Skip to content
Menu

ZOBACZYĆ MIŃSK I UMRZEĆ.
JAK BIAŁORUSKIE FIRMY HANDLUJĄ MIGRANTAMI

Julia Dauksza, Anastasiia Morozova
Paweł Reszka („Polityka”)
Ilustracja: Frycz&Wicha

9 grudnia 2021

Na szmuglu migrantów z Bliskiego Wschodu zarabiają firmy powiązane z reżimem Aleksandra Łukaszenki.  

  • Reporterzy FRONTSTORY.PL odnaleźli jedną z takich firm
  • Poznaliśmy mechanizmy i ludzi, którzy stoją za przemytem
  • Zdobyliśmy bezpośredni dowód na związki białoruskiego reżimu z przerzutem migrantów przez Polskę

Jedną z kluczowych postaci, które po białoruskiej stronie zarabiają na przemycie uchodźców, jest 60-letni Majid Al-Qaysi – człowiek blisko związany z białoruskim rządem. Biznesmen, konsul honorowy Białorusi w Bagdadzie, piewca Łukaszenki i znajomy ministrów. Oficjalnie Al-Qaysi jest współwłaścicielem bądź zarządcą sieci firm turystycznych – oferuje gościom z Bliskiego Wschodu wypoczynek w stolicy Białorusi, zwiedzanie muzeów i udział w polowaniach. 

To oficjalna strona jego biznesów. Dziennikarze FRONTSTORY.PL ustalili, że w przedsięwzięciu którym kieruje, chodzi o przerzut migrantów na Zachód. Jego klienci nie zwiedzają Mińska, nie robią zakupów, nie chodzą do aquaparku i nie polują na łosie. Zamiast tego ci, których wożą firmy Al-Qaysi’ego, płacą przemytnikom ciężkie pieniądze za nielegalne przekroczenie granicy. Usługi turystyczne to dziś przykrywka do przemycania ludzi. Poznaliśmy schemat przepływu pieniędzy w tym biznesie – tak, by mogły trafić z kieszeni migrantów, przez pośredników, na konta białoruskich państwowych przedsiębiorstw. Udało nam się też dotrzeć do ofiar Al-Qaysiego.

Biegnijcie do auta

Ta historia zaczyna się w Polsce, niedaleko granicy z Białorusią. W ostatnich dniach października, na leśnym trakcie Puszczy Białowieskiej, lokalny przyrodnik znajduje plik dokumentów. Miejsce nie jest przypadkowe. Kartki leżą sto metrów od drogi prowadzącej z Białowieży do Hajnówki.

Na trasie panuje spory ruch, codziennie podjeżdżają tu auta przemytników. Umówieni kurierzy zabierają z lasu migrantów, którym udało się przekroczyć nielegalnie granicę, omijając patrole wojska i policji. Przerzucają ich dalej – do Niemiec.

Polska policja dobrze wie, co się dzieje, obserwuje drogę, dlatego migranci kryją się w lesie. Wybiegają na sygnał, gdy na drodze pojawia się umówione auto. Dokumenty, 16 kartek A4, najprawdopodobniej porzuca ktoś, kto w pośpiechu zmierza z kryjówki do samochodu.

 

Wierzymy, że dziennikarstwo śledcze to dobro publiczne.
Zostań naszym patronem, wesprzyj nas na Patronite.

Wspieraj Autora na Patronite

Człowiek, który znajduje dokumenty, przekazuje je wolontariuszom z Grupy Granica (pomaga zagubionym w polskich puszczach migrantom). Stąd trafiają do dziennikarzy FRONTSTORY.PL. 

Nie ma wątpliwości, że papiery mają ścisły związek z tym, co dzieje się na granicy. Nie są kompletne, ale z ich analizy wynika, że opisują mechanizm przemytu  ludzi.

Skąd to wiadomo? W dokumentach znajdujemy m.in. dane kilkudziesięciu osób, które skorzystały z usług białoruskiej firmy, by przedostać się z Libanu i Syrii do Europy. Są wśród nich spisy pasażerów syryjskich linii lotniczych, rezerwacje na loty z Bejrutu i Damaszku do Mińska, lista hotelowych gości. Jest też umowa między arabskim pośrednikiem a białoruskim biurem, które oferuje 58 gościom z Bliskiego Wschodu wypoczynek w stolicy Białorusi.

