Anna Gielewska
Anastasiia Morozova
Daniel Flis
Zdjęcie okładkowe: Litewskie Ministerstwo Obrony
30 października 2024
- Specjalna jednostka rosyjskich służb wojskowych szkoli się pod wsią Parusnoje w obwodzie królewieckim
- Rosjanie trenują tam do ataków sabotażowych na Polskę i Litwę
- Sprawdziliśmy, jakie zasoby w naszym sąsiedztwie ma Rosja oraz co dzieje się w Królewcu, w Białorusi i przy granicy z Estonią
Wieś Parusnoje w obwodzie królewieckim, półtorej godziny samochodem od przejścia granicznego w Grzechotkach. Tu, kilka kilometrów od bazy morskiej w Bałtijsku, działa specjalna jednostka wywiadowcza rosyjskiego GRU. Szkoli sabotażystów, zanim wyruszą do ataków na Polskę i kraje bałtyckie.
Według naszych źródeł, w bazie pracuje do 120 wojskowych (w tym jej obsługa). To komandosi, eksperci od działań podwodnych, morskich, lądowych i powietrzno-desantowych. Gdy we wrześniu 2022 r. eksplodowały nitki Nord Stream na dnie Bałtyku, o zamach podejrzewano właśnie nurków z Parusnoje (dziś już wiadomo, że tropy wiodą do nurków z Ukrainy). Dywersanci spod Bałtijska prawdopodobnie nie są angażowani w działania wojenne w Ukrainie (choć znaleźliśmy w sieci zdjęcia sugerujące obecność żołnierzy z tej jednostki z frontu w Ukrainie).
Selekcja do specjednostki w Parusnoje odbywa się wśród żołnierzy kontraktowych i tak zwanej aktywnej rezerwy (wyklucza żołnierzy z poboru), wyłącznie wśród mężczyzn. Wymagania? Co najmniej 172 cm wzrostu, brak lęków (np. klaustrofobii), wyjątkowa sprawność fizyczna. Dodatkowym atutem jest znajomość języków.
Międzynarodowe śledztwo „Eyes on Russia”
Razem z VSquare, estońskim Eesti Ekspress i litewskim LTR przeanalizowaliśmy rozmieszczenie rosyjskich baz wojskowych od Murmańska, wzdłuż granic Estonii i Łotwy, aż do Królewca. Do mapy dodaliśmy koordynaty baz wojskowych w Białorusi, państwie-wasalu Rosji. Ustaliliśmy kluczowe punkty tej infrastruktury, zamówiliśmy zdjęcia satelitarne baz w wysokiej rozdzielczości. Sprawdziliśmy, jakie są rzeczywiste zdolności wojskowe Rosji w pobliżu granic Polski i krajów bałtyckich, a także jakie zmiany zaszły w tych miejscach w ostatnich latach.
Zdjęcia satelitarne dostarczył nam serwis Planet.com, zbadaliśmy je z analitykami organizacji OSINT For Ukraine. W ocenie materiałów pomagali nam byli i obecni wojskowi dowódcy z Polski, Litwy i Estonii. Naszym ekspertem był gen. Ben Hodges, były dowódca sił europejskich armii USA.
Sabotażyści z jednostki rozpoznawczej o numerze 390 (390.Punkt Rozpoznawczy Specjalnego Przeznaczenia – niekiedy wciąż określany starym numerem: 561.) – są szkoleni do misji przeciwko NATO na wybrzeżu Bałtyku. Trenują ataki na strategiczne cele m.in. w Litwie i w Polsce. Latem ubiegłego roku rosyjskie ministerstwo obrony pochwaliło się ćwiczeniami jednostki, w których wzięło udział 70 osób (nurkowie trenowali skoki z helikoptera ze spadochronem do morza).
Gdy oglądamy satelitarne zdjęcia okolic Parusnoje rzucają się w oczy inwestycje w bazę – w ostatniej dekadzie powstał tu nowy budynek szkoleniowy, lądowisko dla helikopterów i basen do treningu podwodnego.
