanianie funduszy powierniczych, zarządzanie kapitałem, zarządzanie prywatnym majątkiem, tworzenie spółek fasadowych i tak dalej. To właśnie przesądza o unikalności Luksemburga”.
Przede wszystkim kraj zdobył sławę za sprawą oferowanych ulg podatkowych. O ile oficjalna stawka podatku od przedsiębiorstw wynosi około 25 proc., o tyle śledztwo w sprawie Luxembourg Leaks z 2014 r. wykazało, że kraj umożliwiał setkom międzynarodowym korporacji tworzenie złożonych struktur, dzięki czemu w rzeczywistości odprowadzały one w podatkach mniej niż jeden procent zysków.
Wzbudziło to wzburzenie, pod wpływem którego luksemburscy urzędnicy obiecali popracować nad transparentnością prowadzonych w kraju interesów. Skandal „LuxLeaks”, pospołu z innymi śledztwami dziennikarskimi poświęconymi zależnościom między tajemnicą korporacyjną a korupcją, doprowadził do nasilenia w całej Europie starań w celu uściślenia regulacji zapobiegających praniu brudnych pieniędzy. Przyjęty w 2015 r. duży pakiet poświęconych temu rozwiązań prawnych po raz pierwszy zobligował państwa członkowskie Unii do utworzenia rejestrów UBO.
Luksemburg, podobnie jak kilka innych krajów, zwlekał z realizacją postanowień, aż pod koniec 2018 r. Komisja Europejska złożyła na kraj skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Wskazała, że Luksemburg nie wprowadził w życie choćby poprzedniego pakietu standardów.
Wreszcie w styczniu 2019 r. księstwo przyjęło ustawę powołującą do życia własny rejestr UBO, który powstał w marcu tego roku. Według Global Witness, organizacji działającej na rzecz transparentności, Luksemburg stał się przez to jednym z zaledwie pięciu państw UE, jakie zdążyły utworzyć publicznie dostępny rejestr UBO przed terminem wyznaczonym na styczeń 2020 r.
Obietnice i rzeczywistość
Sam fakt istnienia publicznych rejestrów UBO stanowi duży krok ku transparentności.
Eksperci zwracają jednak uwagę na problemy ze sposobem, w jaki Luksemburg zorganizował bazę danych.
Nie dość, że rejestru nie da się w pełni swobodnie przeszukiwać, to na dodatek jest on niekompletny. Z przeprowadzonej przez „Le Monde” analizy zarejestrowanych danych wynika, że w rok po utworzeniu rejestru zaledwie 52 proc. luksemburskich spółek wskazało w nim swojego rzeczywistego właściciela (władze Luksemburga nie zgadzają się z przedstawionymi wyliczeniami i twierdzą, że w rzeczywistości odsetek ten jest bliższy 88 proc.).
Spośród pozostałych 48 proc. spółek ponad 68 tys. wciąż nie wskazało UBO. Około 40 tys. nie musiało tego zrobić, nie posiada bowiem ostatecznych beneficjentów rzeczywistych, którzy kontrolowaliby ponad 25 proc. udziałów w spółce. Lecz w przypadku pozostałych 26 tys. doszło do złamania prawa i luksemburskie władze przekazały informacje o nich prokuraturze.
Między innymi właśnie w takich sytuacjach w bazie danych zamiast UBO figurują członkowie zarządu spółki.
Według Transparency International, luksemburska definicja UBO, określająca jako ostatecznego beneficjenta rzeczywistego osobę, która kontroluje przynajmniej 25 proc. udziałów w spółce, jest wyjątkowo nieadekwatna, zważywszy na dużą liczbę zarejestrowanych w księstwie funduszy inwestycyjnych.
„Idea funduszu inwestycyjnego polega na tym, że osoby inwestujące w fundusz i czerpiące z niego korzyści finansowe nie są tożsame z tymi, które kontrolują fundusz i podejmują, między innymi, decyzje o rodzaju podejmowanych inwestycji” – głosi opracowanie przygotowane przez TI. W rezultacie „przestępcy są w stanie ukrywać bądź integrować przychody z działalności kryminalnej poprzez przepuszczanie nielegalnych środków przez rozmaite fundusze inwestycyjne, zarazem zachowując anonimowość, o ile tylko ich inwestycje utrzymują się poniżej progu wymagającego zgłoszenia”.
„Le Monde” oraz OCCRP udało się wychwycić także dziesiątki przypadków, w których jako ostatecznych beneficjentów rzeczywistych wskazywano dzieci, osoby nieżyjące oraz ludzi ewidentnie podstawionych.
