Skip to content
Menu

Krypto, futuro i Roman z ferrari

Anastasiia Morozova, Mariusz Sepioło
Ilustracja: Mart Nigola / Delfi Estonia

5 października 2023

  • Międzynarodowi przestępcy od kryptowalut wykorzystali przepisy i zmienili Estonię w światowe centrum oszustw i prania pieniędzy 
  • Biznesy w tym kraju założyli m.in. poszukiwany Polak Roman Z. i jego wspólnik Stephan M., twórcy gigantycznej piramidy finansowej
  • Klienci z całego świata zainwestowali w nią miliony, których nie odzyskali
  • Choć wobec biznesmenów toczy się kilka śledztw, obaj grają na nosie prokuratorom z kilku krajów

Roman Z. – biznesmen z korzeniami na Dolnym Śląsku i kierowca wyścigówek – uśmiechnięty, w czarnym kostiumie Ferrari schodzi z podium na torze rajdowym pod Bolonią. W rękach trzyma statuetkę za zajęcie pierwszego miejsca. Zamiast na fanów trafia jednak na urzędników Guardia di Finanza. Włosi nic do niego nie mają, działają na zlecenie prokuratury w Korei Południowej. To na jej polecenie mają zatrzymać Polaka. Jest październik 2022 r. 

Po przesłuchaniu mężczyzna wychodzi na wolność – i zapada się pod ziemię. Jego wspólnik, Niemiec, zostanie zatrzymany kilka tygodni później w Grecji, a potem jeszcze raz, w sierpniu bieżącego roku, w Albanii. Ale mimo tych przygód obaj do dziś nie zostali przesłuchani przez polską prokuraturę, która postępowanie w ich sprawie prowadzi od siedmiu lat.

Roman Z. pierwszy na podium wyścigu na legendarnym torze Imola. Źródło: Oficjalny kanał marki Ferrari na portalu Youtube.

Co zrobili biznesmeni, że szukają ich śledczy z całego świata? W serwisie FutureNet, który założyli Polak z Niemcem, utopiły pieniądze tysiące ludzi, tracąc dziesiątki milionów euro. Gdzie się podziały te pieniądze? I gdzie się podziali biznesmeni od kryptowaluty?  

Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie prowadzi nas do Estonii. 

Tekst jest częścią międzynarodowego śledztwa dziennikarskiego „Tales from the Crypto” z udziałem Delfi (Estonia), Siena (Litwa), Paper Trail Media, „Der Spiegel”, ZDF (Niemcy) and „Der Standard” (Austria), FRONTSTORY.PL oraz VSquare.org.

Wierzymy, że dziennikarstwo śledcze to dobro publiczne.
Zostań naszym patronem, wesprzyj nas na Patronite.

Wspieraj Autora na Patronite

Licencja na zarabianie

W 2017 r. rząd Estonii postanawia, że liczący 1,3-miliona mieszkańców kraj stanie się europejskim pionierem kryptowalut. Nadbałtyckie państwo – jako pierwsze w Europie – wprowadza oficjalne licencje na obrót kryptowalutami (żeby je zdobyć, wystarczy wypełnić prosty kwestionariusz). Posiadacze licencji od Biura Wywiadu Finansowego nie są traktowani tak serio jak dostawcy usług finansowych – nie muszą wypełnić wymogów należytej staranności (jak np. banki czy ubezpieczyciele). Rząd znacznie ułatwia wymianę kryptowaluty na tradycyjną: wartość transakcji, po przekroczeniu której trzeba zidentyfikować tożsamość klienta, zostaje ustawiona na 15 tys. euro. Transakcji poniżej tego progu nikt nie kontroluje.

Estonia chce być w awangardzie nowoczesności, ale otwiera puszkę pandory. W ciągu kilku lat tysiące licencji trafiają do uczciwych biznesmenów ale także gangsterów, oszustów i ludzi zajmujących się praniem pieniędzy. Licencje z Estonii to również furtka do obchodzenia sankcji przez Rosjan.

Wraz z dziennikarzami i dziennikarkami Delfi zdobyliśmy bazę wszystkich 1644 firm licencjonowanych po 2018 r. Wśród nich znaleźliśmy wiele założonych przez oszustów, członków organizacji terrorystycznych i poszukiwanych przestępców. 