Skoro chodzi o zwykłą wycieczkę, to skąd dokumenty wzięły się na polskim odcinku szlaku przemytników? Gdzie są ludzie, którzy przylecieli na Białoruś z Bejrutu i Damaszku? Czy rzeczywiście zwiedzali muzea w Mińsku czy też zapłacili komuś za przerzut do Europy? 

Poszliśmy śladem szesnastu kartek formatu A4. Co ustaliliśmy?

Zaciągnij się smakiem dyktatury

Zaczynamy od firmy, której dane widnieją w dokumentach. To Belir Group, która mieści się w centrum Mińska. Jej właścicielem jest Majid Al-Qaysi, biznesmen i dyplomata, który wchodzi w skład białoruskich delegacji w rozmowach na wysokim szczeblu. Reprezentuje białoruskie interesy w Bagdadzie i irackie linie lotnicze na Białorusi. W Mińsku, w którym mieszka od 22 lat, on i jego rodzina są właścicielami kilku firm i drogich nieruchomości – te informacje udaje nam się ustalić z pomocą białoruskiej, niezależnej inicjatywy Right Point.

Wśród dokumentów jest październikowa umowa Belir Group z 32-letnim Syryjczykiem  Bassel Kassem Al-Kweider na polowania na Białorusi z udziałem gości z zagranicy. Jedno z nich miałoby się odbyć w okolicach ośrodka wypoczynkowego Biełyj Łoś, drugie w gospodarstwie myśliwskim Neman. Oba należą do Grodzieńskiej Fabryki Tytoniu Neman. 

Struktura fabryki Neman. Źródło: http://www.tabak.by/

Polowania pod auspicjami fabryki Neman? Brzmi niewinnie. Tymczasem przedsiębiorstwo jest objęte sankcjami USA, znajduje się pod specjalną kuratelą Aleksandra Łukaszenki. To największy producent papierosów na Białorusi, jego wyroby są nielegalnie dystrybuowane po Europie a zyski z przemytu czerpie otoczenie dyktatora. Za nadzorującego proceder uchodzi Aleksiej Aleksin, zaufany oligarcha Łukaszenki – ma wyłączność na handel towarem z Nemana.

Oferta ośrodka Biełyj Łoś. Źródło: Booking.com

Z Damaszku na Linię Stalina

Z dokumentów wynika, że za udział w myśliwskiej wyprawie każdy z uczestników miał zapłacić Belir Group równowartość ok. 430 dol. (1100 białoruskich rubli) a liczba uczestników polowania nie może być mniejsza niż 58 osób. To oznacza, że na konto firmy Belir mogło trafić ok. 25 tys. dol. 

W załączniku do umowy jest cennik trofeów. Gdyby ktoś z uczestników ustrzelił daniela, musiałby dopłacić około 2,3 tys. dol. (6100 białoruskich rubli). Za jelenia – 5 tys. dol.

Niepozorny cennik to kluczowa część umowy. Formuła opłat za trofea jest wygodna – uwiarygodnia wpłacenie na konta firmy praktycznie każdej sumy. Możliwość weryfikacji, czy turyści faktycznie coś upolowali, jest ograniczona. Na podstawie cennika można za to wygenerować dowolną podkładkę pod przelew, który za pośrednictwem ośrodka Biełyj Łoś trafi do państwowego Nemana.

Z innych załączników do umowy dowiadujemy się, że grupa z Bliskiego Wschodu miała spędzić 14 nocy w hotelu Białoruś w Mińsku (od 18 października do 1 listopada tego roku). Podróżnym przysługiwało codzienne śniadanie.

Według programu turyści na polowaniach mieli spędzić trzy dni. Pozostałe wypełnić powinny inne atrakcje – zwiedzanie umocnień Linii Stalina nieopodal Mińska, Muzeum Kultury Starobiałoruskiej czy Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Organizatorzy nie zapomnieli o zaplanowaniu wizyty w aquaparku czy wyprawy na zakupy.
Jak ustaliliśmy, program wycieczki to fikcja. Jej uczestnicy niedługo po przybyciu do Mińska zostali przetransportowani wprost na polsko-białoruską granicę.

