Skip to content
Menu

PRZEJRZYSTOŚĆ Z PLASTIKU

Mariusz Sepioło
Zdjęcie: Marzena Jagielska

13 kwietnia 2022

Przyjrzeliśmy się wyborczej misji obserwacyjnej Ordo Iuris i Collegium Intermarium na Węgrzech.

Choć dziennikarze opublikowali nagrania z wyborczych oszustw, katoliccy prawnicy stwierdzili, że demokracja na Węgrzech ma się świetnie.

– Było dwóch Polaków i jeden Węgier. Przyszli o szóstej rano. Wyszli po 10 minutach – opowiada przewodniczący komisji wyborczej w lokalu przy ulicy Hungaria w Budapeszcie.
Za oknem szkoły, w której mieści się komisja, widać szare blokowisko. Atmosfera jest senna, chętnych do oddania głosu niewielu. Kolejki do lokali wyborczych na Węgrzech ustawią się później.
Jest poranek 3 kwietnia 2022 r.  

Natura, wiara, obiektywizm

Największe szanse na wygraną w wyborach ma koalicja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej. Wielu wyborców pokłada nadzieję w bloku opozycyjnym pod przewodnictwem burmistrza miasta Hódmezővásárhely Petera Marki-Zaya. Oddzielnie startuje nacjonalistyczny Mi Hazank (Nasza Ojczyzna), którego przedstawiciele  co roku idą w polskim Marszu Niepodległości. 

Stawka wyborów jest wysoka. Wygrana opozycji może oznaczać próbę odwrócenia zmian wprowadzonych przez rządzącego od 12 lat Orbana. Triumf jego partii – jeszcze większe odejście od  europejskich standardów. 

Tego samego dnia Węgrzy głosują też w referendum w sprawie ochrony dzieci. Zbieraniem podpisów za zorganizowaniem tego referendum zajmował się m.in. Alapjogokért Központ – konserwatywny węgierski think tank, który ściśle współpracuje z Ordo Iuris. Węgrzy odpowiadają „tak” lub „nie” na cztery pytania, m.in.: „Czy popiera Pan/Pani nauczanie o orientacji seksualnej nieletnich w publicznych placówkach edukacyjnych bez zgody rodziców?” „Czy popiera Pan/Pani promowanie terapii zmiany płci u nieletnich?”. 

W tej atmosferze do gry wkracza polski instytut Ordo Iuris, ultrakonserwatywny think tank zrzeszający katolickich prawników. Za cel stawia sobie walkę z aborcją, prawami osób LGBT, gender. Przez lata był wspierany finansowo przez krakowską fundację im. Piotra Skargi.

W czerwcu 2021 r. ujawniliśmy, że za jego ambitnym projektem – stworzeniem międzynarodowej uczelni Collegium Intermarium z siedzibą w Budapeszcie – stoi m.in. konserwatywny biznesmen Paweł Witaszek, projekt wsparli politycy polskiego rządu i zaufani ludzie Viktora Orbana. 

W inauguracji uczelni brali udział m.in. dr Tamás Sulyok, prezes węgierskiego Sądu Konstytucyjnego, Gergely Ekler, sekretarz stanu w węgierskim ministerstwie rodziny oraz Gergely Gulyas, szef Kancelarii Premiera i wiceszef rządzącej partii Fidesz. W przygotowaniach do uruchomienia uczelni Ordo Iuris ważną rolę odgrywali przedstawiciele think tanków wspierających Viktora Orbana, zwłaszcza Alapjogokért Központ (ang. Center for Fundamental Rights), którzy w lutym 2021 r. przyjechali w tej sprawie do Warszawy.

Ten ostatni to think tank, który skrytykował wstępny, poprzedzający tegoroczne wybory raport OBWE. Zanim zrobiło to Ordo Iuris. 

Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić

23 marca Jerzy Kwaśniewski ogłasza na Twitterze, że Alliance for Common Good (ACG) organizuje misję obserwacyjną wspólnie z Collegium Intermarium i Ordo Iuris.

ACG to wspólny projekt Ordo Iuris i Alapjogokért Központ. Węgierskiej organizacji poświęciliśmy w maju 2021 r. oddzielne śledztwo. Ustaliliśmy, że działalność think tanku finansowana jest z państwowych grantów, a tworzą je ludzie blisko powiązani z Orbanem. Przykład? Dyrektor Miklós Szánthó, jednocześnie przewodniczący zarządu giganta medialnego, fundacji KESMA (węg. Közép-Európai Sajtó és Média Alapítvány, ang. Central European Press and Media Foundation), która przejęła prorządowe kanały telewizyjne, radiowe i portale.

