Skip to content
Menu

TYGRYS
NA KUPIE ŚMIECI

Mariusz Sepioło
Ilustracja: Frycz i Wicha

3 czerwca 2022

W atrakcyjnej turystycznie gminie Mszczonów ma powstać kilka zakładów składujących i utylizujących odpady na masową skalę 

Działalność jednego z inwestorów prześwietla prokuratura ale burmistrz ma w nosie protesty: chełpi się, że od 30 lat i tak zawsze stawia na swoim  

Mszczonów: 6,5-tysięczne miasteczko na Mazowszu. Przyroda, jezioro, gęste lasy. Rzut kamieniem od stolicy i świetne położenie – u zbiegu dróg krajowych i autostrady A2. W kilkadziesiąt minut można stąd dojechać do pracy w Warszawie i Łodzi. W weekendy turystów kuszą termy, spory park wodny i jeden z najgłębszych basenów do nurkowania na świecie. 

Miły dla oka, płaski jak stół mazowiecki krajobraz wkrótce się zmieni: burmistrz Józef Kurek (burmistrzem jest od czasów PRL-u) ściąga do Mszczonowa branżę śmieciową. Chodzi o kilka (na początek sześć, ale możliwe że więcej) inwestycji firm, które składują i utylizują odpady. W palecie inwestorów można znaleźć wszystko: odpady niebezpieczne, przemysłowe, pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Inwestycje mają stanąć w kilku miejscach maleńkiego Mszczonowa. 

Skala przedsięwzięcia robi wrażenie. Zdolności przerobowe spółek, które chcą budować zakłady, to od 15 tys. do 150 tys. ton odpadów rocznie. Tyle, ile produkuje w ciągu roku miasto średniej wielkości. 

Część mieszkańców Mszczonowa i pobliskich Radziejowic protestuje: boją się smrodu i toksyn. Alarmują: jeden z głównych inwestorów, niemiecka Saria, na drugim końcu Polski m.in. z powodu skarg na smród stracił pozwolenie na działalność a w sprawie emisji odoru przez jego zakład toczy się prokuratorskie śledztwo. 

Burmistrz protesty lekceważy, inwestora wspiera.

Powiemy wam, ale po cichu

Śmieciowe inwestycje mają stanąć w Mszczonowie w kilku miejscach, ale na niewielkim obszarze. Mieszkańcy wyliczyli, że niecałe 400 m od domów i niewiele ponad kilometr od podstawówki, w której uczy się 750 uczniów. W odległości piecu kilometrów jest tu pięć przedszkoli i popularny wśród turystów zabytkowy pałac w Radziejowicach. 

Protestujący mówią: fetor będzie czuć na kilometry, a to utrudni im życie oraz prowadzenie działalność lokalnych biznesów, hoteli, obiektów sportowych i szkół. Smród spowoduje spadek wartości nieruchomości, rolnicy będą mieć problem ze sprzedażą produktów ze skażonej okolicy. 

Do tego korki TIR-ów rozjeżdżających lokalne drogi. 

Z jedną z protestujących, Anną (imię zmienione) spotykam się w kawiarni w centrum Żyrardowa, dziesięć kilometrów od Mszczonowa. Nie chce się spotkać w rodzinnym mieście – lepiej, żeby nikt nie widział, jak rozmawia z dziennikarzem: – Boję się, co będzie z dziećmi, że będą chorować. Nie wiem, co im powiem gdy spytają: „Mamo, a co zrobiłaś, żeby tak nie było?”. 

Anna wspomina, jak dowiedziała się o inwestycjach – obwieszczenie pojawiło się w urzędowej gablocie podczas lockdownu, gdy na wizytę w ratuszu trzeba było umawiać się telefonicznie. Komunikat zawisł co prawda w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) na stronie gminy – ale trafić na BIP można raczej przypadkiem.

Informacje w BIP-ie odnalazł inny mieszkaniec Mszczonowa, Ireneusz. Razem z innymi na własną rękę zaczął szukać informacji o branży odpadów i działalności spółek, które ściąga gmina.

Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić

Jesienią 2021 r., kilka tygodni po odkryciu komunikatu w BIP-ie, zawiązał się protest. Powstała strona na Facebooku i Stowarzyszenie „Stop zagłębie śmieciowe”. Do protestu dołączyli mieszkańcy sąsiedniej gminy Radziejowice – właśnie na granicy z ich gminą ma stanąć kilka zakładów. 