Rodzinny biznes dyplomaty

Belir istnieje od 2015 r. Jeszcze trzy lata temu mieściła się w prestiżowej lokalizacji vis-à-vis pałacu prezydenckiego.

Strona Visit Belarus. Źródło: Facebook

Dziś należąca do Belir strona Visit Belarus na Facebooku i profil na Instagramie są nieaktywne. Można się z nich dowiedzieć, że poza turystyką firma organizuje też wyjazdy na Białoruś w celu uzyskania pomocy medycznej i załatwia wizy dla studentów.

Umowę na myśliwską wycieczkę w imieniu Belira podpisywała jego dyrektorka, Olga Wiktorowna Oskirko. Kobieta jest nie tylko dyrektorką, ale i właścicielką 40 proc. udziałów w spółce (pozostałe należą do Aimena Al Bakri i Majida Al-Qaysiego).

Przypomnijmy: ten ostatni współwłaściciel to od 2018  r. konsul honorowy Białorusi w Bagdadzie. 

W gościach u ministra

Al-Qaysi jest obywatelem Iraku, ale od lat mieszka w Mińsku i żyje w dobrej komitywie z wysokimi urzędnikami reżimu Łukaszenki. Jak dobrej? Przede wszystkim formalnie reprezentuje interesy reżimu w Iraku. Kilka miesięcy temu pojawia się w Bagdadzie na rozmowach wiceministrów spraw zagranicznych Iraku i Białorusi jako członek delegacji białoruskiej, a gdy rektor uniwersytetu w Bagdadzie odwiedza Mińsk, Al-Qaysi wprowadza go do budynku MSZ i bierze udział w spotkaniu z wiceministrem.

Dlaczego konsulat w Iraku, choć honorowy, ma duże znaczenie? Białoruś nie ma w Iraku oficjalnego przedstawicielstwa. Jej interesy reprezentuje formalnie ambasador w Turcji. Gdy w 2020 r. złoży listy uwierzytelniające w Bagdadzie, odwiedzi siedzibę Al-Qaysi’ego. 

Druga honorowa placówka Białorusi znajduje się w Irbilu, w stolicy autonomicznego regionu irackiego Kurdystanu. Działalność obu wzbudza kontrowersje podczas kryzysu migracyjnego. Powód? „Uproszczone procedury wizowe” dla uchodźców. 6 listopada Białoruś na żądanie irakijskiego MSZ oficjalnie zamknie oba konsulaty.  Z komunikatu irackiej agencji prasowej INA: „(…) Krok ten  ma na celu ochronę obywateli Iraku przed siatką przemytników ludzi przez terytorium Rosji i Polski”.

 

Wynika z tego, że współwłaściciel Belir Group, odpowiedzialnej za rzekome polowania, jest mocno związany z białoruskim MSZ. Co więcej – jego działalność na Bliskim Wschodzie była łączona z przemytem ludzi do Europy.

Spytaliśmy o sprawę zamknięcia konsulatu rzecznika irackiego MSZ – nie dostaliśmy odpowiedzi.

Pan Majid zmienia kapelusze

60-letni konsul to postać barwna. Nie stroni od pokazywania się publicznie. Od początku kryzysu migracyjnego wypowiada się o nim w mediach.

Czerwiec, lotnisko w Mińsku. Kilku reporterów przygotowuje materiał o migrantach z Bliskiego Wschodu, którzy wprost z samolotów kierują się na granicę. Podchodzi do nich Al-Qaysi, przedstawia się jako konsul honorowy, ale do kamery mówi jako przedstawiciel linii lotniczych Fly Baghdad: – My, Fly Baghdad, nie wpuściliśmy ani jednego Kurda. Działam jak filtr. Nie wpuszczam ich, bo wiem, że są nielegałami. My nie zapraszamy Kurdów.