W mailu przesłanym do FRONTSTORY.PL już po publikacji tego tekstu prezes Ordo Iuris twierdzi, że Alapjogokért Központ nie brało udziału w misji obserwacyjnej. „To oczywiste ze względu na to, że Centrum jest podmiotem węgierskim – pisze Jerzy Kwaśniewski. – Centrum w kilku sprawach wspierało nas, w tym pomagając nam dotrzeć do niektórych uczestników debaty publicznej węgierskich (np. udostępniając adresy mailowe) ze wszystkich stron politycznego wyścigu”.

Tłumaczy też, że „podmioty zrzeszone w Sojuszu dla Dobra Wspólnego (ACG) wspólnie ponosiły koszt misji”. „Z uwagi na nieodpłatną obecność naszych ekspertów, koszty były ograniczone do zakwaterowania, przelotów (zaplanowanych z wyprzedzeniem)” – pisze Kwaśniewski.

Obserwatorzy na własne życzenie

Węgierski partner Ordo Iuris nie ukrywa poparcia dla Orbana. W dniu wyborów publikuje tweeta, w którym powtarza propagandę Fideszu, sugerując, że do wyboru jest „doświadczona ekipa premiera Orbana, obiecująca pokój i bezpieczeństwo” lub opozycja, która byłaby zaangażowana w wojnę w Ukrainie.

Ordo Iuris ogłasza: w misji na Węgrzech mają wziąć udział przedstawiciele środowisk akademickich, prawnicy, dziennikarze i reprezentanci organizacji społecznych z czterech krajów Europy. 

Czyli kto?

Najważniejszy w delegacji jest prezes Jerzy Kwaśniewski. Adwokat, który twierdzi m.in., że rozwój praw człowieka oznacza dziś objęcie ochroną dzieci w wieku prenatalnym. Jest Zbigniew Przybyłowski, prawnik, który uważa, że państwo próbuje pozbawić katolików ich praw. 

Są prawnicze młode wilki: Weronika Przebierała, Maciej Kryczka, Paweł Tempczyk, Karol Handzel, Filip Wołoszczak i Nikodem Bernaciak. Wszyscy związani z Ordo Iuris. Bernaciak ma pomysły na to, jak zatrzymać „ideologizację polskiej szkoły”. Kryczka z ramienia Ordo Iuris reprezentował w sądzie pracownika IKEA zwolnionego za homofobiczny wpis na Facebooku.

Misja na Węgrzech ma charakter międzynarodowy. U boku Ordo Iuris pojawiają się współpracownicy z Hiszpanii, Chorwacji i Bułgarii. Jest Juan José Liarte Pedreño z partii Vox, znanej m.in. z antyimigranckiego programu. Jest i Polonia María Castellanos Flórez, katolicka prawniczka, przewodnicząca podobnej do Ordo Iuris organizacji Abogados Cristianos. 

Na jakich zasadach działa misja Ordo Iuris? Jak tłumaczy proszący o anonimowość ekspert, który również przyglądał się wyborom na Węgrzech, międzynarodowe misje obserwacyjne powoływane są na zaproszenie państwa przyjmującego: – Oczywiście to umowne. Państwo nie zaprasza organizacji pierwsze, samo z siebie. Organizacje aplikują i gdy otrzymują akredytację, mogą powiedzieć, że zostały zaproszone. 

Wróćmy do komisji wyborczej przy ulicy Hungaria na przedmieściach Budapesztu. Dwoma Polakami, którzy o szóstej stawiają się w lokalu, są członkowie Międzynarodowej Misji Obserwacyjnej Ordo Iuris i Collegium Intermarium. Towarzyszący im Węgier – jak wynika z relacji przewodniczącego – ma tłumaczyć rozmowę z języka węgierskiego. „O ile się nie mylę, był to wolontariusz. Wspierało nas wielu wolontariuszy, a grup obserwatorów podróżujących po komisjach wyborczych w dniu wyborów było wiele” – wyjaśnia Jerzy Kwaśniewski w mailu wysłanym do FRONTSTORY po publikacji tekstu. 

Przewodniczący komisji wyjaśnia, że popsuła się urna i że wypełnił już w tej sprawie odpowiedni protokół. Przedstawiciele misji odnotowują ten fakt, pytają, kto w komisji reprezentuje lokalny samorząd.

