Skip to content
Menu

Europa w plastikowej pułapce

Wojciech Cieśla / Investigate Europe
Ilustracja: Alexia Barakou / Investigate Europe

27 kwietnia 2023

Pomysł na gospodarkę obiegu zamkniętego na razie nie wypalił: śmieci z plastiku wciąż albo rozwozimy po świecie, wyrzucamy na składowiska albo spalamy. Europa tonie w plastiku. A przemysł tworzyw sztucznych robi wiele, żeby tego nie zmienić

W skomplikowanym świecie tworzyw sztucznych plastik to towar jak każdy inny – zarabia się na jego produkcji, zbieraniu, transporcie i utylizacji. Zarabiają prywatne biznesy, podczas gdy za utylizację płacą rządy i społeczeństwa. A góra plastikowych śmieci rośnie.   

Jak to się dzieje, że w Polsce łatwiej trafić do sądu za przejście na czerwonym świetle niż za sprowadzenie tira z nielegalnymi odpadami z Niemiec? Dlaczego nie mamy systemu kaucji za plastikowe butelki? Dlaczego w producenci niemal nie płacą za to, że wprowadzają tworzywa sztuczne do obiegu? Co w ogóle można zrobić ze zużytym plastikiem? 

Robert Szyman, szef Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych, krzywi się na niefachowe słowo „plastik”. Uważa, że  tworzywa sztuczne są materiałem uregulowanym aż za mocno. A gdybyśmy chcieli żyć bez plastiku, musielibyśmy wyrzucić telefony komórkowe i laptopy, i zrezygnować z wielu innych rzeczy. bo przecież wszędzie dookoła są tworzywa. 

Plan na plastik: porażka

56-letni Kenneth Bruvik to świadomy obywatel, wolontariusz. Zbiera plastikowe odpady wzdłuż zachodniego wybrzeża Norwegii. Widział już większość z tego, czym ludzkość zaśmieca planetę. Ale gdy wiosną trafia na plażę koło Bergen, zaczyna płakać: szczelina w skale wielkości człowieka wypełniona jest tonami butelek i plastikowych jednorazówek. Większość zmielona w tak małe kawałki, że kleją się jak brokat do butów Norwega.

Kenneth Bruvik zbierający odpady w okolicy Bergen. Zdjęcie: Amund Trellevik / Investigate Europe

Po latach oczyszczania plaż Bruvik wie, na co patrzy: ta część plastiku pochodzi z Azji, ta część z Ameryki Północnej. Ale większość – z Europy. – Do wszystkich, którzy produkują te jednorazowe butelki: zatrzymajcie to! – mówi, stojąc na górze śmieci. – Wprowadźcie system depozytowy. W Europie wprowadzenie kaucji na plastik powinno być prościzną.

Tekst jest częścią śledztwa Investigate Europe – międzynarodowego kolektywu dziennikarzy śledczych.

Śledztwo w wersji angielskiej zostało opublikowane na www.investigate-europe.eu.

Wierzymy, że dziennikarstwo śledcze to dobro publiczne.
Zostań naszym patronem, wesprzyj nas na Patronite.

Wspieraj Autora na Patronite

Kilka tysięcy kilometrów na południe od Bergen, w zakładzie niedaleko Aten, robotnicy otwierają kontenery z niemieckimi śmieciami. Plastikowe odpady, które trzy lata temu wylądowały w żółtych pojemnikach przed domami w Niemczech, wypłynęły w Grecji. Od dwóch lat 37 kontenerów śmieci tkwi w porcie w Pireusie (nie powiodła się próba wysłania ich do Wietnamu). – To coś, co nie nadaje się do recyklingu – wzdycha Yannis Polychronopoulos, szef Ecorecovery, greckiej firmy, która opróżnia kontenery.

Ktoś zarobił na niemieckich śmieciach z Pireusu. Ktoś w Niemczech upchnął je w kontenerach i wysłał za granicę. Kto? Dziś już nie wiadomo. Utylizacja tych – dziś już niczyich – odpadów kosztuje ponad 100 euro za tonę.

Europa ma problem plastiku i sobie z nim nie radzi. Tymczasem ten problem rośnie: wybrzeża są zanieczyszczone, powstają nielegalne składowiska odpadów i działają trujące spalarnie. 

Plastikowy ślad Europejczyka

Nauczyłem się, jak segregować śmieci. Zjadam serek, opakowanie po serku wrzucam do żółtego worka, a worek do kubła pod domem. Myślę, że zadbałem o środowisko. Jestem w błędzie.  