Działkowiec patrzy na śmieci

Protestujący mówią: wzięliśmy kredyty, włożyliśmy oszczędności w budowanie domów. Posłaliśmy dzieci do szkół, mamy sąsiedzkie więzi. Teraz przez smród i zanieczyszczenie gleby i wody będziemy musieli uciekać.  – Zainwestowałem w dom. Chciałem spędzić tu ostatnie lata życia – mówi mieszkaniec gminy Radziejowice. Jego działka leży kilkaset metrów od przyszłej spalarni. – Ale jeśli te zakłady powstaną, wyjadę. Pytanie, czy uda mi się to sprzedać, jeśli kupcy dowiedzą się, co będą mieli za płotem.

Jezioro w gminie Mszczonów. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

– Nie rozumiem, dlaczego burmistrzowi tak zależy na tych inwestycjach. Społeczne, środowiskowe, wizerunkowe koszty będą większe niż dochody z podatków – mówi inny mieszkaniec, przedsiębiorca. – To będzie hałas, smród, sznur ciężarówek. 

W październiku 2021 r. sąsiedzi inwestycji organizują protest pod urzędem w Mszczonowie. Tłum zajmuje prawie cały plac przed ratuszem. Innym razem mieszkańcy blokują drogę. Ludzie w zacinającym śniegu chodzą po skrzyżowaniu na krajowej 50-tce. Do blokady dołącza poseł Arkadiusz Iwaniak z Lewicy. Pojawia się też Michał Kołodziejczak, lider Agrounii. 

W Warszawie, w Sejmie, odbywa się spotkanie z przedstawicielami firmy Saria z mieszkańcami Mszczonowa. Pojawia się na nim Urszula Ciężka, wójt Radziejowic. Mówi, że spodziewa się odoru i wycieków, które dotkną także jej tereny. 

Ireneusz, jeden z protestujących, robi wycieczkę po lokalizacjach zakładów. Na jednym z placów trafia na niemal gotową inwestycję, nad halą magazynową robotnicy kończą właśnie dach. A za płotem – ogródki działkowe i emeryci: – Kiedy spytałem ich czy wiedzą, co tu się szykuje, odpowiadali, że powstaje jakaś fotowoltaika czy sortownia ubrań. O spalarni nie mieli pojęcia. 

Dajcie nam żyć

Po tej wycieczce Ireneusz tankuje auto i rusza dalej w drogę – tym razem do Przewrotnego na Podkarpaciu. Tam mieszkańcy zabierają go na zwiedzanie: pokazują, jak się żyje w okolicach zakładu SarVal, należącego do firmy Saria. Tej samej, która właśnie inwestuje w Mszczonowie. Tu zakład utylizujący odpady mieści się niecały kilometr od centrum miasteczka. 

– Smród jest nie do opisania – mówi mi w rozmowie telefonicznej Antoni Pruchnik, mieszkaniec Przewrotnego. – Późną wiosną, latem, wczesną jesienią. Po prostu nie da się wytrzymać. Najgorzej jest w lato, okna otwieramy dopiero wieczorem. Ale człowiek się budzi po kilku godzinach, gardło zawalone, nie ma czym oddychać. Znajomy wywozi dzieci do dziadków, kilka kilometrów dalej, bo tu nie wytrzymują.

Gdy Pruchnik dzwonił do firmy słyszał, że „procedury są wdrożone” a „problem zostanie rozwiązany”. Sfrustrowany zgłaszał sprawę policji. – Mówiłem: „Ludzie, dajcie żyć, my się tu dusimy!”. Ale policjanci rozkładali ręce.

Antoni Pruchnik jest dziś przekonany, że jego żonę zabiły przemysłowe toksyny – w ciągu pięciu miesięcy lekarze znaleźli u niej dwa glejaki, jeden nieoperacyjny. Chemioterapia, radioterapia. Nie udało się. 

Chwilowo sprawa odoru i pyłów przycichła – firma twierdzi, że inwestuje w nowoczesną technologię płuczek, która odór ograniczy. 

W lipcu 2021 r. starostwo powiatowe w Rzeszowie wszczęło z urzędu postępowanie (wciąż się toczy) w sprawie cofnięcia zintegrowanego pozwolenia środowiskowego na działalność Sarii w Przewrotnem. Powodem miały być skargi mieszkańców – tylko w jednym roku było ich trzysta. 