I wychodzą. 

Lokal kontrolowany przez Ordo Iuris, Hungaria 5-7 Budapeszt. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

Osiemnastu członków misji, podzielonych na kilka zespołów, przez cały dzień odbywa łącznie sześćdziesiąt takich kontroli. Na ich podstawie powstaje raport.

Sobota, 26 marca. Przykład ze wschodu 

Już 21 marca swój raport wstępny publikuje OBWE, która na Węgrzech prowadzi misję obserwacyjną od lutego. Raport wskazuje, że większość rynku medialnego skoncentrowana jest w rękach ludzi związanych z Fideszem. Zauważa: przepisy nie określają górnej granicy wydatków na kampanię, co w praktyce oznacza, że rząd na przekonanie obywateli do określonego głosowania może wydać nieograniczone środki. Opozycyjne partie polityczne skarżą się na dysproporcje w przydzielaniu miejsca na plakaty wyborcze. Więcej miejsca w przestrzeni mają zajmować reklamy rządowe.

26 marca na stronie Ordo Iuris ukazuje się krytyka stanowiska OBWE. Czytamy w niej, że raport OBWE „wskazuje na wiele oznak naruszenia zasad międzynarodowych misji obserwacyjnych”, opiera się na anonimowych źródłach lub opinii tylko jednej strony politycznej. „Autorytet misji obserwacyjnej został poważnie nadszarpnięty” – podsumowuje Ordo Iuris.

– Obecność Ordo Iuris i powoływanie się na tę organizację przez rząd jako niezależnego obserwatora, jest próbą zdyskredytowania raportu misji obserwacyjnej OBWE. Raportu, o którym rząd wiedział, że będzie krytyczny – mówi Andras Toth-Czifra, analityk polityczny związany z think tankiem Center for European Policy Analysis. – Praktyka zapraszania politycznie stronniczych obserwatorów jest od dawna wykorzystywana przez autokratyczne rządy. Azerbejdżan robi to samo. 

W Budapeszcie Ordo Iuris jest od 24 marca. Członkowie misji – w sumie osiemnastu, w tym dziewięciu z Polski – meldują się w hotelu, z którego widać budynek parlamentu pod drugiej stronie Dunaju. Kilkaset metrów stąd znajduje się zamek królewski, a tuż obok niego swoje biuro ma premier Viktor Orban. 

Hotel, w którym mieszkali obserwatorzy z Ordo Iuris, naprzeciwko – budynek parlamentu. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

Czwartek, 31 marca. Kto ma relacje z GONGO

Ordo Iuris, razem z innymi konserwatywnymi think-tankami (Pro Rodinu z Czech, CEFAS z Hiszpanii i Judicial Watch ze Stanów Zjednoczonych, znanego ze sceptycyzmu wobec odpowiedzialności ludzi za globalne ocieplenie) spotyka się z przewodniczącym węgierskiej Kurii, czyli tutejszego Sądu Najwyższego. Rozmowa ma dotyczyć gwarancji niezależności, skali protestów wyborczych i terminie ich uznania. 

Zrzut z wpisu Weroniki Przebierały, Twitter

Jakimi wnioskami się kończy? Tego się nie dowiemy. Biuro prasowe sądu odsyła do suchego komunikatu, z którego nic nie wynika. Członkowie Ordo Iuris nie podzielą się wiedzą – nie odpisują na wiadomości, a gdy odbierają telefony są zbyt zajęci, aby rozmawiać.

Bulcsu Hunyadi, analityk z węgierskiego think tanku Political Capital w rozmowie z FRONTSTORY wylicza: co najmniej 14 organizacji mniej lub bardziej powiązanych z Fideszem zarejestrowało się jako międzynarodowi obserwatorzy wyborów i referendum. – Niektóre z tych organizacji mają bardzo bliskie, strategiczne relacje albo z Fideszem, albo z węgierskimi GONGO [ang. government-organised non governmental organisation, organizacjami pozarządowymi kontrolowanymi przez rząd] – mówi Hunyadi. 

Według niego wysyp konserwatywnych chętnych do obserwacji nie jest przypadkowy. Mają oni krytykować i podważać opinie i raporty niezależnych obserwatorów, pełnić funkcję rzekomo niezależnych tub propagandowych Fideszu. Do tego podważać zaufanie do niezależnych mediów i powodować zamieszanie informacyjne.