Każdy obywatel Unii zostawia za sobą poważny, plastikowy ślad – średnio pół kilograma odpadów każdego dnia. Tylko niecałe 40 proc. plastikowych śmieci można poddać recyklingowi. Większość opakowań z plastiku zostaje zakopana na składowisku albo spalona. Tymczasem według OECD do 2060 roku zużycie tworzyw sztucznych się potroi. 

W ciągu ostatnich 70 lat zużycie plastiku wzrosło wykładniczo. Konsekwencje? Owszem. Nowe tworzywa produkuje się z paliw kopalnych, a to napędza kryzys klimatyczny. Naukowcy przewidują, że w 2050 r. sama produkcja i utylizacja tworzyw sztucznych będzie odpowiedzialna za 15 proc. globalnej emisji CO2. 

Plastik przyspiesza też katastrofy ekologiczne: co roku do oceanów spływa 11 mln ton plastikowych odpadów. Do 2030 r. może ich być w morzach dwa razy więcej niż dziś.

– Musimy pożegnać się z iluzją, że plastik poddawany jest recyklingowi – mówi Nusa Urbancic, dyrektor ds. kampanii w międzynarodowej fundacji Changing Markets. – Gdy wiesz, że plastik, w którym kupiłeś rzeczy, nie idzie do recyklingu, ale kończy na wysypisku lub jest spalany, zaczynasz inaczej patrzeć na problem.

Coś krąży po Europie

Przez długi czas kraje Europy zarządzały odpadami z tworzyw sztucznych między innymi wysyłając je do Azji. Oficjalnie szły do recyklingu, dokąd trafiały naprawdę – nikt nie sprawdzał. 

Odkąd w 2018 r. kraje azjatyckie, przede wszystkim Chiny, zakazały przywozu śmieci, zużyty plastik zaczął krążyć  po Europie. Mimo luk w oficjalnych danych można oszacować, że w 2021 r. kraje Unii przesłały między sobą 2,5 mln ton odpadów z tworzyw sztucznych. Odpady, które krążą między krajami, często zamiast do recyklingu trafiają na nielegalne składowiska. 

Już w 2015 r. UE przygotowała plan działania na rzecz tzw. gospodarki obiegu zamkniętego. Wiceprzewodniczący Komisji (dziś komisarz ds. klimatycznych Frans Timmermans) przyrzekał „zamknąć obieg”: surowce takie jak plastik miały krążyć bez końca – z fabryki do supermarketu, potem na stół, do kosza i z powrotem do recyklingu. 

To była jak dotąd najśmielsza próba zajęcia się przez Unię plastikiem. Jej wysiłki na rzecz budowy gospodarki obiegu zamkniętego na razie kończą się porażką. Odwiedziliśmy zakłady recyklingu, spalarnie i składowiska od Portugalii po Norwegię i od Grecji po Polskę. Co ustaliliśmy? 

  • 60 proc. plastikowych odpadów opakowaniowych w Europie nadal nie jest poddawanych recyklingowi. Miliony ton tych odpadów trafiają na składowiska i do spalarni. Duża część z nich z założenia nie może trafić do recyklingu.
  • Na kontynencie mają powstać dziesiątki nowych spalarni, co podsyca obawy ekologów o toksyczne zanieczyszczenia (tylko między 2018 a 2020 r. ilość spalarni odpadów w Europie wzrosła o 40 proc.).
  • Rządy pozwalają producentom tworzyw sztucznych i międzynarodowym markom wpływać na programy zarządzania odpadami – a te zostają pośrednikami między gminami, recyklerami i operatorami spalarni.
  • Firmy, które używają plastikowych opakowań, mają obowiązek finansowania recyklingu własnych odpadów. Jednak wiele z nich tego nie robi (w Polsce system działa w formie szczątkowej, a opłaty są symboliczne).
  • Niedofinansowane kontrole unijne i środowiskowe pozwalają na rozkwit przestępczości związanej z upychaniem nielegalnych odpadów na całym kontynencie. 

Pan Zbigniew wrzuca do dziury

Pod Wschową, nieopodal granicy z Niemcami, od lat działa biznesmen Zbigniew T. Wpływowy i bogaty, oficjalnie żyje z wydobywania kruszyw. Najwięcej zarabia nie na sprzedaży piasku, ale na tym, co jego firma wrzuca do dziur po żwirze czy kamieniach – to tysiące nielegalnie sprowadzonych odpadów z Niemiec i zachodniej Polski. Zyski idą w miliony (nieopodatkowanych) złotych.