Toczy się także prokuratorskie śledztwo w sprawie emisji odorów przez zakład w Przewrotnem. Najpierw umorzone przez Prokuraturę Krajową, potem wznowione po osobistej interwencji wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, posła z Podkarpacia. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów. 

Dokument pełen dziur

Marek (imię zmienione) mieszka w gminie Radziejowice. Kilkaset metrów od działki, na której firma Saria stawia zakład: – O inwestycjach dowiedziałem się z internetowego forum. Porozmawiałem z prawnikami. Dowiedziałem się, że wbrew temu, co twierdził urząd, stroną w postępowaniu może być właściciel działki znajdującej się więcej niż 100 metrów od inwestycji. Warunek: musi istnieć podejrzenie oddziaływania inwestycji na teren większy niż w promieniu 100 metrów. Dowiedziałem się też, że ważny jest raport: planując na małym obszarze kilka zakładów znacznie oddziałujących na środowisko, starostwo powinno zrobić oddzielny tzw. raport oddziaływania. I to na jego podstawie wydać zintegrowane – a nie zwykłe – pozwolenie środowiskowe. Takiego badania w naszym przypadku nie było.  

Jedna z powstających inwestycji w Mszczonowie. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

Marek poznał ludzi z branży śmieciowej. Pokazał im raport. Ci uznali, że jest mocno dziurawy: – Zaniżony został planowany poziom hałasu. Nieprecyzyjne są opisy dotyczące ścieków przemysłowych – pomijają odciek z magazynowanych produktów, który będzie najbardziej uciążliwy w utylizacji. To wymaga pozwolenia wodnoprawnego – a tego nie mają.

Po kilku tygodniach przepychanki wojewoda mazowiecki uznał protest Marka. Nakazał starostwu, by rozpatrzyło sprawę ponownie. – Jeśli się okaże, że starostwo wydało decyzje wadliwie, to inwestorowi za poniesione koszty trzeba będzie zapłacić z pieniędzy gminy – mówi Marek. – Czy wojewoda musiał kierować sprawę do ponownego rozpatrzenia w starostwie? Nie musiał. Decyzję o wszczęciu postępowania mógł podjąć samodzielnie. Ale dziwnym trafem wszystko się przedłuża. Firma buduje zakład jak gdyby nigdy nic. 

Śmieci na szybkiej ścieżce

Mieszkańcom pomaga adwokat Radosław Maruszkin. Zajmuje się sprawami ochrony środowiska i klimatu. Od lat ma kontakty z przedsiębiorcami z branży śmieciowej. – W Polsce mamy problem z odpadami. Brakuje instalacji, które służą do utylizowania, przez co ceny za wywóz są duże. Dlatego uważam, że takie inwestycje są potrzebne. Ale muszą być realizowane zgodnie z procedurami – mówi.  

Opowiada, jak skomplikowane jest zdobycie pozwoleń na inwestycję: raporty o oddziaływaniu na środowisko, czasem decyzja o warunkach zabudowy, zdobycie tytułu prawnego do działki,  pozwolenie na budowę. Do tego pozytywne opinie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej i Sanepidu. Taki korowód może trwać – i zazwyczaj trwa – kilka lat. 

To interesujące, bo w przypadku jednej z największych inwestycji śmieciowych w Mszczonowie od raportu oddziaływania na środowisko do pozwolenia na budowę minął rok. – Są inwestorzy, którzy – mówiąc w uproszczeniu – skupiają się przede wszystkim na tym, żeby w miarę wcześnie taką decyzję uzyskać i rozpocząć prace – mówi Radosław Maruszkin. – Wolą to niż prowadzenie dialogu z lokalną społecznością. 

Gdy decyzja środowiska zostaje wydana a ludzie protestują, przedsiębiorcy mówią: „Trzeba było czytać dokumenty”

Firmy wiedzą, że mieszkańcy rzadko kiedy mogą sobie pozwolić na wynajęcie kancelarii prawnej, która pomoże zrozumieć zawiłości, zwróci uwagę na zapisy drobnym drukiem i wyjaśni wszystko w prostych słowach. – Dlatego niektórzy inwestorzy przychodzą do ludzi i mówią: „Nie macie się czym martwić, urząd gminy wszystkiego dopilnuje. My potrzebujemy tylko malutkiego pozwolenia” – mówi Maruszkin. — Gdy decyzja środowiska zostaje wydana a ludzie protestują, przedsiębiorcy mówią: „Trzeba było czytać dokumenty”. 