Ogniem i strachem
Polska ABW zatrzymuje Siergieja S. na początku roku. Zapobiega zamachowi – mężczyzna chce podpalić dużą fabrykę chemii (Centrum Dekoral) we Wrocławiu – takie zadanie dostał na Telegramie od tajemniczego Aleksieja. Z akt śledztwa opisanych przez Gazetę Wyborczą wynika, że przed przybyciem na Dolny Śląsk telefon Siergieja logował się w obwodzie królewieckim (a także w USA). Mężczyzna twierdzi, że w Królewcu nigdy nie był.
Sabotażysta przyznaje jednak, że za jego akcją stały rosyjskie służby. To właśnie w reakcji na tę sprawę w ubiegłym tygodniu szef MSZ Radosław Sikorski ogłasza zamknięcie konsulatu Rosji w Poznaniu. – Mamy inne takie podpalenia w całej Europie i wiemy o rosyjskich planach kolejnych podpaleń – mówi minister.
Według naszych źródeł w jednej z europejskich służb specjalnych, NATO zdobyło plany rosyjskich ataków na infrastrukturę krytyczną i cywilną – także w Polsce. Według ekspertów ataki mają służyć m.in. do wywierania presji na Zachód, aby wycofał zgodę na atakowanie przez Ukraińców celów Rosji.
Czy tropy sabotażystów, którzy podpalają Europę, prowadzą do wsi Parusnoje? Pytani o to nasi rozmówcy w służbach i polskim rządzie nie zaprzeczają – nie zaprzecza też litewski wywiad: „Nie jest wykluczone, że rosyjski wywiad i służby bezpieczeństwa z siedzibą w Kaliningradzie są zaangażowane w planowanie i przeprowadzanie ataków w regionie”.
Litwa: oni już tu byli
Artūras Paulauskas w 2016 r. jest szefem parlamentarnej Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Litwy. Rosja właśnie odebrała Ukrainie Krym, w Donbasie trwa wojna. Polityk udziela głośnego wywiadu: ujawnia, że rosyjscy dywersanci rok wcześniej mogli w ramach ćwiczeń przekroczyć litewską granicę przy kurorcie Juodkrantė. Już wcześniej w raporcie litewskiego wywiadu padają oskarżenia o infiltrację Litwy przez Rosję.
Paulauskas: – Chciałem dać drugiej stronie do zrozumienia, że wiemy o ich działaniu, że nie śpimy (…) Tłumaczyłem wszystkim wokół, że odprężenie się skończyło, że musimy wzmocnić wywiad, obronę i wydawać na to więcej pieniędzy.
Według źródeł LRT, naszego litewskiego partnera, w 2015 r. w Juodkrantė mogli wylądować sabotażyści z 561 Morskiej Stacji Rozpoznawczej GRU (przemianowanej później na 390) ze wsi Parusnoje. Port w litewskiej Kłajpedzie i strategiczne obiekty na wybrzeżu Bałtyku to miejsca kluczowe dla operacji NATO – i dla rosyjskiego wywiadu oraz ataków sabotażystów.
Według źródeł w litewskim wojsku grupa płetwonurków z Parusnoje trenuje w rosyjskiej części Mierzei Kurońskiej (w miejscowościach Lesnoj, Rosity a także w Morskoje, pod granicą z Litwą). Ludzie z jednostki GRU są szkoleni do pracy na terytorium wroga – muszą umieć identyfikować punkty, które umożliwią sabotaż, monitorować logistykę i łańcuchy dostaw NATO.
Morski specnaz z Parusnoje w teorii jest w stanie wtargnąć na terytorium Litwy i np. wysadzić infrastrukturę portową. Wykorzystując okręty podwodne grupa dywersantów może niezauważona wylądować na obrzeżach portu i przejąć nad nim kontrolę.