To oznacza, że Al-Qaysi używa kilku kapeluszy:

  1. W Bagdadzie jest konsulem – jego działalność zawiesza w końcu irackie MSZ, bez podania szczegółowych powodów;
  2. W Mińsku jest współwłaścicielem firmy turystycznej, która  w szczycie kryzysu migracyjnego organizuje „polowania” dla arabskich turystów;
  3. Jest przedstawicielem linii lotniczych latających z Bliskiego Wschodu do Europy Wschodniej.

Al-Qaysi bierze udział w propagandowych działaniach reżimu (białoruskie rządowe media przedstawiają kryzys jako zderzenie nieszczęśliwych uchodźców z bezwzględnymi służbami Unii). Przykład? W sierpniu na granicy litewsko-białoruskiej umiera młody Irakijczyk. Reżim wszczyna pokazowe śledztwo w tej sprawie, rozkazuje znaleźć krewnych ofiary. Następnego dnia rodzina zmarłego jest już w Mińsku. Na lotnisku towarzyszy im Al-Qaysi.

Al-Qaysi jest twardym zwolennikiem Łukaszenki. W sierpniu 2020 r., gdy milicja i OMON brutalnie tłumią demonstracje na Białorusi, udzieli wywiadu propagandowej telewizji STV.

Ludzie, czego więcej chcecie?

Chwali w nim Białoruś jako spokojny kraj, pełen dobrych ludzi, i osobiście Aleksandra Łukaszenkę: – Bardzo szanuję pana prezydenta. Żałuję, że nie ma takiego u nas [w Iraku]. (…) Wiem, że kiedy położę się spać, nikt nie ukradnie mi domu. Czego więcej chcą ludzie?

W sprawach domów Al-Qaysi może uchodzić za autorytet. Konsul i jego bliscy zgromadzili na Białorusi spory majątek. Al-Qaysi i Olga Oskirko (współwłaścicielka i dyrektorka Beliru) są partnerami nie tylko w biznesie. Oboje  przez lata mieszkali w jednym lokalu w Mińsku a Oskirko reprezentuje ich małoletniego syna na rynku nieruchomości.

Gdy syn konsula ma zaledwie cztery lata, zostaje właścicielem piętrowego domu i działki na przedmieściach Mińska. Sama Oskirko jest właścicielką willi na przedmieściach stolicy. Konsul Al-Qaysi ma w niej dwa spore mieszkania i udziały w kilku firmach.

Firmy tworzą skomplikowaną siatkę udziałowców i nadzorców, które łączą Al-Qaysi bądź jego partnerka Olga Oskirko.

Belir Group już znamy. Oprócz niej konsul ma udziały w firmie turystycznej Ekstratur (część należy do Oskirko) i w spółce Geit Inwest.

Samoloty kursują, uchodźcy szturmują

Wracamy na lotnisko w Mińsku, na którym Al-Qaysi pojawił się jako agent linii lotniczych Fly Baghdad. Sprawdzamy – rzeczywiście jest jej głównym agentem. Od niedawna, bo uruchomienie pierwszego lotu do Mińska, w towarzystwie białoruskich oficjeli, świętował w maju. W tym samym miesiącu, w którym uchodźcy z Bliskiego Wschodu zaczęli pojawiać się na wschodnich granicach Unii.

Trzy miesiące później iracki rząd zawiesi wszystkie regularne połączenia z Mińskiem. Fly Baghdad zdąży do tej pory wykonać 22 loty do Mińska i z powrotem, samolotami mogącymi zabrać niemal 200 pasażerów. Równolegle ponad 40 kursów na tej trasie wykonają linie Iraqi Airways (Al-Qaisi reprezentował je w Mińsku i w Moskwie przed nawiązaniem współpracy z Fly Baghdad). W tym okresie – od maja do sierpnia – na litewsko-białoruską granicę trafi przynajmniej 4000 osób. 

Konsul i szemrane linie

Nie mamy dowodów na to, że wszyscy pasażerowie lotów Fly Baghdad i Iraqi Airways byli imigrantami. Na pewno jednak wielu skorzystało z ich oferty.

Odnajdujemy ślady innej linii lotniczej, syryjskiej Cham Wings. Również ona związana jest z konsulem, jako białoruskiego agenta w Mińsku wskazuje właśnie firmę Al-Qaysi’ego. 