FRONTSTORY znalazło na liście kilkadziesiąt spółek, których założyciele lub udziałowcy są związani z Polską. W tym dwie – związane z twórcami piramidy finansowej.

Usługa bycia prezesem

W 2018 r. Roman Z. i Stephan M. uruchamiają w Tallinie dwie spółki: FuturoCoin OÜ i GITS OÜ (OÜ to skrót od estońskiego osaühing spółki z ograniczoną odpowiedzialnością). Estońskim urzędnikom nie przeszkadza, że Polak i Niemiec – w biznesie razem od lat – to twórcy serwisu FutureNet, przed którym oficjalnie ostrzegają polskie UOKiK i Komisja Nadzoru Finansowego. Być może nie zdają sobie sprawy, że w prokuraturze okręgowej we Wrocławiu od dwóch lat toczy się postępowanie w sprawie przedsiębiorców.

FutureNet był serwisem, który miał łączyć cechy portalu społecznościowego i sieci działającej „na zasadach multi-level marketingu”. Po darmowej rejestracji trzeba było kupić „pakiet reklamowy” (od 10 do 1000 dolarów). Odtąd można było zarabiać na reklamach komentując wpisy i zdjęcia lub pisząc wiadomości. Zarabiało się też na zapraszaniu znajomych. Każdy mógł mieć w swojej sieci maksymalnie trzy osoby, później awansował, aż dostawał się na piąty, ostatni poziom. Na nim otrzymywał 15 proc. prowizji od działalności znajomych z sieci. Model przypominał typową piramidę. 

Serwis szybko się rozrastał, zwiększał wartość, ale klienci zaczęli się skarżyć na brak zysków a w końcu polski UOKiK oficjalnie ostrzegł, że FutureNet jest piramidą. W końcu w połowie 2019 r. – po pięciu latach od startu – serwis zniknął z sieci, a wraz z nim pieniądze zainwestowane przez klientów z całego świata.

Nie zrażeni biznesmeni wpadli na nowy pomysł: sprzedawać inwestorom wirtualne monety FuturoCoin – z obietnicą, że zwiększą wartość, a klient będzie mógł je spieniężyć. I tu klientów czekało bolesne rozczarowanie: o ile w czerwcu 2018 r. jedna moneta FuturoCoin była warta 17 dolarów, to dziś zaledwie 0,000026 dolara. Wkrótce po ogłoszeniu startu FuturoCoin, branżowy blog Behindmlm.com, śledzący działalność piramid finansowych pisał wprost, że FuturoCoin to po prostu „exit-scam”, czyli sposób na uratowanie pieniędzy z jednego oszustwa poprzez stworzenie innego.

Paulina Woźniak, formalnie prezes spółki FuturoCoin, w rozmowie z FRONTSTORY twierdzi, że „spółka nigdy operacyjnie nie ruszyła”. Ile w tym prawdy? Woźniak osobiście promowała start FuturoCoin na stronach internetowych FutureNet. Na Facebookowej stronie należącej do FutureNet pojawiały się reklamy FuturoCoin. W szczytowym momencie całkowita kapitalizacja  FuturoCoin wynosiła 451 mln dolarów, a FuturoCoin sponsorowała zespół Formuły 1 Red Bull (koszt rocznego sponsoringu czołowego teamu Formuły 1 waha się od 1 do 50 mln dolarów).

Bolid zespołu Red Bull na targach w Genewie w 2019 r. Logo FuturoCoin widoczne na nadwoziu, po prawej stronie kierowcy. Źródło: Wikimedia Commons

Skąd pochodziły te pieniądze, skoro spółka „nie ruszyła”? Paulina Woźniak twierdzi, że nic nie wie o inwestycji w kryptowalutę FuturoCoin, bo nigdy nie była jej właścicielem. 