Grupa GRU ze wsi Parusnoje jest uważana dziś przez ekspertów za jedną z najbardziej niebezpiecznych jednostek Rosji w pobliżu granic z NATO.
Co w nas celuje z Królewca?
Królewiec to nie tylko gniazdo sabotażu, ale także baza Iskanderów, rakiet krótkiego zasięgu, które Rosjanie zainstalowali po raz pierwszy przy granicy z Polską w 2016 r.
W lutym 2024 r., dwa lata po wybuchu wojny w Ukrainie, premier Donald Tusk objeżdża Berlin i Paryż. – Kwestia zagrożenia nuklearnego nie jest abstrakcją. Po ataku na Ukrainę Putin wielokrotnie używał tego argumentu. Usiłuje wywrzeć presję na Zachód – mówi szef polskiego rządu na konferencji z kanclerzem Olafem Scholzem.
Tusk podkreśla, że Rosja niedawno zmodernizowała arsenał atomowy. – Warszawa i Berlin znajdują się w zasięgu rosyjskich Iskanderów. To jest 100 głowic nuklearnych, może więcej. Z jakiegoś powodu zostały one zmodernizowane. Z jakiegoś powodu w ostatnim czasie pojawiło się ich tam więcej – mówi.
Od jednego ze współpracowników Tuska słyszymy nieoficjalnie: – W tamtym czasie ciągle mówił o wojnie, dawno nie widziałem go tak przejętego. Wrócił właśnie ze Stanów, pesymistyczny co do rozwoju sytuacji. Na pewno dostawał szczegółowe raporty na temat tego, co dzieje się na granicach.
Kilka miesięcy później, w czerwcu 2024 r., z podobnym przekazem występuje minister Radosław Sikorski. Na konferencji Odbudowy Ukrainy mówi: – Federacja Rosyjska może przechowywać około 100 głowic nuklearnych w Kaliningradzie, co naraża Unię Europejską na realne ryzyko ataku.
Minister przypomina, że rosyjskie rakiety już kilkakrotnie naruszyły polską przestrzeń powietrzną.
Zapytaliśmy polski MON o szczegóły tamtych wypowiedzi – kiedy dokładnie w Królewcu pojawiło się więcej głowic? Jak bardzo, kiedy i w jaki sposób zostały zmodernizowane? Resort obrony odpowiada, że w ostatnich latach w portach Obwodu Królewieckiego znajdowało się dziewięć okrętów zdolnych do przenoszenia pocisków Kalibr-NK z głowicą jądrową, w ciągu dwóch miesięcy dołączą do nich dwa kolejne. Ich zasięg to 2500 km.
Według MON w system rakietowy Iskander została wyposażona m.in. rosyjska brygada w Czerniachowsku, czyli baza 4 Pułku Lotnictwa Marynarki Wojennej. Położona w obwodzie królewieckim, niespełna dwie godziny drogi od polskich Grzechotek, dysponuje dwunastoma wyrzutniami, które w zależności od rodzaju rakiety mogą przenosić głowice na ok. 500 lub ok. 2500 km. Brygada w Czerniachowsku składa się z trzech batalionów (mają 48 pocisków). Według litewskiego wywiadu rok temu Rosja przeniosła część systemów rakietowych z Królewca do Rostowa nad Donem.
Sowieckie bombowce Su-24M w Czerniachowsku zostały niedawno zastąpione nowoczesnymi samolotami wielozadaniowymi Su-30SM (mogą przenosić broń jądrową). Zdjęcia satelitarne pokazują, że baza lotnicza 4 Pułku Lotnictwa Marynarki Wojennej jest otoczona przez dwie jednostki obrony przeciwrakietowej.
Z analizy zdjęć OSINT for Ukraine wynika, że w bazie stacjonuje 13 myśliwców Su-24M (nie odnaleźliśmy śladów Su-30SM). Pięć kilometrów na południe od bazy odnaleźliśmy miejsce, w którym mogą być rozmieszczone systemy radarowe – prace nad rozbudową infrastruktury zaczęły się w zeszłym roku. Rosjanie przygotowują prawdopodobnie miejsce dla stacji radarowej o nazwie „kontener 29B6”, która może wykrywać cele odległe o 3 tys. kilometrów.