Piątek, 1 kwietnia. Kampania kłamstw

Po liberalnej stronie sceny politycznej oburzenie: dziennikarz śledczy Szabolcs Panyi opublikował na Twitterze informację o częściowo spalonych kartach do głosowania korespondencyjnego, znalezionych w Rumunii, niedaleko granicy z Węgrami. 

Karty znalazł miejscowy dziennikarz. Na nielegalnym wysypisku niedaleko autostrady, wśród gruzu, śmieci i zużytego sprzętu. Karty są wypełnione. Znajdują się na nich nazwiska głosujących i krzyżyki postawione przy nazwach partii. Na zdjęciach przysłanych przez dziennikarza do niezależnego portalu Telex.hu widać, że wypełniający kartę wyborca głosował na blok opozycji. Na innej karcie – na startujący oddzielnie, ale również opozycyjny Mi Hazank (Nasza Ojczyzna).

Rząd sprawę kart bagatelizuje albo przemilcza. Na ulicach Budapesztu też się o niej nie mówi. Piątek jest pierwszym dniem weekendu – mimo deszczu i zimna zapełniają się uliczne ogródki. Z otwartych okien w centrum miasta leci głośna muzyka. Młodzi Węgrzy zaczynają imprezy. 

Każdy, kto tego dnia ogląda coś na YouTube, musi odczekać 5 lub 7 sekund reklam. Przeważają te polityczne. Jedna przedstawia sondę uliczną, w której autorzy pytają przechodniów o preferencje polityczne – wszyscy z entuzjazmem deklarują, że zagłosują na Fidesz. Druga to sprawnie zmontowany filmik o rosyjskich czołgach jadących na Węgry, okraszony komentarzem, że wybór opozycji oznacza wojnę. Trzecia: animacja o jednym z polityków opozycji, którego nos wydłuża się niczym Pinokiowi. Przekaz jest jasny: opozycja to kłamczuchy.

Ulotki wyborcze Fideszu przedstawiają w niekorzystny sposób opozycję. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

– To kampania Fideszu opierała się wyłącznie na kłamstwach – mówi Benedek Javor, wykładowca akademicki i były eurodeputowany, założyciel partii proekologicznej Dialog na rzecz Węgier. – Kiedy wybuchła wojna, w rządzie widać było konfuzję: jak się zachować, co mówić? Teraz rządowe media powtarzają rosyjską propagandę. Mówią, że agresja była uzasadniona, że Węgry nie powinny się w to mieszać, bo to sprawa wewnętrzna. W ostatnich dniach wraca też dyskusja o regionie Ukrainy, w którym mieszkają Węgrzy podkarpaccy. W telewizji całkiem serio pojawiają się pytania, czy nie powinno się „skorzystać z okazji” i z powrotem przyłączyć go do Węgier.

A wybory? Według Javora dwa lata temu w mediach pojawiały się historie o tym, że robotnicy na prowincji musieli robić zdjęcia kartom do głosowania – z krzyżykiem przy kandydatach Fideszu – i pokazywać je przełożonym. – Zdarzały się też przypadki płacenia za głosy. Czasem gotówką, czasem workiem ziemniaków – mówi były europoseł. – Bywało też, że ludzie w danej miejscowości byli zbierani i przewożeni do lokalu wyborczego, gdzie pilnowano, by oddawali głosy na koalicję rządzącą.

Skoro fałszerstwa bywały w przeszłości tak widoczne, to może w tych wyborach Ordo Iuris również je zauważy? – Pojawienie się w Budapeszcie Ordo Iuris to element wojny komunikacyjnej – mówi Javor. – Ich misja służy jako punkt odniesienia, uzasadnienie, że opinie niezależnych ekspertów z OBWE to tylko „atak Sorosa”. Członkowie misji Ordo Iuris są tu z tego samego powodu, z jakiego referendum o przyłączeniu Krymu do Rosji obserwowali przedstawiciele skrajnej prawicy. Oni tu robią taką samą brudną robotę.

Sobota, 2 kwietnia, południe. Pokój propagandy

W „pokoju propagandy” Muzeum Terroru wyświetlany jest film z roku 1958, pokazujący proces Imre Nagya, byłego premier, który chciał ogłosił neutralność Węgier i wystąpienie z Układu Warszawskiego. Nagy zostanie za to skazany na śmierć.