Dziury w ziemi mają po kilkaset metrów długości i szerokości. Wypełnione śmieciami, zaczynają w końcu śmierdzieć. Prokuratura obliczy potem, że Zbigniew T. na 11 hektarach zakopie prawie 0,5 mln m sześc. odpadów – to tak, jakby wrzucić do ziemi naczepy z kilku tysięcy ciężarówek.

Zbigniew T. jest nietykalny, najbliższa rodzina pracuje w urzędach, a gdy ktoś skarży się na zapachy z pól – jest zastraszany. Ale skarg jest coraz więcej, sąsiadom coraz bardziej przeszkadza fetor. Piszą kolejne pisma. Policja i prokuratura nie mają wyjścia, muszą wszcząć śledztwo.

W 2020 r. na polu pod Wschową kontroler inspekcji środowiskowej klęka i z dziury w ziemi pobiera próbkę. Notuje: „Próbka (…) zawiera tworzywa sztuczne (fragmenty folii różnej wielkości), fragmenty opakowań po serkach, nakrętki, puste opakowania po kosmetykach (…) [oraz] dokumenty przewozowe, czyli faktury. Na fakturach widoczna nazwa firmy TSU Teif-, Strassenbaum und Umwelt, Eberswalderstrasse 177, D-15374 Muncheberg”. 

Z obywatelskich skarg na śmierdzące pole wybucha jedna z największych w Polsce afer dotyczących nielegalnych odpadów. Zbigniew T. trafia do aresztu, policjanci zatrzymują 21 osób z jego gangu – w tym lokalnego inspektora ochrony środowiska, który współpracował z mafią.  

Firmy TSU Tief-, Strassenbaum und Umwelt z Muncheberga, której śmieci odkryli polscy inspektorzy, nikt nie niepokoi. Z faktury znalezionej wśród odpadów wynika, że plastik zmieszany z gruzem wysłała do Polski z kodem 170504 – czyli formalnie jako glebę i ziemię.

Cena za tonę nielegalnych śmieci z Zachodu oscyluje w Polsce od 30 do 80-100 euro.

Tysiące kontroli i kilka śledztw 

Wożenie odpadów (głównie z Zachodu na Wschód) to opłacalny sposób pozbycia się problemu. Na nielegalnych transportach zarabiają przestępcy. 

Wyrzucenie odpadów plastikowych na składowisko w Wielkiej Brytanii może kosztować 100 funtów za tonę, ale cena może spaść do 20-30 funtów za tonę, jeśli zamiast na składowisko w UK trafią Polski, Rumunii, Bułgarii lub Chorwacji.

Między 2017 a 2018 r. Europa Wschodnia stała się punktem zapalnym dla nielegalnego składowania odpadów – w wielu przypadkach dosłownie: tylko w 2018 r. w Polsce spłonęło ponad 130 składowisk. Prokuratura zakłada, że wiele z tych pożarów zostało celowo wznieconych, aby pozbyć się kłopotu. Do dzisiaj za podpalenia w całej Polsce skazano mniej niż 10 osób.

Sprawa Zbigniewa T. spod Wschowy to jedna z najpoważniejszych, jakie trafił do sądu. I jedna z nielicznych – paradoks polega na tym, że oficjalnie władze co roku chwalą się setkami kontroli transportu odpadów, ale tylko ułamek z nich znajduje swój finał w sądzie. 

W latach 2018-2022 inspektorzy Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska (WIOŚ) przeprowadzili łącznie 906 kontroli transportów odpadów. Odkryli 176 nielegalnych transportów. Nałożyli 116 kar (w sumie zaledwie 6 mln zł). Aleco roku do prokuratur w 38-milionowym kraju trafia zaledwie od 8 do 20 spraw związanych z odpadami. Tylko 88 osób zostało skazanych prawomocnym wyrokiem (2016-2018) za przestępstwa związane ze składowaniem odpadów. Przez cały 2021 r. prokuratury skierowały do sądów niewiele ponad 20 spraw związanych z „nieodpowiednim zajmowaniem się odpadami”. 