Flota Cham Wings ma zaledwie trzy samoloty, jej właścicielami są ludzie z otoczenia prezydenta Syrii Bashira Al-Assada. Już pięć lat temu firma została obłożona sankcjami przez USA za transport broni. Według agencji Reuters, czarterowała też loty przewożące do Syrii rosyjskich najemników z tzw. Grupy Wagnera. 

Autorzy grafiki: Filip Wesołowski, Julia Karwan-Jastrzębska

To właśnie Cham Wings w 2021 r. będzie przyjmować grupowe rezerwacje dla wyjazdów organizowanych przez przemytników ludzi. I – jak wynika z dokumentów znalezionych w polskim lesie – to Cham Wings zrealizuje grupową rezerwację na lot z Bejrutu dla uczestników rzekomego polowania Belir Group. 

Od września samoloty Cham Wings wykonają co najmniej 29 lotów z Damaszku do Mińska. Najwięcej – dwa tygodnie przed eskalacją kryzysu na granicy, zakończoną zamieszkami na przejściu w Kuźnicy. 

13 listopada – dzień po zawieszeniu Al-Qaysiego w pełnieniu obowiązków konsula honorowego w Iraku – Cham Wings wstrzyma loty do Mińska. 

Wycieczka z finałem w szpitalu 

Wiemy już, że firma Belir Group nie pojawiła się w biznesie przewożenia ludzi z Bliskiego Wschodu przypadkiem – współpracuje z Fly Baghdad i Cham Wings. Jej współwłaściciel jest poukładany z reżimem Łukaszenki i reprezentuje jego interesy w Bagdadzie. 

Autorzy grafiki: Filip Wesołowski, Julia Karwan-Jastrzębska

Wśród dokumentów znalezionych w lesie jest lista pasażerów lotu Cham Wings  z Bejrutu do Damaszku z października. W spisie pasażerów – 51 osób o arabskich nazwiskach. Inny dokument to lista rozmieszczenia gości w hotelu w Mińsku. To te same 51 nazwisk oraz siedem kolejnych. Do hotelu w Mińsku teoretycznie trafiło 58 osób – dokładnie tyle, na ile umówiła się firma konsula, która organizowała fikcyjne polowanie. 

Dokumenty nie są kompletne a droga migrantów nie jest jasna. Jaką drogą lecieli z Bejrutu? Jak dotarli do Mińska? Co działo się dalej? Jak dokumenty grupy znalazły się w Polsce, tuż przy granicy? 

Dokumenty zostają znalezione w dniach, w których wymienione w nich osoby miały zwiedzać z przewodnikiem Muzeum Kultury Starobiałoruskiej czy Muzeum Sztuki Narodowej.

Poprosiliśmy organizacje humanitarne o pomoc w znalezieniu kilku nazwisk z listy pasażerów. Dzięki temu udało nam się dotrzeć do Raeda Yasera Sroura, jednego z uczestników rzekomej wycieczki. Pod koniec października 37-letni Raed, Syryjczyk, trafił na izbę przyjęć szpitala w Hajnówce. Był wycieńczony i pogryziony przez psy.  

Kto szczuje ludzi psami?

Raed  potwierdza, że to jego nazwisko jest na listach pasażerów i liście gości hotelu w Mińsku. I że w wyprawie na Białoruś od początku nie było mowy o turystyce: – Zapłaciłem pośrednikowi, żeby mnie przywiózł na Białoruś i przerzucił do Polski i dalej do Europy Zachodniej – mówi Raed. Potwierdza, że przy przekraczaniu granicy został ranny. 

Jego świadectwo weryfikujemy przy pomocy dokumentacji szpitalnej i informacji od Straży Granicznej. Z medycznej karty informacyjnej Raeda wynika, że został przyjęty na chirurgię 29 października z powodu „licznych zakażonych ran kąsanych okolicy skóry owłosionej głowy”. Mówiąc wprost, pogryzienia przez psa. 

Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Połowcach, które prowadzi Straż Graniczna, tak opisuje okoliczności zatrzymania: „Ustalono, że ww. cudzoziemiec w dniu 29 października 2021 r. został ujawniony w odległości 900 metrów od granicy państwowej (…). Cudzoziemiec wbrew przepisom przekroczył granicę państwową w rejonie znaku granicznego 274 z Republiki Białoruś do RP, w miejscu niedozwolonym i bez dokumentów uprawniających do przekroczenia granicy (…) ze względu na zły stan zdrowia oraz rany cięte na ciele, spowodowane przejściem przez ogrodzenie na granicy, został przewieziony do SPZOZ w Hajnówce”.

W notatce SG określono rany mężczyzny jako „spowodowane przejściem przez ogrodzenie na granicy”. Ale w dokumentach szpitalnych wyraźnie pisze się o pogryzieniu przez psa. Skąd ta różnica? 

Koczownicy z Bejrutu 

Raed wychodzi ze szpitala 3 listopada. Trafia do półotwartego ośrodka organizacji pozarządowej w Białymstoku. Udaje nam się z nim spotkać. W sumie przeprowadzamy dwie rozmowy – jedną twarzą w twarz, drugą przez tłumacza z arabskiego, przez telefon. 

Mówi Raed Srour:  – Pochodzę z Dary, tam gdzie zaczęło się powstanie przeciwko Assadowi. Jestem apolityczny, ale z powodu miejsca mojego urodzenia w 2016 r. aresztowano mnie na miesiąc. Bito mnie i torturowano. Każdy z Dary jest dla ludzi Assada podejrzany. Po wyjściu wyjechałem do Bejrutu. Pracowałem na czarno, mieszkałem z rodziną w przyfabrycznej kanciapie. W 2021 r. zdecydowałem się emigrować do Europy. 

Na polsko-białoruskiej granicy. Zdjęcie: Karol Grygoruk / RATS Agency

W Libanie, kraju dotkniętym potężnym kryzysem humanitarnym i gospodarczym, co piąty mieszkaniec to uchodźca z Syrii. Chętnych na lot do Europy nie brakuje. Wypychanie ludzi do Europy jest też na rękę libańskiemu rządowi, odpowiedzialnemu za utrzymanie uchodźców. W wielu przypadkach wyjazd wiąże się z wygaśnięciem lub cofnięciem zezwolenia na pobyt, bo paszporty są ostemplowane zakazem powrotu.

Łapówka w systemie hawala

Raed mówi, że z przemytnikiem kontaktował się tylko przez telefon, przy pomocy WhatsAppa. Przemytnik był Kurdem, przedstawiał się jako Abu Jahia. Mężczyzna nigdy go nie widział, nigdy się z nim nie spotkał. 

Cena za przerzut? 4,5 tys. dol. za dotarcie do Mińska. I dodatkowo 2,5 tys. dol. za podróż z  Mińska do Europy. Pieniądze miały być zdeponowane w tureckim biurze podróży.

Biuro to najprawdopodobniej tak zwani hawaladarzy. W biurach hawaladars migranci opłacają podróż, a wliczony w jej cenę depozyt jest wypłacany przemytnikowi po potwierdzeniu dotarcia do celu.

Do przemytników za pośrednictwem systemu hawala trafia tylko prowizja, potrącana jest także opłata dla hawaladara za pośrednictwo w transakcji. Większość zysku z przemytu wciąż trafia gdzie indziej. Ale posłuchajmy jeszcze Raeda: 

– Wylecieliśmy 20 października lotem Cham Wings z Bejrutu do Mińska. Na lotnisku czekał na nas umówiony przez przemytnika Arab. Zabrał grupę 20–25 osób, były wśród nich kobiety i dzieci, do hotelu Mińsk albo Białoruś – Raed nie jest pewny nazwy, z dokumentów wynika, że chodzi o hotel Białoruś. – W hotelu spędziliśmy jedną noc. 21 października kazano nam zejść przed hotel. Tam czekały dwa auta z białoruskimi kierowcami. Zebrało się nas osiem osób, jazda zajęła cztery–pięć godzin. Wysiedliśmy w lesie. Kierowcy pokazali, że mamy iść przed siebie. Przez telefon pilotował nas Abu Jahia. Doszliśmy do granicy, w miejscu gdzie siatka była przecięta. Za granicą miał czekać samochód, ale nie mogliśmy go znaleźć. Abu Jahia instruował nas przez telefon, ale błąkaliśmy się trzy dni. W końcu doszliśmy do dużej drogi.