Pokój propagandy z filmem o procesie Nagya w Muzeum Terroru w Budapeszcie. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

W czasach komunizmu wrogami władzy byli kontrrewolucjoniści i zachodni imperialiści. Dzisiaj władza nie lubi lewaków, gender, niezależnych dziennikarzy i organizacji pozarządowych. Na ich temat w muzeum nie puszcza się pouczających filmików – są tematem dla prorządowych mediów. 

Według Benedeka Javora efekty propagandy widać gołym okiem: – Społeczeństwo jest podzielone na pół. Jedna połowa naprawdę wierzy, że Ukraińcy bombardują sami siebie a w przedszkolach niedługo będzie się namawiać do zmiany płci. Druga połowa ceni europejskie wartości i ciągle nie straciła wiary w demokrację. Ale niedługo może stracić. Wielu ludzi deklaruje, że w przypadku wygranej Fideszu – wyjadą. Już wcześniej z Węgier wyjechały setki tysięcy.

Już 12 lat temu, wkrótce po pierwszym zwycięstwie Fideszu, w życie weszła ustawa medialna, która zapewniła rządowi kontrolę nad regulatorem mediów. Od tego czasu większość niezależnych mediów zbankrutowała a reszta została wykupiona przez ludzi przyjaznych władzy. Liberalne media straciły głównego reklamodawcę, czyli spółki skarbu państwa

Dziś rząd ma całkowitą kontrolę nad publicznymi telewizjami M1 i M2, państwową rozgłośnią Kossuth Rádió czy popularnym portalem Hirado.hu. Wszystkie one należą do państwowej agencji MTVA. Po tym, jak węgierski biznesmen związany z partią rządzącą wykupił w 2020 r. połowę akcji jednego z największych portali informacyjnych Index.hu i zwolnił redaktora naczelnego, jego dziennikarze stworzyli własne niezależne medium Telex.hu. Teksty wykrywające wady układu państwowego publikują portale ÁtlátszóDirekt36.

Mają jednak dużo mniejsze zasięgi niż przed zmianą prawa medialnego. Ich przekaz dociera do osób wykształconych, młodych lub w średnim wieku, z większych miast. Wielu z nich udało się na wewnętrzną emigrację, wielu myśli o realnej. – Nie czuję się tu dobrze. Nie czuję się jak u siebie. Jeśli Fidesz wygra, wyjadę – mówi Gabor, student anglistyki i barman w podmiejskiej kawiarni w Budapeszcie.

Do takiej widowni kieruje swój przekaz Marton Gulyas, autor popularnego wśród młodych kanału Partizan na YouTube. W ostatniej kampanii medium Gulyasa – finansowane w większości przez darczyńców – było jednym z nielicznych, które nie powtarzało rządowej propagandy, a jednocześnie notowało duże zasięgi. Najpopularniejsze filmy mają blisko milion wyświetleń, a sam kanał 28679 tys. subskrypcji. W 9,5-milionowym kraju to dobry wynik. Gabor był jednym z jego wiernych widzów.

Zrzut ekranowy kanału Partizan, YouTube

Gabor: – Dlaczego wyjadę, jeśli znowu wygra Fidesz? Bo nie chcę być częścią systemu. Nie widzę tu dla siebie przyszłości. Nie chcę tu płacić podatków, które idą na sponsorowanie kłamstw rządu.  

System medialny na Węgrzech obserwuje prof. Julio Guinea Bonillo, z misji konserwatywnego hiszpańskiego think tanku CEFAS (Centro de Estudios, Formación y Análisis Social przy uniwersytecie San Pablo). CEFAS zajmuje się „ochroną chrześcijańskich korzenii Hiszpanii” oraz „rodziny jako fundamentu ładu społecznego”. 

W części raportu, którą przygotowuje CEFAS, podkreśla koncentrację dużych części rynku medialnego w rękach konserwatystów i prorządowych przedsiębiorców. Podaje przykład: przejęcie w 2015 r. mediów z grupy Origo przez Györgya Matolcsya, zaufanego człowieka Orbana. Dwa lata później firmę New Wave Media Group przejął jego syn. 

Prof. Guinea Bonillo kilka dni przed wyborami bierze udział w spotkaniu międzynarodowych obserwatorów z dziennikarzami konserwatywnych mediów. Obecni są też Polacy z misji Ordo Iuris. Ale prof. Guinea Bonillo swoimi obserwacjami się z nimi nie podzieli. – Nie rozmawialiśmy o tym z innymi delegacjami. Wie pan, każda misja obserwacyjna ma własny punkt widzenia. Raport CEFAS też obejmuje różne perspektywy – mówi Guinea Bonillo.  