Będziemy was ścigać na niby

Choć za rządów PiS wprowadzono kary za tzw. zbrodnię środowiskową (grzywna, do 10 mln zł nawiązki i 12 lat więzienia), to na razie jest to martwy przepis. Prokuratorzy nie lubią spraw związanych z odpadami. Trwają długo, analizy są kosztowne. Kary z kolei niewysokie (grzywna), a prawdopodobieństwo złapania sprawców – znikome. Sądy zazwyczaj zawieszają wykonanie kary więzienia.  

Ile osób zatrudniamy w wojewódzkich wydziałach monitorujących transport odpadów? Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) milczy na ten temat. Dopiero niecały rok temu stworzył Departament Transgranicznego Przemieszczania Odpadów. Pracują w nim 22 osoby (na ponad 30 etatów). 

Od ponad roku po Polsce krąży za to wiceminister Jacek Ozdoba z Solidarnej Polski. W lokalnych WIOŚ-ach z pompą ogłasza powstanie wydziałów do zwalczania przestępczości środowiskowej. Do dziś powstało ich 10. Pytam o ich sukcesy, ale GIOŚ nie potrafi ich wymienić. Okazuje się, że Inspektorat nie interesuje się również tym, ile z wykrytych przez siebie przypadków zakończyło się wyrokiem – po prostu nie zbiera takich danych. 

Brak zainteresowania ściganiem sprawców przestępstw środowiskowych to nie tylko polska specjalność. Maksymalne kary więzienia za przestępstwa środowiskowe w krajach UE rzadko przekraczają 5 lat, w części krajów są znacząco niższe – maksymalny wymiar kary więzienia w Hiszpanii to 2 lata, w Estonii do 3 lat. Jedne z najsurowszych kar stosuje Słowenia, w której za przemyt i nielegalne składowanie odpadów grozi nawet do 12 lat więzienia. 

Lepiej tropić narkotyki niż odpady

Co utrudnia kontrole? Biurokracja. Większość obrotu odpadami opiera się na papierowych dokumentach. Kontrole najczęściej muszą być zaplanowane z wyprzedzeniem, a kontrolowany często jest o nich oficjalnie uprzedzony. Wciąż nie powstała jedna, elektroniczna baza danych o odpadach. W niektórych krajach istniejące rejestry pozwoleń na gospodarkę odpadami nie są publicznie dostępne. W Polsce państwo stworzyło Bazę Danych o Odpadach – miała być bazą informacji, według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, ma gigantyczną ilość błędów. Do tego zasobów bazy nie można wydobyć i przeanalizować.

Kolejny problem – rozmycie odpowiedzialności. Za monitoring transportów odpadów często odpowiada jednocześnie kilka instytucji (inspektorzy środowiskowi, policja, urząd skarbowy, urząd celny i inspekcja transportu drogowego). Najnowszy raport Interpolu (wrzesień 2022 r.) ostrzega, że „ze względu na ograniczenia uprawnień dochodzeniowych, dochodzenia w sprawie przestępstw związanych z odpadami mogą być rozproszone pomiędzy różne organy”.

Ekspert przemieszczania odpadów z IMPEL (europejskiej organizacji, która zrzesza krajowych kontrolerów środowiska) mówi nam anonimowo: – W wielu krajach nie ma wystarczającej liczby osób do przeprowadzania inspekcji. A gdy dochodzi do inspekcji, to nie skupiają się na przemieszczaniu odpadów, a na przemycie narkotyków, alkoholu czy papierosów.

Wyzwaniem są też wynagrodzenia. Inspekcje środowiskowe są słabo opłacane i mają problemy ze znalezieniem i przeszkoleniem pracowników. Z wewnętrznego dokumentu polskiego inspektoratu środowiska z Zielonej Góry z 2016 r.: „Problemem (…) jest nadal utrzymująca się na wysokim poziomie fluktuacja kadr spowodowana niskim wynagrodzeniem pracowników. (…) Niski poziom płac jest przyczyną zatrudniania w Inspekcji osób mało doświadczonych, o często niskich motywacjach do wykonywanej pracy (…)”. 

Ogólny problem: brak personelu

Rozmawiam z inspektorem ochrony środowiska z zachodniej Polski: – W moim inspektoracie w ubiegłym roku jeden wydział całkowicie się rozpadł, w ciągu kilku miesięcy odeszło kilkanaście osób. Żartujemy, że kierowca wózka widłowego zarabia więcej i ma mniejszy stres. 