Oficer wyciąga pałkę

W tym miejscu na grupę miał czekać jeep, jednak ekipa Raeda do niego nie doszła. Uchodźcy zostali zatrzymani przez polską policję. Niedługo potem przyjechał kolejny radiowóz oraz policyjna furgonetka: – Z auta wyszedł oficer i bił  nas pałką. Dostali wszyscy, oprócz dwóch kobiet. Zabrano nam walizki i telefony. Cała grupa została zawieziona na granicę. Wyrzucono nas w pasie ziemi niczyjej [najprawdopodobniej wypchnięto za płot na terytorium Białorusi – red.]. Oddano tylko telefony. Wróciliśmy na Białoruś. Szliśmy kilka godzin. Zostaliśmy przewiezieni do innego punktu. W grupie 40–50 osób mieliśmy znów przekraczać granicę we wskazanym przez Białorusinów miejscu.  Znów natknęliśmy się na Straż Graniczną – psy, konie, drony. W sumie próbowałem trzy razy. 

W czasie trzeciej próby – w okolicy znaku granicznego 274, w lasach pomiędzy Czeremchą a Puszczą Białowieską – udało mu się przejść granicę i przebiec niemal kilometr, zanim złapała go Straż Graniczna. Zaplątał się o coś i upadł: – Gdy leżałem, pies zaczął mnie gryźć w głowę. Pies należał do polskiej Straży Granicznej lub policji. Zamaskowani funkcjonariusze, z bronią, szczuli nas psami. Inny człowiek z mojej grupy też został pogryziony. Miał mocno zranionę rękę.

Numer 24 opowiada

Raed stracił przytomność. Odzyskał ją w szpitalu. Nie miał telefonu i nie wiedział, co stało się z resztą jego towarzyszy. 

Udało nam się ustalić losy rodziny innego uchodźcy, który trafił do szpitala wraz z Raedem. To Saleh, kuzyn Raeda. Z wiadomości od niemieckiego tłumacza, który na prośbę krewnej Saleha poszukiwał w Polsce jej rodziny, dowiadujemy się, że po opatrzeniu ran Saleh został wywieziony z powrotem na granicę. Z maila tłumacza Saleha do jednej z organizacji pomocowych dowiadujemy się o losach kolejnej piątki uczestników białoruskiej wycieczki:

„Rozmawiałem z syryjską kobietą mieszkającą w B. (…) Według niej (…) mała część z nich została dziś zabrana przez polską Straż Graniczną, brat i kuzyn [Raed – red.] zostali pogryzieni przez psy, więc zabrano ich do polskiego szpitala (…), potem brata odebrała policja i zabrała stamtąd do lasu. Jej kuzyn jest wciąż w szpitalu z obrażeniami głowy. Ale obaj stracili kontakt z małżonkami i dzieckiem. Kobiety nie mają telefonów, zostały straumatyzowane w lesie po ataku polskich służb.”

Na polsko-białoruskiej granicy. Zdjęcie: Karol Grygoruk / RATS Agency

Większość grupy, mimo dramatycznej przeprawy, w pierwszych dniach listopada dociera do Niemiec. Raed ze względu na poważny stan trafia do szpitala. Krewny mieszkający w Niemczech dostarcza mu telefon. 

Dalsza relacja syryjskiego uchodźcy: – Ze szpitala zabrała mnie straż graniczna. Zamknięto mnie na kilkanaście godzin w pokoju. Rozebrano do naga. Przeszukiwano w poniżający sposób. Potem umieszczono mnie w hangarze z grupą Kurdów. Nie było tam tłumaczy. Obsługa nie potrafiła się dogadać z zatrzymanymi. Każdemu nadano numer – ja miałem nr 24. W końcu  przesłuchano mnie przy pomocy tłumacza Ahmeda Habbasa i zdjęto odciski palców. Namawiano, żebym potwierdził, że pogryzły mnie bezpańskie psy. Odmówiłem. 