Gotowi na pierwszą salwę
– „Kontener” to radar ostrzegania strategicznego. Monitoruje pociski balistyczne, lecące w kierunku Rosji, które mogą zwiastować rozpoczęcie większej wojny. Czyli coś, co miałoby zniszczyć rosyjskie rozpoznanie radarowe przed uderzeniem rakietami na inne cele – tłumaczy w rozmowie z FRONTSTORY.PL Konrad Muzyka, analityk OSINT, właściciel firmy Rochan Consulting, który analizuje rozmieszczenie wojsk rosyjskich.
Prawdopodobnie Rosja buduje radary, aby lepiej śledzić ruch lotniczy w Europie. Jej jedyna taka maszyna funkcjonuje w regionie Mordowii i monitoruje ukraińską przestrzeń powietrzną. Od 2022 r. ukraińskie drony dwa razy atakowały ten „kontener”.
Pod koniec lipca tego roku Putin ogłosił, że Rosja kończy prace nad nową wersją Iskanderów, o zasięgu nawet do 1000 km (czyli o 500 więcej, niż oficjalny zasięg poprzednich – na większy nie pozwalały międzynarodowe traktaty). „(…) W ramach NATO wspieramy działania, których celem jest neutralizacja tych zagrożeń. Działania te są objęte klauzulą niejawności, stąd nie możemy przekazać żadnych dodatkowych informacji w tym zakresie” – odpowiada nam polski MON pytany o Iskandery.
Jak duży arsenał jądrowy znajduje się tuż za polską granicą? Biuro prasowe polskiego MSZ: „Według źródeł otwartych, np. SIPRI Yearbook 2024, liczebność taktycznej borni jądrowej w posiadaniu Rosji waha się między 1500 a 2000 głowic bojowych. Część z nich jest rozmieszczona w obwodzie królewieckim”.
Eksperci podkreślają, że rosyjskie zapowiedzi dotyczące Iskanderów to element wojny psychologicznej. – Iskandery były w Królewcu na długo przed pełnoskalowym atakiem Rosji na Ukrainę i są groźne na tyle, na ile Rosjanie są w stanie ich realnie użyć. Rosja w tym obszarze kreuje scenariusze strachu. Przy okazji testuje reakcje, np. naruszając przestrzeń powietrzną NATO – mówi Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Co się stanie, jeśli Rosjanie zdecydują się na atak rakietowy? Andrzej Wilk, główny specjalista ds. wojskowych aspektów bezpieczeństwa międzynarodowego Ośrodka Studiów Wschodnich: – Mamy pociski do zestrzeliwania Iskanderów i międzykontynentalnych rakiet balistycznych. To, czy przenoszą ładunek nuklearny, nie ma znaczenia. Jesteśmy w trakcie tworzenia wielowarstwowego systemu obrony powietrznej. Jeśli zdążymy z planami, w Europie nie będzie silniejszego parasola antyrakietowego niż nasz. Pytanie, czy możliwości przeciwnika będą większe niż nasze możliwości obrony? Żeby odeprzeć zmasowany atak trzeba odpowiedniej liczby przeciwrakiet.
Wilk przyznaje, że najlepsza obrona przeciwrakietowa może zawieść, gdy dystans do celu jest nieduży. – Gwarancją sukcesu, jeżeli chodzi o obronę przed Iskanderami, jest zniszczenie wyrzutni, zanim zostaną odpalone. NATO ma wystarczająco dużo sił, żeby natychmiast zlikwidować systemy w obwodzie królewieckim – uważa ekspert.