W Europie mało kto ma motywację, żeby walczyć z przestępczością środowiskową. W Hiszpanii za problem odpadów odpowiada Ministerstwo Przemian Ekologicznych i Wyzwań Demograficznych (MITECO), jego zespół „odpadowy” liczy 6 pracowników. 

W Portugalii centralną instytucją odpowiedzialną za odpady jest IGAMAOT, w której pracuje 30 inspektorów. W Norwegii Dyrekcja Ochrony Środowiska ma 4 etaty dla pracujących nad przemieszczaniem odpadów i 30 dla inspektorów. We Francji PNTTD, odpowiedzialne za monitorowanie przemieszczania odpadów, zatrudnia 18 pracowników. 

Braki kadrowe widzą pracownicy IMPEL, organizacji kontrolerów środowiska: – Brak personelu to ogólny i wspólny problem. Nie mamy wystarczająco dużo ludzi, aby przeprowadzić bardziej ilościowe i jakościowe kontrole – przyznają nieoficjalnie. 

A może by tak współpracować?

Komunikacja między państwami UE w sprawie odpadów nie jest łatwa, bo nie ma jednego, wspólnego systemu do krzyżowej analizy danych z kilku państw.

W najnowszym raporcie na ten temat (2022 r.) Interpol alarmuje: „Brak możliwości śledzenia odpadów na poziomie międzynarodowym utrudnia wysiłki zmierzające do identyfikacji źródła, odbiorcy i innych tropów dochodzeniowych”. 

Żeby wymieniać kluczowe dane (także te o odpadach), Unia bierze udział w IMSOC, systemie zarządzania informacjami z urzędowych kontroli. Już dziś są w nim informacje np. o niebezpiecznej żywności i paszach (system RASFF) czy o chorobach zwierząt (system ADIS). Ale wprowadzanie IMSOC do kontroli odpadów idzie powoli, w tej chwili korzysta z niego tylko 32 ze 148 krajów. Korzystanie z systemu nie jest na razie obowiązkowe.

Wolontariusz IMPEL: – System nie jest w pełni wykorzystywany (..). Większość krajów nie używa go do swoich powiadomień. 

Wielka Brytania do kontrolowania przewozu odpadów korzysta z systemu o nazwie IWS Online. Hiszpańskie MITECO (podobnie jak Polska) ma system połączony z systemem celnym. Portugalia również opiera się na systemach celnych. 

Na legislacyjnym stole od grudnia 2022 r. leży unijne rozporządzenie o opakowaniach i odpadach opakowaniowych (WSR). Może wejść w życie z początkiem 2025 r. Dlaczego Komisja chce zmienić WSR? Bo – między innymi – w Europie przepisy są różnie interpretowane i wdrażane, co daje furtkę do nielegalnych transportów.

Nowy WSR ma poprawić sytuację, a w zwalczanie procederu włączyłby się Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Wzmocnione zostałyby też kary administracyjne. 

Co ciekawe – Komisja nie proponuje wstrzymania eksportu odpadów poza Europę.

Oni śmiecą, my w nich akcją

W teorii państwo, w którym wykryto nielegalne odpady, powinno odesłać je do kraju nadawcy. Ale kraje nie reagują na pisma od władz innych krajów. 

Komisja Europejska stwierdza, że „rozbieżne systemy inspekcji/kontroli oraz brak znormalizowanych kryteriów inspekcji, a w szczególności częstotliwości i jakości inspekcji, osłabia jednolite egzekwowanie WSR” wskazując, że „jedną z podstawowych przyczyn utrzymującego się występowania nielegalnych przemieszczeń jest brak jednolitego egzekwowania przepisów w całej UE”.

Co to oznacza? Że w praktyce różne kraje różnie interpretują definicje odpadów, używają różnych kodów do oznaczenia tego samego odpadu. A istniejące w niektórych krajach systemy zwiększonej odpowiedzialności producenta (RPO) nie są zharmonizowane.

IMPEL jest stowarzyszeniem non-profit z siedzibą w Belgii, zrzesza praktyków w różnych dziedzinach ochrony środowiska. Realnie – organy ochrony środowiska państw członkowskich. Misja: zapewnienie egzekwowanie ochrony środowiska w jednym standardzie. Budżet to zaledwie milion euro rocznie. IMPEL prowadzony jest głównie przez wolontariuszy. 

Na razie inspektorzy lubią się chwalić jednorazowymi akcjami. Do takich należy cykliczna Operacja Demeter, w trakcie której inspektorzy w całej Unii przez miesiąc w roku przetrzepują transporty odpadów. W pozytywnych i krzepiących komunikatach zawsze jest mowa o tysiącach skontrolowanych transportów.  