Polowanie? Tak, ale będziesz zwierzyną

Po kilku dniach na posterunku Straży Granicznej i pobycie w ośrodku, w którym z nim rozmawiamy, Raed na własną rękę przedostaje się na Zachód. 

Kwota 7 tys. dol., którą wpłacił tureckim hawaladarom za podróż do Europy to mniej więcej tyle, ile w znalezionym cenniku polowań kosztowałoby go ustrzelenie daniela i młodego jelenia. Dni, które według planu wycieczki miał spędzić na polowaniu w ośrodku Biełyj Łoś i gospodarstwie myśliwskim Neman, spędził ścigany przez Straż Graniczną i przepychany przez druty to przez Polaków, to Białorusinów, na koniec trafiając do szpitala.

Jeśli każda z 58 osób biorących udział w fikcyjnym polowaniu, organizowanym przez Belir Group zapłaciła za podróż taką samą równowartość postrzelenia daniela i jelenia – to sama grupa, której dokumenty poznaliśmy, musiała przynieść uczestnikom procederu 406 tys. dol. zysku.  

Ta cena uwzględnia opłacenie wizy, prowizję dla przemytnika Abu Jahji i przewodnika, opłatę manipulacyjną dla biura hawala, miejsce w samolocie Cham Wings, nocleg w hotelu Białoruś i transport na granicę oraz auto po polskiej stronie. Nadwyżkę Belir Group może podzielić między siebie a państwowe gospodarstwo Biełyj Łoś na podstawie cennika fikcyjnego polowania.

 
 

Majid mówi: wracajcie

Opowieść Raeda i losy innych podróżnych są dramatyczne. Czy prawdziwe? Straż Graniczna na pytanie o sytuację z psami odpisuje: „Straż Graniczna jest uprawniona do przekazywania informacji co do konkretnych osób tylko uprawnionym organom oraz stronom prowadzonych postępowań. Straż Graniczna posiada psy służbowe w celu wykorzystywania ich do ochrony granicy”.

Nie jesteśmy w stanie zweryfikować szczegółów opowieści Raeda o przebiegu spotkania z polskimi służbami. Ale dzięki dokumentom znalezionym w lesie wiemy, że w całym przedsięwzięciu Belir Group od początku chodziło wyłącznie o wyjazd na Zachód. Migranci zapłacili po prostu przemytnikom ciężkie pieniądze za nielegalne przekroczenie granicy. Nikt nie chciał zwiedzać Mińska, robić zakupów, chodzić do aquaparku, ani polować na łosie. 

Jednym z tych, którzy na tym zarobili, był Majid Al-Qaysi – biznesmen, konsul honorowy Białorusi w Bagdadzie, piewca Łukaszenki i znajomy ministrów w jego rządzie. 

Chcieliśmy skonfrontować nasze ustalenia z właścicielami Belir Group, ale nie odpowiedzieli na prośby o rozmowę. Zadaliśmy pisemnie pytania o przemyt ludzi Oldze Oskirko. Pytaliśmy, dlaczego ludzie których Belir Group zaprasza na polowania i wycieczki na Białoruś odnajdują się pokaleczeni po polskiej stronie granicy? Czy firma, którą prowadzą z Majidem Al-Quaysim, bierze udział w przemycie ludzi z Bliskiego Wschodu? Dlaczego dokumenty ich firmy znalazły się w lesie po polskiej stronie? Czy organizują przerzut ludzi za zgodą władz Białorusi?

Nie dostaliśmy odpowiedzi. 

Pod koniec listopada Majid Al-Qaysi znów wystąpił publicznie. W występie dla kurdyjskiej telewizji NRT zaapelował do uciekinierów z Kurdystanu, aby wyjeżdżali z Białorusi. 

Apel tłumaczył tym, że Białoruś nie jest w stanie zapewnić im żywności w obozach na granicy. 

Avatar photo

FRONTSTORY.PL

Magazyn Fundacji Reporterów

CZYTAJ WIĘCEJ