Mamy dla państwa salami

Według prawnika z inwestycjami takimi jak w Mszczonowie jest problem. W branży śmieciowej  nazywa się to strategią plasterków salami. – Decyzję środowiskową uzyskuje się na  przedsięwzięcie – tłumaczy prawnik. – Jeśli kilka oddzielnych inwestycji jest powiązanych ze sobą technologicznie, uznaje się je za jedno „przedsięwzięcie”. W branży wykształciła się praktyka tzw. salami slicing: zamiast prosić o decyzję środowiskową dla jednego wielkiego przedsięwzięcia, dzieli się go na kilka mniejszych. Spółkę celową można zarejestrować w jeden dzień, a na mniejsze przedsięwzięcie łatwiej uzyskać decyzję. W teorii buduje się więc kilka małych inwestycji, a w praktyce – jedną dużą. 

W Mszczonowie powstają właśnie trzy inwestycje trzech różnych spółek z ECO-RGS w nazwie. Wszystkie należą do tych samych właścicieli, mają ten sam zarząd, robią mniej więcej to samo, ale formalnie są ze sobą niepowiązane. Bo zgodnie z prawem nieważne jest, czy w gminie decyzję środowiskową uzyska tysiąc spółek o podobnej nazwie czy jedna. Liczy się oddziaływanie na środowisko przedsięwzięcia. 

Sprawdzamy: prezesem ECO-RGS sp. z o.o. jest Tomasz Mrzygłód. Jest też wspólnikiem i beneficjentem rzeczywistym w ECO-RGS spółka komandytowa. A także wspólnikiem i beneficjentem ECO-RGS Sp. z o. o. „Metale”. We wszystkich trzech są  ci sami wspólnicy. I wszystkie  planują inwestycje w gminie Mszczonów: budowę instalacji do odzysku odpadów niebezpiecznych. 

Maruszkin złożył do Samorządowego Kolegium Odwoławczego wniosek o stwierdzenie nieważności wydanych decyzji środowiskowych dla firm ECO-RGS. Postępowanie trwa.

Starostwo Powiatowe w Żyrardowie ani Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Warszawie do dnia publikacji tekstu nie odpowiedziały na naszą prośbę o wgląd w dokumentację inwestycji w Mszczonowie. 

Ja jestem tygrys

– Żeby nie wiem co pani robiła, to i tak te wybory wygram – mówi Józef Kurek, burmistrz Mszczonowa od 1990 r. Rekordzista – najdłużej panujący burmistrz w Polsce. Jest listopad 2021 r., trwa spotkanie z wyborcami. Burmistrz zwraca się do jednej z mieszkanek: – Za mną stoi doświadczenie i dorobek. I autorytet wśród wszystkich samorządowców w kraju. Tak, proszę panią. Autorytet wśród posłów, senatorów. Bo po prostu ja jestem instytucja! 

Rocznik 1953, w latach 80. zostaje naczelnikiem w Mszczonowie. Kiedy w 1990 r. odbywają się pierwsze po Okrągłym Stole wybory samorządowe, ludzie wiedzą, przy czyim nazwisku postawić krzyżyk. 

Burmistrz Mszvczonowa Józef Kurek w swoim gabinecie, 2011 r. Zdjecie: Rafal Siderski / Wprost / Forum

Kurek ściąga do siebie inwestorów, na wszystko lubi mieć oko. Pilnuje, co piszą o nim media – a pisze głównie Merkuriusz Mszczonowski, wydawany przez urząd miejski, czyli urząd samego Kurka. Lektura kilku numerów nie pozostawia złudzeń: miastem i gminą rządzi wizjoner. Człowiek wielkiego formatu, sprawny menadżer, znawca samorządu, biznesu i rolnictwa. Kurek w wywiadach tryska skromnością: – Ja jestem specjalistą od realizowania marzeń – żeby takie inwestycje przyciągnąć do małej gminy, to trzeba ogromnego wysiłku. (…) Zawsze byłem indywidualistą, mój przydomek ‘tygrys’ nie wziął się z niczego – zawsze chodziłem swoimi ścieżkami i robiłem to, co sam uznałem za słuszne.