Producent ma się dobrze 

Podczas gdy nielegalne transporty i składowanie odpadów unikają kontroli, problem plastikowych odpadów pogłębiają producenci. Marki, które opakowują produkty w plastik, nie mają motywacji, żeby zmniejszać produkcję.

Motywację miała wymóc Rozszerzona Odpowiedzialność Producenta (ROP). To mechanizm, w którym zanieczyszczający płaci za cały cykl życia swojego plastiku – od produkcji, przez konsumpcję aż do odpadów i recyklingu. Model, w którym producenci odgrywają ważną rolę w procesie zarządzania odpadami. ROP zakłada, że producent partycypuje w kosztach selektywnej zbiórki, segregacji i recyklingu plastiku.

Niemcy, Francja, Włochy i Holandia wprowadziły takie przepisy pod koniec lat 90. Potem Komisja Europejska wrzuciła ROP do dyrektywy o odpadach z 2008 r.– ale w ślad za tym nie pojawiły się żadne obowiązkowe cele ani kary. – Przez 20 lat brakowało działań mających na celu zapobieganie powstawaniu odpadów. Zamiast tego w pełni skoncentrowaliśmy się na recyklingu – przyznaje Helmut Maurer, były starszy ekspert w jednostce Komisji Europejskiej do spraw odpadów. 

Paweł Głuszyński, ekspert ds. odpadów, Towarzystwo na Rzecz rzecz Ziemi: –  System ROP wszedł w życie w 2002 r., ale był tak rozmiękczony nowelizacjami, że dziś nakłada nikłą odpowiedzialność finansową zamiast systemowej. Dla przykładu średnia opłata dla producenta w tym systemie wynosiła w Polsce równowartość 4,6 euro za tonę wprowadzonych na rynek opakowań w 2019 r., gdy Czechach trzeba było już zapłacić 206 euro a w Niemczech 1263 eur.

Polska miała wprowadzić prawdziwy ROP do stycznia tego roku. Nie wprowadziła. Koszty zagospodarowania odpadów opakowaniowych zamiast producentów wciąż ponoszą głównie obywatele. 

Eksperci szacują, że przez brak ROP w polskim systemie gospodarowania odpadami brakuje przynajmniej 5 mld zł z tzw. opłaty opakowaniowej. A z powodu odpadów opakowaniowych niepoddanych recyklingowi budżet państwa traci ok. 6 mln zł dziennie.

Zaśmiecający kontroluje dane

W Europie producenci plastiku i marki, które używają plastiku do opakowań, zrzeszają się w organizacje, tzw. PRO. To często grupy non-profit kontrolowane przez przemysł. Członkowie płacą na rzecz organizacji za każdą tonę plastiku, którą wprowadzają na rynek. Z czasem organizacje producentów stały się potężnymi graczami między gminami, które zbierają odpady, a przedsiębiorstwami recyklingowymi.

– Z punktu widzenia efektywności logiczne jest posiadanie jednego miejsca, gdzie zbiera się dane, prowadzi recykling i zarządza spalarniami – mówi Janine Röling z holenderskiej organizacji pozarządowej Recycling Netwerk. – Ale w PRO stały się grupami lobbystycznymi, które reprezentują interesy producentów.

Kiedy PRO pobierają opłaty od członków, część pieniędzy idzie na rekompensaty dla gmin, które zbierają odpady i przekazują je PRO, które następnie płaci recyklerom za ich przyjęcie. To powoduje, że PRO są często monopolistami. 

Tymczasem gminy w całej Europie (tam, gdzie działają PRO) twierdzą, że nie otrzymują wystarczających rekompensat, przez co podatnicy ponoszą część kosztów zbiórki i sortowania plastiku.  

Citeo, wpływowy francuski PRO, rząd zobowiązał do pokrycia 80% kosztów zbiórki i recyklingu ponoszonych przez władze lokalne. Gminy często nie zgadzają się z obliczeniami Citeo i twierdzą, że firma pokrywa jedynie od 40 do 50% kosztów zbiórki i sortowania – o miliard euro za mało. 

– Płacimy ponad miliard koron (około 89 mln euro) rocznie za obsługę plastikowych odpadów z opakowań, którą powinni sfinansować producenci – twierdzi Svein Kamfjord, dyrektor Samfunnsbedriftene, norweskiej organizacji publicznych firm zajmujących się odpadami.