Generał Ben Hodges, były dowódca armii Stanów Zjednoczonych w Europie, w rozmowie z naszym partnerem Eesti Ekspress podkreśla, że gdyby rozpoczął się konflikt NATO dokona bardzo silnego uderzenia na Kaliningrad. Jednak gotowość militarna do ataku to nie wszystko. Atak na cele na terytorium Rosji, nawet w obronie państwa członkowskiego NATO, wymagałby zgodnej decyzji politycznej w ramach Sojuszu. Hodges przestrzega: – Za każdym razem, gdy rosyjski pocisk manewrujący lub dron przelatuje przez polską lub rumuńską przestrzeń powietrzną, a my nic z tym nie robimy, jest to sygnał dla Rosjan.
Taktyka „ogłuszyć i oślepić”
Pod koniec kwietnia linia Finnair zawiesza loty z Helsinek do estońskiego Tartu. Powód? Powtarzające się zakłócenia GPS (rosyjska marynarka wojenna przeprowadza właśnie ćwiczenia walki z dronami). Cywilny samolot lecący z Helsinek do Tartu z powodu zakłóceń GPS musi zawrócić na lotnisko. W marcu wracający z Polski samolot RAF z brytyjskim sekretarzem obrony Grantem Shappsem traci na pół godziny sygnał GPS. Brytyjski rząd potwierdza, że do zakłócenia dochodzi podczas lotu w pobliżu Królewca.
Częścią wojny hybrydowej ze strony Rosji są coraz częstsze i – jak mówią nasi rozmówcy w służbach i rządzie – coraz bardziej dokuczliwe zakłócenia sygnału GPS. Ich źródłem jest obwód królewiecki. Piotr Żochowski z Ośrodka Studiów Wschodnich: – Podjechałem niedawno pod granicę z Rosją. Do telefonu docierał tylko rosyjski sygnał, miałem kłopoty z łącznością. Zakłócenia GPS to sabotaż o charakterze wojskowym.
O zakłócenia GPS dopytujemy rozmówców z polskich służb. – W ostatnich miesiącach to się nasila. Z czego wynika? To albo rezultat ćwiczeń i testów systemów zagłuszania GPS, żeby np. zakłócać drony albo forma wojny hybrydowej, albo zwyczajna zaczepka, prowokacja – słyszymy.
Mapa zakłóceń GPS w regionie Polski i krajów bałtyckich
W styczniu amerykański Institute for the Study of War opublikował analizę wysokich zakłóceń GPS w Polsce i regionie Bałtyku. Szwedzkie służby wszczęły w tej sprawie postępowanie podejrzewając, że zakłócenia mogą mieć związek z ćwiczeniami rosyjskiej floty. Otwarcie mówi się o działaniu tzw. „Bałtyckiego Zagłuszacza” (ang. Baltic Jammer), który może demolować zachodnie systemy nawigacji.
Zbadania zakłóceń GPS z Królewca domagają się holenderscy europosłowie z liberalnej frakcji Renew. Proponują powołanie unijnego centrum, które badałoby tego rodzaju ataki. Komisja Europejska odpowiada: to kompetencje krajów członkowskich.
Z dziennikarskiego śledztwa Mediazony i cytowanych przez nią researcherów OSINT wynika, że Baltic Jammer może działać z obwodu królewieckiego.
MON potwierdza: notuje zakłócenia sygnału w okolicach obwodu królewieckiego: „Incydenty nasiliły się w 2024 r. Emisje radioelektroniczne ze wskazanego kierunku są odbierane i analizowane przez przeznaczone do tych zadań instytucje i jednostki Wojska Polskiego oraz siły i środki Sojuszu”.
MON podkreśla, że zakłócenia nie są groźne dla samolotów wojskowych i cywilnych, które korzystają jednocześnie z innych metod nawigacji.
Oprócz trenowania sabotażystów i zakłócania GPS, Kreml próbuje tworzyć w Królewcu centrum operacji wpływu (ang. info-ops). Wiemy o tym z wycieku dokumentów rosyjskiej agencji SDA (Social Design Agency), który ujawniliśmy z partnerami we wrześniu. SDA rozważało stworzenie w Królewcu jednostki zajmującej się krajami bałtyckimi, Polską i Niemcami.