W 2015 r. z list PiS Kurek dostaje się do Sejmu, ale chwilę później mandat oddaje. Dziennikarzom opowiada: – Mnie by wyrzucili po pierwszych głosowaniach. A poza tym to był czas realizacji wielkiego parku Suntago Wodny Świat. Nie mogłem zostawić inwestora, który zdecydował się u nas zainwestować 200 mln euro w półtora roku – tak wiele było problemów i obaw, że się nie uda. Beze mnie ta inwestycja by nie powstała.

Mieszkańcy, z którymi rozmawiamy twierdzą, że upór burmistrza w sprawie śmieci to pokłosie  sprawy sprzed lat. W latach 2007- 2008 w Mszczonowie planowano budowę spalarni. Wtedy mieszkańcy również protestowali – i dopięli swego. Tym razem burmistrz nie chce zaliczyć porażki. A wybory samorządowe już niedługo.  

Burmistrz kontra ekoterroryści

– Za komuny Mszczonów to była mieścina z drewnianymi chatami i kałużami na ulicy – opowiada mieszkaniec gminy. – Na pewno się zmienił wizualnie. Kurek zrobił tu dużo dobrego. Mieszkańcy mają prawo go podziwiać. 

Oficjalnie Kurek jest miłośnikiem przyrody. W wywiadach mówi, że wraz z żoną zajmuje się sadownictwem i szkółkarstwem, kocha świeże powietrze i zielone krajobrazy. W 2021 r. protestujących przeciw śmieciowym inwestycjom będzie nazywał „ekoterrorystami”. – „Jestem burmistrzem Mszczonowa od 33 lat. Myśli pan, że zgodziłbym się na powstanie tu czegokolwiek, co pogorszyłoby życie mieszkańcom? W Mszczonowie nie będzie żadnego zagłębia śmieciowego. Ekoterroryści opowiadają dyrdymały – mówi dziennikarzowi stołecznej „Gazety Wyborczej”.

Burmistrz podkreśla, że to nie on inwestycje realizuje, ale prywatne firmy, a przecież „jest wolny rynek”, każdy przedsiębiorca może robić, co chce

Mieszkanka Mszczonowa, prosi o anonimowość: – Ludzie się boją. Każdy ma w rodzinie kogoś, kto pracuje w gminie, szkole, instytucjach podległych gminie lub prowadzi działalność gospodarczą i obawia się, że mógłby ponieść konsekwencje, jeśli odważy się głośno wyrazić swoje zdanie.

Ireneusz: – Jeszcze przed protestem pod urzędem miejskim do domu, w którym akurat była tylko żona, przyjechali policjanci. Wylegitymowali ją na jej własnej posesji. I wypytywali, co się będzie działo przed urzędem. 

Katarzyna: – To było jesienią, ciemno już było, my mieszkamy na uboczu. Przyjechało do nas dwóch facetów, dobrze zbudowanych, czarnym samochodem, w płaszczach takich czarnych. W rękach mieli kartki i mówili, żeby podpisać. No jak można coś podpisać, jak człowiek nawet nie widzi? Nie podpisaliśmy. Później przyjeżdżał sołtys z namową, żeby sprzedawać ziemię pod inwestycję. A później przyjeżdżał radny. Zamiast pomagać ludziom, którzy go wybrali, pomagał burmistrzowi. 

Naczynia połączone

Marek, gmina Radziejowice: – W gminie powstaje system naczyń połączonych. W Mszczonowie inwestują firmy, które magazynują odpady przeznaczone do dalszej obróbki, często niebezpieczne. Jednocześnie tuż obok mojej działki powstaje zakład, który takiej obróbki może się podjąć. Jedne firmy mogą bardzo skorzystać na obecności innych. 

Radosław Maruszkin, prawnik: – Czy to zbieg okoliczności, że place do zbierania i magazynowania odpadów powstają tuż obok nowych instalacji do recyklingu? Czy może panowie, którzy te instalacje budują, o tym nie wiedzieli?  

Prawnik tłumaczy: w przypadku wrażliwych społecznie inwestycji burmistrz powinien  przebadać, czy karta przedsięwzięcia spełnia wszystkie wymagane elementy. – A następnie sprawdzić, czy konieczne jest przeprowadzenie oceny oddziaływania na środowisko – mówi Maruszkin. – Ale burmistrz stwierdził, że pojedyncze inwestycje są tak małe, że takiej konieczności nie ma. Zachował się tak, jakby sprzyjał inwestorom.