To PRO gromadzą dane na temat ilości tworzyw sztucznych wprowadzanych na rynek przez producentów i marki. I to na ich danych opierają się władze obliczając wskaźniki recyklingu w poszczególnych krajach.

W Hiszpanii lokalny rząd Balearów sprawdził swoją organizację PRO – okazało się, że opakowań wprowadzonych na rynek było o 86 proc. więcej, niż deklarowali producenci.

A najlepiej to spalić

Odpady z tworzyw sztucznych coraz częściej trafiają do spalarni. Główny powód: przybywa plastiku, bo nasza konsumpcja rośnie. Ale pośredni powód to obowiązujący od 2018 r. zakaz wysyłania do Chin odpadów z tworzyw sztucznych. W ciągu następnych dwóch lat od zamknięcia Chin na śmieci z Europy, ilość odpadów spalanych w Unii wzrosła o 39 proc.

Sortownia odpadów na Węgrzech. Zdjęcie: Attila Kalman / Investigate Europe

– Będzie trochę śmierdziało – ostrzega dyrektor jedynej węgierskiej spalarni Tamás Jászay, otwierając drzwi do wysokiego na kilka pięter pomieszczenia. W czterech piecach spala się tu codziennie średnio 1000 ton plastiku i innych odpadów. Rezultat: popiół i dwutlenek węgla. 

Wpływ spalania na środowisko we Francji, Hiszpanii, Litwie i w Czechach zbadał holenderski toksykolog Abel Arkenbout. W ostatniej publikacji pisze: „Zwiększone ilości niebezpiecznych trwałych zanieczyszczeń organicznych stwierdzono [również] w roślinności w pobliżu spalarni”. 

W 2020 r. w całej Europie odpady domowe puszczało z dymem 500 spalarni. Na tonę spalonych dają ok. 300 kg pozostałości, czasem silnie toksycznych. 

Tymczasem liczba spalarni rośnie. W Polsce – w której działa już 10 spalarni – planuje się budowę aż 38 nowych. Większość za pieniądze Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który na projekty (sprzeczne z unijnymi planami gospodarki obiegu zamkniętego) dał 6 mld zł. 

Paweł Głuszyński: – Spalarnia to także koszmar od strony klimatycznej. Głównym składnikiem odpadów obecnie trafiających do spalarni są tworzywa sztuczne. Jeśli zdeponujemy je na składowisku, to nie wyemitują gazów negatywnie wpływających na klimat. Natomiast jak je spalimy to wytworzymy do ponad 2 ton CO2 na tonę spalanych odpadów. To porównywalne z emisją ze spalania węgla w przeliczeniu na ilość uzyskanej energii.

Inwestorzy, ze względów wizerunkowych, zamiast „spalarnie” wolą mówić „zakłady termicznego przekształcania odpadów”. W ostatnim czasie protesty przeciwko spalarniom organizowane są w 22 miejscowościach, ale sprzeciwu jest coraz mniej. Gdy Suwałki postanowił zbudować swoją spalarnię kilkaset metrów od Wigierskiego Parku Narodowego, nie zaprotestował żaden z mieszkańców. Nie protestowała też dyrekcja Parku, na który będzie spadała chmura zanieczyszczeń.  

Spalarnie rosną jak garby po deszczu, bo są dobrym biznesem. Żyją z długoterminowych umów z gminami – te muszą dostarczać im stałej ilości odpadów. W rezultacie gminy mają niewielką motywację do dokładniejszego sortowania i recyklingu. 

Biznesowi spalania grozi jednak, że od 2028 r. stanie się mniej lukratywny. UE włączy wtedy je do Europejskiego Systemu Handlu Emisjami, zmuszając do płacenia za emisję gazów cieplarnianych. 

Jednak i wtedy spalarnie nadal będą puszczać z dymem plastik.

Produkujcie mniej

Na podwórku zakładu recyklingu Vogt, godzinę drogi od Berlina, Michael Stechert wyciąga foliówkę z beli odpadów wielkości człowieka. W belę wciśnięte są butelki po Schweppesie i opakowania po słodyczach. 

Bele odpadów plastikowych w zakładzie recyklingu Vogt koło Berlina. Zdjęcie: Nico Schmidt / Investigate Europe

Firma Stecherta sprowadza odpady z zagranicy. W zeszłym roku z Norwegii ściągnął 10,5 tys. ton, czyli nieco poniżej 10 proc. tego, co jego zakład poddaje recyklingowi. – Ten materiał jest czystszy niż domowe odpady – mówi Stechert. – Staramy się poddać recyklingowi jak najwięcej frakcji odpadów. 