Rejestr puchnie

Formalnie za rejestrację spółek Romana Z. odpowiadał Artur Kuczmowski, partner w obsługującej spółki w Estonii kancelarii Thompson & Stein. W mediach społecznościowych przedstawia się jako „baltic lawyer”. Specjalność: zakładanie i obsługa spółek w krajach bałtyckich. W kancelarii w 2018 r. można było wykupić właśnie taką usługę: rejestrację kryptowalutowej spółki w Estonii i zdobycie licencji na obrót wirtualną walutą. 

– Firmy kryptowalutowe potrzebowały do działalności dostępu do rachunków bankowych i współpracy z instytucjami finansowymi. A te stawiały warunek: rejestracja w kraju członkowskim Unii i legalna licencja na działalność – tłumaczy Kuczmowski w rozmowie z FRONTSTORY. – Branża zaczęła się przenosić do Estonii niemal viralowo, rejestr zaczął puchnąć. W pewnym momencie Estończycy zdali sobie sprawę z tego, że nie mają nad tym żadnej kontroli. Te firmy w większości to były firmy wydmuszki, które nie miały nic wspólnego z lokalną ekonomią. Nie zostawiały podatków, nie zatrudniały pracowników, a narażały kraj na utratę reputacji. Estonia wyciągnęła z tego wnioski, przepisy zmieniono. Dziś postępowania licencyjne trwają miesiącami i mają bardzo wysokie wymagania formalne i biznesowe.

Kuczmowski nie chce odpowiedzieć na pytania o spółki związane z Romanem Z. Zasłania się tajemnicą biznesową i prawniczą. Dodaje, że jego kancelaria nie jest częścią biznesu klienta, jedynie „realizuje powierzone zadania”.
Ale w 2017 r. – na rok przed rejestracją w Estonii – przed inwestowaniem w FutureNet ostrzegał UOKiK. Prawnik odpowiada mantrą: każdy klient przechodzi due diligence i nieprawidłowości są zgłaszane. Koniec.

Z Nowogrodzkiej do Dubaju

Mimo złej reputacja, Z. i M. nie czekają długo na start działalności w Estonii. Już miesiąc po rejestracji FuturoCoin tamtejsze Biuro Wywiadu Finansowego przyznaje spółce licencję na obrót wirtualną walutą. Polak i Niemiec nie muszą nawet bywać w Tallinie. Estońskimi interesami zarządzają przez zaufanych ludzi. 

Na czele spółki staje Paulina Woźniak. Jeszcze kilka lat temu była właścicielką jednoosobowej firmy zajmującej się ubezpieczeniami, potem miała spółkę z branży IT. Dziś na Linkedin chwali się szyfrowanym czatem zaprojektowanym przez jej najnowszą firmę z siedzibą na Cyprze. Na Facebooku lubi pokazywać zdjęcia z egzotycznymi zwierzętami z luksusowego mieszkania. W mailu do FRONTSTORY twierdzi, że Romana Z. poznała jakieś pięć lat temu, zanim założyła spółkę IT.

Egzotyczny kot na profilu powiązanym z Pauliną Woźniak Źródło: Facebook

Okazuje się, że bycie prezesem było tylko elementem usług Woźniak dla FuturoCoin. „(…) Za realizowane usługi wystawiałam faktury. Nie ingerowałam w żadne wewnętrzne sprawy klienta, bo to nie było w zakresie moich świadczonych usług. Spółka w Estonii miała świadczyć usługi z zakresu IT, czyli rozwoju technologicznego kryptowaluty” – pisze do nas Woźniak.

W 2018 r. bryluje w świecie internetowych biznesów. Występuje na urządzonej z przepychem konwencji FutureNet w Makao. Pojawia się też na kierowanym przez posła Kukiz’15 Jacka Wilka posiedzeniu sejmowego zespołu ds. kryptowalut – jako przedstawicielka FuturoCoin. Pytany o to przez FRONTSTORY były poseł twierdzi, że o FuturoCoin nie słyszał, Woźniak głosu nie zabierała, a w posiedzeniu mógł wziąć udział każdy.

Paulina Woźniak twierdzi, że skończyła współpracę z Romanem Z. i Stephanem M. po tym, jak UOKiK uznał ich biznesy za piramidę. A co z tym, że dzisiaj prokuratura ściga obu biznesmenów? Woźniak nie komentuje. 