Sobota, 2 kwietnia, wieczór. Wódz na kuchennej ścianie

Wieczorem w małej księgarni w Budzie odbywa się spotkanie Polonii. Przychodzą mieszkający na Węgrzech przedsiębiorcy, pracownicy korporacji, dziennikarze. Przedsiębiorca Michał przynosi wytrawne wino z własnej winnicy. 

Przy okazji odbywa się zbiórka na pomoc dwóm uciekającym przed wojną Ukrainkom. Przychodzi Liza, dziennikarka z Kijowa, ciągle onieśmielona pomocą, jaką dają jej ludzie daleko od jej ojczyzny. Mówi szybko, konkretnie: pracowała dla telewizji, weszli Rosjanie, musiała uciekać, nie wie, czy gdy przyjdzie jej wracać będzie miała do czego. 

Księgarnię prowadzi Marzena, na Węgrzech od 27 lat. Opowiada o prawdziwych – jej zdaniem – źródłach sukcesu Orbana: – Na Fidesz głosują przede wszystkim ludzie wywodzący się z rodzin, w których wciąż żywa jest pamięć o wydarzeniach w 1956 roku. Tak jest w rodzinie mojego męża. Jego ojciec był aresztowany tylko dlatego, że na uczelni wstawił się za represjonowanym profesorem. Stracił pracę i został przeniesiony do wiejskiego gimnazjum.

Dlaczego do zwykłych Węgrów trafia rządowa narracja o wojnie, którą sprowadzi opozycja, jeśli wygra wybory? Bo ludzie pamiętają masakrę z 1956 r. Lęk przed czołgami na ulicach – twierdzi Marzena – jest silny. Starsi ludzie boją się powtórki a Orban jest dla nich jak superbohater: mocarny lider, przywódca niczym z pomnika, który ludzi broni przed złem. Kiedyś złem byli komuniści, dzisiaj, jak to w państwie narodowym, są nimi liberałowie, lewacy, LGBT i Georg Soros. Marzena: – Nawet w stolicy jest dużo zagorzałych zwolenników Fideszu i to od wielu lat. Mam wrażenie, że w niedzielę stanie się coś zaskakującego. Że to będzie wygrana Fideszu z ogromną przewagą. 

Na dowód uwielbienia, jakim cieszy się Orban, pokazuje zdjęcie z mieszkania znajomej. – Dla niej premier to jest idol – mówi Marzena. 

Kuchnia wyborczyni Fideszu. Zdjęcie: Marzena Jagielska

Na zdjęciu ciasne pomieszczenie, gazowa kuchnia, kilka naczyń, zaparzarka do kawy. A w tle ściana oklejona zdjęciami Viktora Orbana, jak gazetka szkolna na cześć wybitnego absolwenta.

Niedziela, 3 kwietnia. BBC jak TVP

Wyborczy poranek. Członkowie misji uwijają się jak w ukropie. Wstają wcześnie, szykują garnitury. Szybka kawa i wyjazd. O szóstej wchodzą do pierwszych z sześćdziesięciu lokali wyborczych, które mają na liście. 

W tym czasie, dwieście trzydzieści kilometrów na północ od Budapesztu rozpoczyna się głosowanie w lokalu w podstawówce w Putnok, 6,4-tysięcznej miejscowości przy granicy ze Słowacją. 

To tutaj, około sto metrów od wejścia do lokalu, w biały dzień, odbywa się proceder głosowania łańcuchowego, który z ukrycia nagrywają reporterzy portalu Atlatszo.hu.

O co chodzi? Na nagraniu wyraźnie widać cały proces: ktoś wynosi z lokalu kartę do głosowania, podaje ją innej osobie, ta ją wypełnia i oddaje kolejnemu człowiekowi, który już „zagłosowaną” zanosi do urny. Za usługę głosujący od razu dostaje wynagrodzenie.

Taka forma wyborczego oszustwa ma istotną funkcję: chodzi o to, żeby fałszujący miał pewność, przy którym nazwisku lub nazwie partii zostanie postawiony krzyżyk. 

Reporterzy Atlatszo.hu nagrali ludzi, którzy z samochodów zaparkowanych obok śledzili cały proceder, pilnując, by każdy odegrał swoją rolę. Węgierski kodeks karny przewiduje po trzy lata więzienia zarówno dla sprzedających, jak i kupujących głosy. 