Powodem, dla którego często można poddać recyklingowi tylko część plastiku, jest konstrukcja opakowań. Butelka keczupu lub szamponu składać się z trzech lub czterech rodzajów różnych tworzyw. Nie można ich stopić razem, ponieważ mają różne temperatury topnienia. Można je jedynie spalić lub wysłać na wysypisko.

Aby to zmienić, trzeba by zmodyfikować skład opakowań. Tymczasem „Przemysł zwiększył ilość tanich elastycznych i wielowarstwowych tworzyw sztucznych” – pisze w niedawnym raporcie firma konsultingowa Changing Markets. 

Zdaniem Helmuta Maurera, byłego eksperta Komisji Europejskiej ds. tworzyw sztucznych, należy podnieść cenę opakowań, aby odzwierciedlić ich wpływ na klimat i środowisko. To być może zachęci do zmniejszenia produkcji odpadów: – Prawdziwą odpowiedzią musi być unikanie odpadów z tworzyw sztucznych.  

Być może to jest właśnie początek drogi do gospodarki, w której wyciekałoby mniej plastiku. Wtedy greccy robotnicy w  porcie nie musieliby pozbywać się nielegalnych przesyłek z Niemiec, a Kenneth Bruvik mógłby spacerować wzdłuż wybrzeża bez towarzystwa plastikowych śmieci.

Gdzie jest nasza kaucja?

Robert Szyman z Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych tłumaczy: do butelek plastikowych stosuje się polilefteran etylenu, do innych rzeczy polipropylen, do worków polichlorek winylu. Więc lepiej, żebym nie mówił „plastiki”, bo to uproszczenie. Nie jest prosto wyselekcjonować odpowiednie odpady i je przerobić. Ale że jest to możliwe dowodzi system kaucyjny.

Oficjalnie poziom recyklingu tworzyw sztucznych w Polsce wynosi od 27 proc. do nieco ponad 30 proc., jednak poziom realnego recyklingu nie przekracza 10 proc. – wynika z badania magazynu „Plastics Review”.

Na dobrą sprawę obowiązek segregacji odpadów w Polsce wprowadzono w 2020 r. Dziś jesteśmy oficjalnie na poziomie dwudziestu kilku procent recyklingu, podczas niektóre kraje Zachodu mają już ponad 50 proc. 

W 13 krajach Unii funkcjonują proste i bardzo skuteczne systemy kaucyjne – za butelki i puszki pobiera się opłatę, żeby ją odzyskać trzeba zwrócić odpad w odpowiednim punkcie. 

Ale w Polsce system kaucyjny nie istnieje, bo ministerstwo klimatu zastanawia się od wielu lat, jak  powinien wyglądać. Projekt, który stworzyło, ze względu na opór lobby, nie objął butelek jednorazowych ze szkła. 

W Sejmie można usłyszeć, że system kaucyjny blokuje rząd – jedna z dużych, zagranicznych firm spożywczych przekonała otoczenie premiera, że kaucje za butelki wpłyną na inflację. 

Projekt nowego prawa trafił do rządu w kwietniu. Teraz urzędnicy analizują, czy elektorat jest bardziej za czy przeciw kaucji za butelkę.  

INVESTIGATE EUROPE to zespół dziennikarzy śledczych z jedenastu krajów, który wspólnie bada tematy istotne dla Europy i publikuje wyniki w mediach w całej Europie.

Oprócz Gazety Wyborczej partnerami medialnymi publikacji są: Der Tagesspiegel (Niemcy), Der Standard (Austria), Partizán (Węgry), EfSyn (Grecja), Publico (Portugalia), Il Fatto Quotidiano (Włochy), infoLibre (Hiszpania), LLA Media Group (Norwegia), FRONTSTORY.PL (Polska).  

Projekt wsparł Journalism Fund’s Earth Investigations Programme

Tekst jest częścią śledztwa Investigate Europe – międzynarodowego kolektywu dziennikarzy śledczych.

Śledztwo w wersji angielskiej zostało opublikowane na www.investigate-europe.eu.

Avatar photo

Investigate Europe

Investigate Europe to międzynarodowy kolektyw dziennikarzy śledczych

CZYTAJ WIĘCEJ