„Dzięki swojemu położeniu geograficznemu i historycznym związkom (…) z Europą obwód kaliningradzki jest najdogodniejszą odskocznią do organizowania i prowadzenia operacji informacyjnych w krajach UE” – czytamy w wewnętrznym dokumencie SDA. Lista celów? Rozpowszechnianie rosyjskich narracji, wpływanie na decyzje polityczne i gospodarcze, na procesy wyborcze, tworzenie sieci zwolenników oraz systemu promowania rosyjskiej agendy w mediach i sieciach społecznościowych.
Polak patrzy na Pacyfik
Obwód królewiecki ma kluczowe znaczenie w przypadku ataku Rosji na kraje bałtyckie. Propagandyści putinowskich telewizji już dziś grożą Litwie, Łotwie i Estonii inwazją pod pretekstem obrony mniejszości rosyjskiej. A Putin zapowiada, że Rosja musi zapewnić „brak barier” w przemieszczaniu się między Rosją kontynentalną a obwodem kaliningradzkim.
Jeśli Rosja rzeczywiście zaatakowałaby kraje bałtyckie, jednym z jej celów byłoby odcięcie od wsparcia z terytorium Polski – chodzi o kontrolę nad tzw. Przesmykiem Suwalskim. To liczący około 100 kilometrów pas ziemi przy granicy Polski i Litwy, wciśnięty między Obwód Królewiecki a Białoruś. W razie wojny prowadzącymi tamtędy drogami i torami sojusznicy z NATO będą musieli dostarczać pomoc krajom bałtyckim.
Andrzej Wilk z OSW: – W przypadku konfliktu Przesmyk będzie w zasięgu rosyjskiego ognia z obu stron. Najpierw siły NATO będą musiały zneutralizować potencjał w Obwodzie Królewieckim i na Białorusi.
Co to znaczy? Według Wilka „potencjał” to systemy rakietowe na terenie Obwodu oraz jednostki rosyjskiej artylerii stacjonujące w centralnej Białorusi w bazie pod Osipowiczami. W wypadku ataku na Przesmyk musiałyby być przetransportowane w pobliże Polski (prawdopodobnie w tej samej bazie przechowywane są głowice nuklearne do Iskanderów) – według rosyjskich mediów w 2023 r. „wysoki rangą urzędnik MON przeprowadził inspekcję terenu w pobliżu Osipowicz pod kątem jego przydatności do przechowywania broni jądrowej”.
Zdjęcia satelitarne pokazują, że faktycznie rozbudowa infrastruktury w Osipowiczach zaczęła się w okolicach 2023 r. Zbudowano prawdopodobnie garaż dla wyrzutni Iskanderów, trwają prace nad nowymi obiektami.
Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granic obwodu z Polską i Litwą, pod Grodnem, znajdują się dwie białoruskie bazy. Stacjonuje tam 6. Brygada Zmechanizowana Armii Białoruskiej, wyposażona w czołgi T-72B. Może dotrzeć na przesmyk w ciągu jednego dnia. Także pod Grodnem od ubiegłego roku stacjonuje około stu najemników Grupy Wagnera – prawdopodobnie wspierają ataki hybrydowe na Polskę, wyposażają migrantów w gaz pieprzowy czy noże przed przeprawą przez granicę. – Wagnerowcy współpracują z białoruskimi wojskami wewnętrznymi, nie regularną armią. Szkolą ich z taktyki. Brali też udział w ćwiczeniach regularnych wojsk na samym początku wojny i w ćwiczeniach artylerii, ale od dawna nie odnotowano takich przypadków – mówi FRONTSTORY.PL Konrad Muzyka.
Na ile prawdopodobny jest scenariusz inwazji na kraje bałtyckie? Według Wilka Rosja nie zdecyduje się na atak na NATO dopóki NATO jest dość silne, aby go odeprzeć. Rosjanom musiałaby sprzyjać sytuacja geopolityczna, bo atak na jeden z krajów NATO oznaczałby wojnę globalną o znacznie większej skali niż konflikt w Ukrainie.