Być może najbardziej rażącym przykładem jest Prestigestate, czyli spółka, do której należy najkosztowniejszy dom na świecie: Château Louis XIV.
Rozciągająca się na ponad dwudziestu hektarach pod Paryżem, warta 300 mln. dol. rezydencja, wybudowana z wykorzystaniem kosztownych materiałów na współczesne podobieństwo Wersalu, w chwili ukończenia prac budowlanych w 2011 r. trafiła na nagłówki światowej prasy. Do ekstrawaganckich udogodnień posiadłości zaliczyć można podwodne pomieszczenie do medytacji oraz klub nocny udekorowany bezcennymi dziełami sztuki.
Pałac formalnie należy do zarejestrowanej w Luksemburgu spółki, której ostatecznym beneficjentem rzeczywistym jest podobno saudyjski następca tronu książę Muhammad ibn Salman. Jednakże według rejestru UBO beneficjentami spółki jest trzech bliskich księciu Saudyjczyków.
Teoretycznie niezgłoszenie ostatecznego beneficjenta rzeczywistego lub też podanie fałszywej informacji podpada pod karę pieniężną w wysokości od 1,5 tys. do 1,25 mln euro. W praktyce jednak wyegzekwowanie takich sankcji jest nie lada wyzwaniem, a powszechnie wiadomo o tylko jednym przypadku spółki, która za brak deklaracji UBO musiała zapłacić grzywnę. Kara wyniosła 2,5 tys. euro.
Luksemburski rejestr spółek zatrudnia zaledwie 59 pracowników, ma tymczasem za zadanie dopilnować, by ponad 120 tys. spółek właściwie przedstawiało swoją strukturę właścicielską, a przy tym stosowało się do wszelkich innych zapisów prawa.
„Luksemburg nie wywiązuje się z odpowiedzialności, jaką nakłada nań prowadzona w kraju ogromna aktywność finansowa” – ocenia Marcus Meinzer, badacz z grupy Tax Justice Network, który współpracuje przy sporządzaniu dorocznego indeksu tajemnicy finansowej. W zeszłym roku Luksemburg uznano za szóstą najbardziej skrytą jurysdykcję świata.
Ministerstwo sprawiedliwości Luksemburga tłumaczyło, że potrzebę transparentności trzeba pogodzić z prawem do prywatności.
„Zasady publicznego dostępu do rejestru stworzono z myślą o konieczności znalezienia złotego środka między zagwarantowaniem osobom figurującym w rejestrze prawa do prywatności (…), a zasadą transparentności” – głosiło stanowisko resortu.
Ministerstwo podkreślało, że rejestr sam niczego nie załatwi i że przedstawiciele finansowi oraz banki są zobowiązane wykazać się czujnością w kwestii doboru klienteli.
Rząd Luksemburga zauważył też, że odpowiedzialność za umieszczanie w rejestrze prawidłowych informacji spoczywa na samych spółkach.
„Istnieje procedura weryfikacji informacji dotyczących ostatecznych beneficjentów rzeczywistych” – przypominano w publicznym komunikacie rządowym. „Ustalenie statusu beneficjentów należy do zadań zarejestrowanego podmiotu, który jest wprost zobligowany dostarczać właściwe, precyzyjne i aktualne informacje”.
Thom Townsend, kierownik wykonawczy Open Ownership, brytyjskiej organizacji pozarządowej działającej na rzecz tworzenia otwartych rejestrów UBO, zapewnia, że mogą one stanowić naprawdę skuteczny środek odstraszający potencjalnych przestępców – ale tylko wówczas, gdy prowadzi się je jak trzeba.
Zauważa, że bazy danych umożliwiające w pełni swobodne wyszukiwanie, takie jak brytyjski rejestr Companies House, sprawdzają się zdecydowanie lepiej aniżeli rejestry ograniczone, jak ten luksemburski.
Istotny jest też stopień weryfikacji danych. „W Danii biorą pod lupę reprezentatywną próbkę spółek i przeprowadzają losowe kontrole” – mówi Townsend. „Jeżeli Luksemburg wyśle zdecydowany sygnał, że sprawdzają otrzymywane dane i traktują ten temat poważnie, może to zniechęcić ludzi do przesyłania nieprecyzyjnych informacji”.
Organizacja opowiada się także za obniżeniem progu wymagającego zgłoszenia UBO z 25 proc. udziałów do 10 lub 15 procent, co oznaczałoby objęcie obowiązkiem składania deklaracji większej liczby spółek.
Kolejny problem polega na tym, że Luksemburg nie archiwizuje danych na temat UBO, gdy spółka ulega likwidacji.