Członkowie Ordo Iuris przypadku z Putnok w swoim raporcie nie odnotują.

W tym samym czasie członkowie misji obserwacyjnej przechodzą obok zawieszonego na ścianie hotelu telewizora, w którym co chwilę pokazywany jest Viktor Orban.

Premier zagłosował, premier objął małżonkę, premier wyszedł do dziennikarzy i przemawia. Potem krótkie relacje z głosowania Marki-Zaya i nacjonalisty Laszlo Toroczkaia. Dla każdego najwyżej minuta.

Pod wejście do hotelu co chwilę podjeżdżają samochody. Z limuzyn i SUV-ów wysiadają grupy elegancko ubranych osób. Następuje wymiana: jedna grupa obserwatorów właśnie kończy pracę, druga zaczyna. Wsiada więc do jednego z aut i pędzi w miasto.  

Prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski właśnie skończył spotkanie w lobby hotelu i rusza na kolejne.

– Możemy potowarzyszyć? – pytamy. Prezes jest wyraźnie zaskoczony.

– Towarzyszyć? Nie, nie, nie – kręci głową. – Przed piętnastą wracamy. Wtedy proszę mnie łapać.

W swoim sztabie przemawia Viktor Orban. Mówi, że jego zwycięstwo jest tak duże, że widać je z kosmosu, a na pewno z Brukseli.

Więcej wolnego ma Filip Wołoszczak z misji Ordo Iuris. Właśnie je śniadanie. Wskazuje krzesło naprzeciwko. Zgadza się na chwilę rozmowy. 

Pytamy o pierwsze obserwacje. – System wyborczy na Węgrzech jest o wiele bardziej skomplikowany niż np. w Polsce. Zawiera więcej elementów – mówi. – Jest lista krajowa i są jednomandatowe listy wyborcze. Jest to skomplikowana kwestia, jeśli chodzi o ustalenie wyników. Dlaczego? Różnica między głosami oddanymi na zwycięzcę w jednomandatowym okręgu wyborczym przenoszona jest na jego listę krajową. Taki system wspiera partie z największym poparciem, najsilniejsze. Opozycja utworzyła blok, żeby skorzystać z tego systemu. 

Jaka jest rola Ordo Iuris w lokalu wyborczym? – Wybory muszą być pięcioprzymiotnikowe: tajne, bezpośrednie, równe, powszechne i proporcjonalne. My sprawdzamy, czy są spełnione warunki formalne: czy jest możliwość oddania głosu tajnego? Czy jest jakikolwiek wpływ członków komisji na głosowanie? Czy osoby są prawidłowo weryfikowane? W Polsce do lokalu przyszedł kiedyś arcybiskup Głódź, bez dowodu osobistego. I zagłosował. Więc my sprawdzamy, czy takie sytuacje mają miejsce – tłumaczy Wołoszczak.

Jak misja zareagowała na wieści o spalonych kartach wyborczych? – Koledzy pojechali do państwowej komisji wyborczej, żeby to zweryfikować. Po pierwsze: jak praktycznie wygląda głosowanie pocztowe. I po drugie: czy jest możliwe, żeby coś takiego się stało. 

– Zweryfikować w jaki sposób? – dopytujemy.

– Te głosy gdzieś leżały. A wydaje się to mało prawdopodobne. Bo system zakłada, że w jednej kopercie są dwie inne. Pierwsza: z oddanym głosem. I druga: z danymi personalnymi. Moim zdaniem wygodniej byłoby wrzucić do ognia wszystkie koperty. A na tych zdjęciach było widać, że były pootwierane.

– Czyli co, prowokacja?

– Na przykład. 

Jak obserwator ocenia węgierskie media? 

– Pyta pan o rządowe telewizje? Wie pan, BBC też jest rządowe, tak jak TVP. Na Węgrzech większość mediów elektronicznych jest w rękach opozycji. Nie w sensie właścicielskim, ale w sensie sympatii.

Niedziela, 3 kwietnia, wieczór. Z oszczepem w plecach

Lokale wyborcze zamykają się o 19. Kilka godzin później pojawiają się pierwsze sondaże, wskazujące na wygraną Fideszu. Koalicja Fideszu Viktora Orbana i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej zdobywa 54,1 proc. Opozycyjny blok pod przewodnictwem Petera Marki-Zaya osiągnął 34,4 proc. głosów. Do parlamentu dostała się też skrajnie prawicowa Mi Hazank (Nasza Ojczyzna) z 5,8 proc. głosów.