Konrad Muzyka jest spokojny o granice NATO. Według niego niemal cała rosyjska produkcja zbrojeniowa zaspokaja potrzeby wojny na Ukrainie. Większość sił lądowych z Obwodu wyjechała na front: – Tak długo jak USA jest częścią NATO i nie ma problemów w Azji, możemy spać spokojnie. Nawet jeśli Ukraina przegra i Rosja przejmie połowę jej terytorium. Rosja wyjdzie z tej wojny bardzo osłabiona. Jej zdolności, zwłaszcza lądowe, będą w dużym stopniu przetrzebione.
Mniej optymistyczne są scenariusze, w których Stany zajęte są wojną na Pacyfiku. Muzyka przypomina, że według doktryny obronnej NATO sojusznicy będą mieli przewagę powietrzną w przypadku konfliktu. – Zniszczymy obronę powietrzną Rosjan i nie będziemy potrzebować miliona pocisków artyleryjskich. Nasze samoloty są tak dokładne, że zniszczą siły naziemne wroga – mówi Muzyka.
Co jeśli amerykańskie siły powietrzne będą zaangażowane gdzie indziej, na przykład w konflikt zbrojny między Chinami a Tajwanem? Muzyka: – Wtedy znajdziemy się w bardzo ciężkiej sytuacji.
Na granicy bez zmian
Politycy koalicji rządowej przyznają, że „instrumentalizacja migracji” na granicy z Białorusią to część rosyjskiej wojny hybrydowej (jej kulisy ujawniliśmy w grudniu 2021 r.).
– Nasz wywiad nie ma wątpliwości, że to rosyjski projekt. Mogliśmy śledzić cały proces rekrutacji w Afganistanie i innych krajach, transportowania ich do Europy i przenoszenia na Białoruś. To jest nowa generacja działań wojennych, stosunkowo tani instrument. Polska jest zmuszona wydawać pieniądze na budowę płotu i inwestować w ochronę granicy – mówił w sierpniowym wywiadzie dla Baltic Sentinel gen. Rajmund Andrzejczak, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
MON i MSZ przyznają, że od początku 2024 r. działań hybrydowych jest więcej: „ (…) Działania Rosji stają się coraz bardziej agresywne i przypominają de facto działania terrorystyczne” – podkreśla MSZ. I wylicza: akty sabotażu (podpalenia, ataki cybernetyczne), instrumentalizacja migracji, zakłócenia sygnału GPS.
„Nasilona kampania rosyjskich ataków hybrydowych na terytorium państw UE/NATO to nie tylko środek wywarcia presji na ograniczenie wsparcia dla Ukrainy, lecz także dowód rosyjskiej wrogiej polityki wobec Zachodu” – uważa MSZ.
Coraz więcej rubli na wojnę
Kreml chce wydać w tym roku 10,4 bln rubli (98 mld euro) na wojnę – w połowie roku zwiększył wydatki na armię na przyszły rok o jedną czwartą, do 13,2 bln rubli (127 mld euro). Na co dokładnie pójdą te pieniądze – nie wiadomo, bo 85 proc. wydatków wojskowych jest niejawnych.
– Wzrost wydatków Rosji na obronę sugeruje, że Rosja spodziewa się, że wojna potrwa dłużej niż do przyszłego roku – mówi Eesti Ekspress, naszemu partnerowi, pułkownik Ants Kiviselg, szef estońskiego wywiadu wojskowego. – To, czy będzie się ona toczyć w Ukrainie, czy w innym regionie jest osobną kwestią. Na pewno Federacja Rosyjska się przygotowuje.
Współpraca Tamara Kaňuchová
Tekst powstał w ramach projektu “Eyes on Russia”, finansowanego przez grant Investigative Journalism For EU (IJ4EU).