„Skoro informacje mogą z dnia na dzień wyparować, jest to olbrzymia luka prawna” – tłumaczy Townsend. „Z perspektywy śledczej dane historyczne mają newralgiczne znaczenie przy tworzeniu łańcucha dowodowego. Przypadek Panama Papers dobitnie nam ukazał, jak w sytuacjach korupcyjnych regularnie dochodzi do zmian właścicielskich, mających nie dopuścić do wyśledzenia konkretnych osób”.
Ryzyko polega na tym, że taki zaledwie częściowo transparentny rejestr może posłużyć za precedens dla innych krajów.
Zarówno Kajmany, jak i Brytyjskie Wyspy Dziewicze, okryte wątpliwą sławą międzynarodowych ośrodków fasadowej działalności finansowej, noszą się z zamiarem uruchomienia w najbliższych latach własnych rejestrów UBO. „Na tę chwilę planują dostosować się do przeciętnych standardów europejskich” – wyjaśnia Townsend.
„Uważa się, że to Europa wyznacza poziom reszcie świata, toteż pozostałe władze przyglądają się tutejszym rozwiązaniom”.
Parkujesz, chowasz i znikasz
Do czego przestępcy wykorzystują spółki w Luksemburgu?
OCCRP wraz z partnerami przeanalizował działania spółek pozostających w posiadaniu osób na eksponowanych stanowiskach politycznych bądź też wywodzących się ze świata przestępczego i dostrzegł szereg prawidłowości.
Jedną z nich jest wykorzystywanie Luksemburga jako furtki do Unii Europejskiej dla pieniędzy dotąd trzymanych w bardziej tradycyjnych rajach podatkowych, nierzadko gdzieś na Karaibach.
„Luksemburg spełnia istotną funkcję jako łącznik między pozaeuropejskimi interesami a rynkami w Europie” – ocenia Markus Meinzer, badacz z Tax Justice Network. „Poprzez Luksemburg inwestorzy spoza Unii Europejskiej mogą potajemnie i bez konieczności odprowadzania podatków inwestować nielegalnie uzyskane pieniądze w krajach należących do Unii”.
Uderzająco duży odsetek spółek zarejestrowanych w Luksemburgu stanowią podmioty zależne od spółek z siedzibami w rajach podatkowych.
Podległe Wielkiej Brytanii Kajmany, terytorium liczące zaledwie 70 tys. mieszkańców, zajmuje szóste miejsce na liście państw, których spółki posiadają podmioty zależne w Luksemburgu. Nie są zresztą jedynym rajem podatkowym na tej liście: na dziesiątym miejscu znajdują się Brytyjskie Wyspy Dziewicze, na szesnastym – Panama, na siedemnastym zaś Cypr.
Tak oto, dla przykładu, handlarz bronią Abdul Rahman El-Assir przetransferował warte 70 mln. dol. udziały z Curaçao do spółki w Luksemburgu. Bolichicos – grupa biznesmenów, którzy wzbogacenie się zawdzięczają kontraktom z rządem Wenezueli – przelała ponoć do Luksemburga wielomilionowe udziały z Barbadosu.
Kiedy takie środki dotrą do Luksemburga, często nie zagrzeją tam miejsca. W wielu przypadkach firmy w Luksemburgu wykorzystywane są do przerzutu aktywów do innych krajów. Przykładowo, luksemburskie spółki należące do Bolichicos przeniosły wielkie sumy pieniędzy, bądź to pod postacią inwestycji, bądź też w ramach pożyczki, do innych spółek, tym razem ulokowanych w Hiszpanii i na Gibraltarze.
„Można dostrzec, że przez Luksemburg przepływa ogromna rzeka pieniędzy, które nie zasilają miejscowej gospodarki” – podsumowuje pracujący w Komisji Europejskiej Lim. „Innymi słowy, zmierzają one w innym kierunku”.
Kolejny często spotykany model zakłada utworzenie spółki w Luksemburgu, aby za jej pośrednictwem inwestować w nieruchomości w innych krajach, a szczególnie we Francji. Robi się tak po części ze względu na luksemburską dyskrecję, po części zaś dla wymigania się od konieczności zapłacenia podatku od nieruchomości w innych krajach Europy, gdzie różnice w stawkach daniny w porównaniu z Luksemburgiem mogą być wręcz kolosalne.
Rodzina Olega Toniego, wiceszefa rosyjskiej państwowej spółki kolejowej, poprzez luksemburskie spółki sprawuje władze nad imperium nieruchomości rozciągającym się po całej Europie. W taki sam sposób kwestie właścicielskie zorganizowali też sobie rzekomy boss mafijny Maxim Lalakin oraz Ukrainiec Rinat Achmetow.