Estońskie spółki FuturoCoin i GITS łączy za to kolejna postać: Mateusz Głowicki, który z biznesami Romana Z. jest związany od co najmniej sześciu lat, i którego Paulina Woźniak nazywa współpracownikiem. 

Prawa ręka czy lewy słup?

Każda spółka ubiegająca się o nową estońską licencję musi mieć stanowisko „AML officer” (ang. anti-money laundering officer). Powinien nim być niezależny specjalista, który identyfikuje i przekazuje kierownictwu sygnały o możliwym praniu brudnych pieniędzy. W estońskiej praktyce niewiele to znaczy: oficerami AML zostają sami założyciele spółek, pośredniczący w procesie rejestracji prawnicy albo przypadkowi ludzie. 

W 2018 r. oficerem AML w FuturoCoin i w GITS zostaje Mateusz Głowicki. Z polityką AML nigdy nie miał i nie ma nic wspólnego – karierę zawodową zaczynał jako kierownik fast-foodu. W ciągu kilku lat Głowicki, 34-latek z wioski na Dolnym Śląsku, zdążył już być prezesem lub członkiem zarządu trzech spółek i jednej fundacji. Za wszystkimi stał Roman Z. 

Głowicki, który przez lata podpisywał się na dokumentach podmiotów związanych z twórcą piramidy finansowej, miał dbać o to, by w estońskich spółkach nie prano brudnych pieniędzy. 

Tymczasem Głowicki mógł nie mieć zielonego pojęcia o tym, że w dokumentach figuruje jako oficer AML. – Na pewno nie byłem żadnym… Nie siedziałem w AML-u, to na pewno… – mówi w rozmowie z FRONTSTORY.

Twierdzi, że z Romanem Z. nie współpracuje od czterech, może pięciu lat. Jak skończyła się ich relacja? – Byłem pracownikiem biurowym i przestałem nim być. Po prostu – ucina Głowicki. – Nic więcej nie powiem. Nie chcę mieć z tą sprawą nic wspólnego. 

Wirtualna kasa, prawdziwe oszustwo

Roman Z. to barwna postać. Wychował się w wieloosobowej rodzinie, w małej wiosce pod Złotoryją. W 1992 r. – według swojej oficjalnej notki biograficznej – po raz pierwszy wyjechał za pracą za granicę, do Holandii. Rok później przybył do Niemiec, gdzie założył pierwszą firmę. Równolegle prowadził też interesy w Polsce: firmę z materiałami do budowlanki i wykończeniówki. W 2008 r. założył spółkę budowlaną, przez którą zaciągnął i nie spłacił pokaźnego kredytu. Komornik nie miał z czego ściągać długu – spółka zniknęła, a jedynym jej majątkiem była ciężarówka Jelcz.

Według oficjalnej legendy w Niemczech Z. działa 13 lat i to wtedy – w 2012 r. – poznaje Stephana M., który w tym samym roku rejestruje spółkę Worldwide Online Service GmbH. Idea firmy brzmi znajomo: ma być połączeniem platformy gier z multi-level marketingiem. Niemca też nosi po Europie: zakłada firmę we Wrocławiu, w branży zgodnej z portfolio: usługi internetowe. 

W 2013 r. Polak i Niemiec rejestrują pierwszą wspólną spółkę. Odtąd zaczynają tworzyć skomplikowaną siatkę interesów, z których w 2014 r. wyłania się FutureNet. W serwisie rejestrują się tysiące użytkowników z całego świata, nawet z odległych państw Azji. A biznesmeni dwoją się i troją, z boku wszystko wygląda dobrze. Tworzą biura w Warszawie, Dubaju i Ukrainie. Otwierają własne kawiarnie, sponsorują sport i kulturę. W smokingach pojawiają się na międzynarodowych salonach, Roman Z. kupuje nieruchomości w Dubaju, kolekcjonuje luksusowe auta, w końcu zostaje kierowcą Ferrari.