Mieszkańcy zgłosili sprawę do Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten poprosił burmistrza o stanowisko. 

Jedna z powstających inwestycji w Mszczonowie. Zdjęcie: Mariusz Sepioło

 Obszerna odpowiedź burmistrza brzmi jak broszura inwestorska. Kurek podkreśla, że spółka Saria nie realizowała inwestycji w nadzwyczajnym tempie. Pozwolenie na budowę dostała po dwóch latach, wydanie decyzji środowiskowej zajęło rok. Poza tym działalność Sarii (przypomnijmy: wobec której prowadzi postępowanie prokuratura) będzie „proekologiczna, zmierzająca do eliminacji bezużytecznych odpadów, zalegających na składowiskach i zanieczyszczających środowisko”. 

Przedstawicieli stowarzyszenia protestujących zaproszono na wyjazd pod Berlin, gdzie znajduje się zakład Sarii. Nie skorzystali. (– Zaproszenie pojawiło się dzień po tym, gdy upłynął termin na zgłaszanie protestów – wskazuje Radosław Maruszkin). Do Niemiec pojechała za to jedna z mieszkanek Radziejowic. Jej entuzjastyczne wspomnienia z wycieczki po nowoczesnym zakładzie opublikowała gazeta „Życie Powiatu Żyrardowskiego”. 

Zaglądamy na jej portal. Na 10 ostatnich artykułów z kategorii „Mszczonów”, w siedmiu pojawia się osobiście burmistrz lub rada miejska. Po wejściu na stronę główną wita nas wywiad z burmistrzem Kurkiem z okazji 645-lecia gminy Mszczonów. – Oczywiście niektórzy wypisują bzdury, że burmistrz tworzy zagłębie śmieciowe. Żadne zagłębie! Zagłębiem jest wysypisko śmieci w Radziejowicach. I problem mają Radziejowice i Żyrardów – mówi Kurek. 

Podobnych argumentów używa Robert Maraszkiewicz z zarządu firmy Saria, dyrektor marki ReFood, odpowiedzialnej m.in. za budowę zakładów utylizujących odpady. W trakcie czatu z mieszkańcami mówi, że firmie za zanieczyszczanie grożą olbrzymie kary, więc firma nie może sobie pozwolić na jakieś oszustwo.

Reaktor jądrowy? Bardzo proszę

W rozmowie z FRONTSTORY.PL burmistrz Józef Kurek szybko się irytuje. Ma dość sprawy inwestycji śmieciowych w gminie. Ma też dość protestów. Podkreśla: to nie on realizuje inwestycje, ale prywatne firmy. Jest wolność gospodarcza i każdy przedsiębiorca może robić, co chce – jego rola miała ograniczyć się do zasięgnięcia opinii odpowiednich instytucji. Nie miały zastrzeżeń, więc nie miał wyjścia: musiał wydać pozytywną decyzję środowiskową. Musiałby to zrobić nawet jeśli ktoś chciałby postawić w Mszczonowie reaktor jądrowy. 

Mówi, że widział wiele instalacji odpadowych. I dlatego jest pewny, że inwestorzy w Mszczonowie nie tylko nie będą zanieczyszczać, ale rozwiążą problem zalegających śmieci. Zachęca do przyjazdu do gminy, wycieczkę do jednego z zakładów i sprawdzenia, czy śmierdzi. 

Jego zdaniem celem stowarzyszenia „Stop zagłębie śmieciowe” nie jest protest przeciwko inwestycjom. Stawką są wybory samorządowe, w których burmistrz ponownie wystartuje. 

Kiedy wspominamy, że kieruje gminą od 30 lat i nadal cieszy się wśród mieszkańców dużym poparciem, po raz kolejny unosi głos: – I co, i chciałby pan, żeby mnie ktoś wypieprzył?!

Rozmowa z burmistrzem nie trwa długo. Józef Kurek się irytuje i rozłącza. 

Żadna ze spółek z branży śmieciowej inwestujących w Mszczonowie do chwili publikacji tego tekstu nie odpowiedziała na nasze pytania. 

Avatar photo

Mariusz Sepioło

Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Publikował reportaże i wywiady m.in. w „Tygodniku Powszechnym” i „Polityce”. Autor kilku książek reporterskich: „Klerycy”, „Himalaistki”, „Ludzie i gady”.

CZYTAJ WIĘCEJ