Premier Libanu Nadżib Mikati , uwikłany w kilka spraw korupcyjnych, jest beneficjentem paru luksemburskich spółek, których jedynym zadaniem jest sprawowanie kontroli nad nieruchomościami we Francji.
Z kolei zaś Sukanto Tanoto, indonezyjski potentat przemysłowy oskarżany o przekręty podatkowe i rozliczne przestępstwa wobec środowiska naturalnego, za pośrednictwem zarejestrowanej w Luksemburgu spółki po cichu za niemal 350 mln euro wykupił zabytkowy budynek w Monachium.
Reprezentujący niemiecką partię Zielonych eurodeputowany i członek Komisji Gospodarczej i Monetarnej Sven Giegold jest zdania, że system nadal ma za dużo luk, które umożliwiają wyprowadzanie pieniędzy z Unii Europejskiej z pominięciem zobowiązań podatkowych via Luksemburg: „Kiedy, dajmy na to, organizujesz kwestię własności oraz podatku od nieruchomości w Europie, bardzo często wykorzystujesz spółkę holdingową w Luksemburgu” – tłumaczy. „Kupujesz nieruchomość w Niemczech czy w Hiszpanii, a zarabiane na miejscu pieniądze przesyłasz do Luksemburga i wyprowadzasz poza Unię”.
„Luksemburg to wygodne miejsce również wtedy, kiedy jesteś przestępcą” – uważa Giegold.
Sprawdza się to w przypadku przynajmniej jednej zorganizowanej grupy przestępczej. Giuseppe Lombardo, czołowy prokurator od postępowań antymafijnych w bastionie ‘Ndranghety Reggio Calabria, powiedział współpracującemu z OCCRP włoskiemu serwisowi IrpiMedia, że Luksemburg zwrócił uwagę mafii ze względu na nieprzejrzystość systemu finansowego.
„W tym kraju istnieją systemy finansowe i dyskretne «kufry», wzbudzające ogromne zainteresowanie u wszystkich tych, którzy muszą gdzieś przechować nielegalnie zgromadzone fundusze” – uważa prokurator Lombardo.
„Państwo sprzyjające”?
Śledczy z Reggio, a także inni prokuratorzy i urzędnicy w krajach takich jak Włochy i Hiszpania donoszą, że wysiłki mające na celu wytropienie przestępców w Luksemburgu udaremnia mało entuzjastyczna współpraca ze strony miejscowych władz. Zwłaszcza, gdy chodzi o śledzenie przepływów finansowych.
Włoscy śledczy powiedzieli OCCRP, że trudno im było podążyć za pieniędzmi ‘Ndranghety w Luksemburgu ze względu na tajemnicę bankową i brak transparentności.
Potwierdza to anonimowo hiszpański urzędnik badający sprawę prania brudnych pieniędzy. „Luksemburg zadziałał niczym «państwo sprzyjające», czyli kraj, który poprzez swoje podejście, ewentualnym oszustwem lub umyślną nieświadomością ułatwia pranie brudnych pieniędzy przestępcom i ludziom skorumpowanym z całego świata” – ocenia.
Kolejny hiszpański prokurator mówi OCCRP, że luksemburscy urzędnicy wydali mu się frustrująco niekonkretni: „Luksemburczycy zawsze balansują na granicy odmowy współpracy. Musisz bardzo precyzyjnie określać, o co prosisz, bo jeśli tego nie zrobisz, usłyszysz od nich, że prowadzisz dochodzenie wydobywcze, i nie będą współdziałać”.
„Często się zdarza, że tylko prawnik lub przedstawiciel, który rejestrował spółkę, wie, kto tak naprawdę jest jej właścicielem”.
Ministerstwo sprawiedliwości Luksemburga utrzymuje mimo to, że księstwo jest „konstruktywnym i zaufanym partnerem”, ochoczo współpracującym z organami z zagranicy.
Jak podkreślają eksperci, żadne państwo, choćby z perfekcyjnymi procedurami, samo nie ukróci przestępczości finansowej. Profesor Zucman z Berkeley uważa, że najlepszym wyjściem byłby ogólnoeuropejski publiczny rejestr, obejmujący wszelkie postaci majątku. Umożliwiłoby to władzom w różnych krajach dostęp do informacji w ustandaryzowanym formacie.
„Trzeba być bardziej ambitnym” – ocenia Zucman. „Z przypadku Luksemburga płynie ważna nauka, a mianowicie, że musimy dążyć do stworzenia unijnego rejestru finansowego. Taki rejestr byłby konkretnym ucieleśnieniem idei transparentności finansowej”.
Współpraca reporterska: Roman Szlejnow (Istories).