Sielanka kończy się w grudniu 2017 r. Trzy lata po starcie serwisu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydaje oficjalne ostrzeżenie przed inwestowaniem w sześć działających w Polsce podmiotów. W punkcie pierwszym wymienia FutureNet i FutureAdPro (kolejny produkt Z. i M., oparty na wykupowaniu pakietów reklamowych przez użytkowników): „(…) Dostaliśmy sygnał o funkcjonowaniu systemu o nazwie FutureAdPro, który może wprowadzać konsumentów w błąd i stanowić nieuczciwą praktykę rynkową poprzez zakładanie i prowadzenie systemu promocyjnego typu piramida”. 

Szef UOKiK zawiadamia prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Urząd ponownie ostrzega przed inwestowaniem w FutureNet i FutureAdPro w 2019 r. W lipcu 2020 r. uznaje praktyki dwóch spółek zarządzających serwisami za naruszające zbiorowe interesy konsumentów. Nakłada też karę na influencera Damiana Żukiewicza, który w swoich materiałach w mediach społecznościowych namawiał do inwestowania w FutureNet i FutureAdPro. 

Dziś Żukiewicz prowadzi kanał o kryptowalutach na Youtube, a zawodowo zajmuje się promowaniem firm w Google. Kiedy wysyłamy mu pytania mailem, przysyła 10 minutowe wideo, w którym mówi m.in., że jego współpraca z FutureAdPro zaczęła się w 2016 r. Wszystko szło dobrze, Żukiewicz zarabiał na reklamie i zwrotach z serwisu. Ale to już przeszłość. – Nie znam tych ludzi, nie mam do nich kontaktu, nie wiem gdzie są, czym się zajmują – mówi na nagraniu. 

Gdzieś między Seulem a Tiraną

FutureNet znika z sieci zostawiając za sobą tysiące ofiar. Znajdujemy jedną z nich – Christophe Leroy, przedsiębiorca i bloger z Francji inwestuje w FutureNet w 2016 r. Kiedy wartość spółki drastycznie spada, Leroy domaga się zwrotu środków. W jednym ze 110 maili do FutureNet pisze, że serwis zniszczył mu życie. W długim poście na Linkedin wylicza, że FutureNet jest mu winien ponad 24,2 tys. dolarów. „Mam nadzieję, że pewnego dnia mi zapłacą. Nie mogę przestać w to wierzyć” – odpisuje nam w mailu. „Jestem bliski bycia włóczęgą. Nie mogę się poddać. Nie mogę przestać żądać moich pieniędzy”.

W tym samym czasie Roman Z. pławi się w luksusie. Kupuje nieruchomości w apartamentowcach w Dubaju, kolekcjonuje sportowe samochody. Bryluje na wyścigach w stroju teamu Ferrari. Jeździ po świecie i startuje w prestiżowych zawodach, w których czasem zajmuje wysokie miejsca. 

W 2019 r. śledztwo zaczyna policja z Korei Południowej. Roman Z. i Stephan M. są podejrzani o udział w sprzeniewierzeniu 28 mln euro, czyli pieniędzy zainwestowanych przez koreańskich użytkowników FutureNet. Równolegle – od 2016 r. – toczy się śledztwo prokuratury okręgowej we Wrocławiu. Jakie postępy zrobili śledczy? Prokuratura odmawia nam podania szczegółów. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że nie można postawić głównym podejrzanym zarzutów, bo ani Polak, ani Niemiec nie zostali jeszcze przesłuchani. 

Wygląda na to, że Romanowi Z. udało się zniknąć w kluczowym momencie. We Włoszech został zatrzymany na zlecenie Korei Południowej, wypuszczony po przesłuchaniu. Ciekawostka: dopiero wtedy – w grudniu 2022 r. – wrocławski sąd wydał wobec niego Europejski Nakaz Aresztowania (ENA). Stephan M. został zatrzymany w Tiranie, także na zlecenie Korei, gdzie dziś prawdopodobnie – jak dowiadujemy się nieoficjalnie – przebywa w areszcie. Wystawione za Romanem Z. i Stephanem M. nakazy aresztowania ciągle pozostają w mocy. 

Czy polska prokuratura prowadząca śledztwo wystąpiła o pomoc do śledczych z Włoch lub Albanii? Z jakim skutkiem? Prokuratura nie ujawnia szczegółów, tłumacząc to dobrem śledztwa.