Andras Toth-Czifra: – Na podstawie pierwszych doniesień mogę powiedzieć, że wybory były co najmniej problematyczne. Zarówno ze względu na zamknięty i represyjny system, w którym się odbyły, i który nie dawał równych szans wszystkim partiom, jak i z powodu faktycznych naruszeń (jak donoszą niezależni obserwatorzy).

Benedek Javor: – Wiedziałem, że najbardziej prawdopodobnym rezultatem będzie zwycięstwo Fideszu, ale jego ogrom (ponownie 2/3 większości) mnie zaskoczył. Widać, że Węgry są całkowicie podzielone na dwie części na Budapeszt (gdzie 17 z 18 okręgów wyborczych wygrała opozycja) i resztę kraju (88 dla Fideszu, 18 dla opozycji).

Referendum zostaje uznane za nieważne z powodu zbyt dużej liczby nieważnych głosów. 

W swoim sztabie przemawia Viktor Orban. Mówi, że jego zwycięstwo jest tak duże, że widać je z kosmosu, a na pewno z Brukseli.

Peter Marki-Zay długo się nie pojawia. W końcu wychodzi na scenę i mówi: – To była nierówna i niesprawiedliwa walka, ale podjęliśmy ją, ponieważ byliśmy pewni, że możemy wygrać. Nawet ze związanymi nogami i oszczepami w plecach.

W okręgu, w którym znajduje się Putnok, i gdzie reporterzy Atlatszo.hu nagrali wyborcze oszustwo, niemal 60 proc. głosów zebrał Gábor Riz, kandydat Fideszu.

Poniedziałek, 4 kwietnia. Raport chwali węgierską demokrację

Dokładnie o 13:48, obserwatorzy Ordo Iuris zamykają plik z gotowym raportem końcowym.

O 16 na konferencji prasowej ogłaszają, że „wybory parlamentarne i referendum były zgodne ze wszystkimi krajowymi i międzynarodowymi standardami i zasadami, skutecznie zapewniając powszechne, bezpośrednie, tajne, wolne i równe głosowanie”.

Obserwatorzy stwierdzają, że 5,7 proc. odbiorców węgierskich mediów konsumuje wyłącznie treści prorządowe, a 9,2 proc. – wyłącznie treści antyrządowe. Skąd to wiedzą? Jak to policzyli? Co oznaczają pojęcia „progovernment media” i „antigovernment media”? Jak je definiują? Nie wiadomo. Jako źródło tych statystyk podany jest jedynie niesprecyzowany „sondaż” z 2021 r.

Autorzy raportu piszą też, że „nie było żadnych istotnych odstępstw od standardów europejskich i węgierskiego prawa określającego legalność, uczciwość i przejrzystość oraz istotność procesu wyborczego, których zlecono jej obserwowanie”. Co ze spalonymi kartami do głosowania, znalezionymi w Rumunii? Czy obserwatorzy wyjaśnili sprawę z Putnok, gdzie fałszerstwa dokonano sto metrów od urny wyborczej?

Pytamy o to mailowo prezesa Ordo Iuris, Jerzego Kwaśniewskiego. Do czasu publikacji nie odpowiedział.

W podsumowaniu raportu znajdzie się tylko jedna rekomendacja dla „zwiększenia przejrzystości wyborów”: „Zaleca się ujednolicenie urn wyborczych poprzez zastosowanie zamkniętych przezroczystych pudełek wykonanych z solidnego materiału. Na przykład z plastiku”.

Po ogłoszeniu wyniku wyborów student Gabor wysyła mi wiadomość: „Dla mnie to ponury dzień. Co będzie dalej? Węgry jeszcze bardziej zbliżą się do Rosji. Mam tylko nadzieję, że zostaniemy w Unii, to jest teraz największe zagrożenie”. 

Pytamy, co znaczy dla niego wygrana Fideszu. 

„Gdy tylko zrobię licencjat, od razu stąd spadam” – odpisuje.

Współpraca: Anastasiia Morozova

Tekst aktualizowany o przesłane po publikacji odpowiedzi prezesa Ordo Iuris, Jerzego Kwaśniewskiego.

Avatar photo

Mariusz Sepioło

Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Publikował reportaże i wywiady m.in. w „Tygodniku Powszechnym” i „Polityce”. Autor kilku książek reporterskich: „Klerycy”, „Himalaistki”, „Ludzie i gady”.

CZYTAJ WIĘCEJ