Z jej oficjalnego komunikatu wynika, że pod koniec września 2023 r. zatrzymano i przesłuchano trzy kolejne osoby podejrzane o współpracę z Romanem Z. i Stephanem M., a jedna osoba trafiła do aresztu. Śledczy ustalili, że na FutureNet i FutureAdPro wpłaciło dotąd co najmniej 20 tys. osób, a suma ich inwestycji sięga niemal 90 mln zł. W śledztwie zabezpieczono dotąd majątek o łącznej wartości ponad 20 mln zł, w tym jak pisała wrocławska „Gazeta Wyborcza” skrzypce Stradivariusa, które Roman Z. podarował polskiemu skrzypkowi.

W słońcu Dubaju

Dlaczego szemrani biznesmeni od kryptowalut od tylu lat pozostają nieuchwytni? 

Polak i Niemiec mają prawdopodobnie po kilka paszportów. Roman Z. posługuje się polskim, Stephan M. niemieckim. Ustalamy, że obaj w przeszłości posiadali też dokumenty gambijskie – paszporty dyplomatyczne, które w swoim czasie zdobyło tysiące osób z całego świata. Za procederem sprzedaży dokumentów stali skorumpowani urzędnicy a paszporty umożliwiały podróże do 80 krajów na świecie. 

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, po wypuszczeniu przez Guardia di Finanza Roman Z. zapadł się pod ziemię i wciąż jest poszukiwany. Potwierdza to reprezentujący go prawnik Bruno Andò – twierdzi, że jego klienta nie ma we Włoszech. Nie doszło też do jego ekstradycji do Korei Południowej, która prowadzi oddzielne śledztwo w tej sprawie.

Aresztowany Stephan M. jeszcze do niedawna swoim luksusowym życiem w Dubaju chwalił się razem z żoną w mediach społecznościowych. Albańskie media sugerowały, że kupił niedawno willę pod Tiraną. 

W stolicy Emiratów Niemiec prowadzi nowy biznes: The Space, czyli bogato wyposażony garaż z drogimi samochodami, w którym organizowane są wystawne imprezy. Stephan M. spotyka się z gwiazdami sportu – mistrzem świata w boksie Anthonym Joshuą czy byłym tenisistą Borisem Beckerem. Jeszcze rok temu udzielał wywiadu popularnemu rosyjskiemu youtuberowi. Mówił, że w jego luksusowym garażu samochody przechowują klienci, ale też przyjaciele.

Luksusowe auta widoczne na stronie www The Space. Źródło: oficjalna strona firmy.

Auta zaparkowane w dubajskim garażu Stephana M. do złudzenia przypominają te, którymi w internecie chwali się Roman Z. 

Kiedy dzwonimy do dubajskiego The Space i prosimy o rozmowę ze Stephanem M., pracownik odpowiada, że owszem, zapyta kierownictwo o taką możliwość. Kiedy wysyłamy pytania, nikt już nie odbiera i nie odpisuje.

Zdjęcia z pobytów w Dubaju publikuje też prezeska FuturoCoin Paulina Woźniak, która na co dzień mieszka w Polsce. A gdzie szukać Romana Z.? Pytamy o to jego dawnego współpracownika, Mateusza Głowickiego. – Musiałbym być wróżbitą – śmieje się i kończy rozmowę. 

Wiemy, że Z. ma w Dubaju 8 nieruchomości o łącznej wartości 6,4 mln dolarów. FRONTSTORY dysponuje kilkoma jego dubajskimi adresami.

Kryptowaluta FuturoCoin jest dziś warta zaledwie ułamek dolara i raczej nie podniesie się z dna. W 2021 r. jej los został przypieczętowany: została wpisana przez Stany Zjednoczone na oficjalną listę ostrzeżeń Federalnej Komisji Handlu.

Współpraca: Paweł Kumiszcze

Tekst jest częścią międzynarodowego śledztwa dziennikarskiego „Tales from the Crypto” z udziałem Delfi (Estonia), Siena (Litwa), Paper Trail Media, „Der Spiegel”, ZDF (Niemcy) and „Der Standard” (Austria), FRONTSTORY.PL oraz VSquare.org.

 

CZYTAJ WIĘCEJ