Skip to content
Menu

#NARKOTYKI

WOJNA, KTÓRA UZALEŻNIA

Antonio Delgado (Miami Herald), Brian Fitzpatrick (OCCRP), Kevin G. Hall, Lilia Saúl Rodríguez (OCCRP), Jay Weaver (Miami Herald) i Verdad Abierta
Tłumaczenie: Jerzy Wołk-Łaniewski
Ilustracja: Donají Marcial / Dromómanos

13 grudnia 2021

Jak sprowadzić narkotykowych bossów przed oblicze amerykańskich sądów? Przez lata było to kluczowym elementem wojny Waszyngtonu z kartelami. Jak wskazują eksperci, w cieniu widowiskowych konferencji prasowych z pojmanymi szychami w rodzaju El Chapo kwitnie działalność kosztownych prawników oraz przemytników, którzy szukają sposobu, by wymknąć się wymiarowi sprawiedliwości.

  • Setki przemytników narkotyków podlegają ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, co oznacza wyraźny wzrost w porównaniu z pierwszymi latami amerykańskiej „wojny z narkotykami”. Wielu z nich na mocy wątpliwych układów otrzymuje jednak złagodzone wyroki.
  • OCCRP po przyjrzeniu się historiom 37 ważnych przemytników z Meksyku i Kolumbii ustaliło, że w 23 przypadkach zatrzymani spędzili za kratkami w USA co najwyżej 10 lat. Wyroki dożywotniego pozbawienia wolności usłyszało tylko dwóch.
  • Amerykańskie władze twierdzą, że okazywanie przemytnikom pobłażliwości w zamian za gotowość do współpracy z wymiarem sprawiedliwości pomaga rozbijać grupy przestępcze. Pojawiają się jednak opinie, że w ten sposób odmawia się sprawiedliwości ofiarom przemocy karteli.

Na południu Florydy Carlos Mario Aguilar ułożył sobie życie na nowo. Od działalności na pełnych przemocy ulicach Medellín dzieli go niemal trzynaście lat i ponad dwa tysiące kilometrów. Domniemany boss kolumbijskiego półświatka, znany pod pseudonimem Rogelio, uciekł od unurzanej we krwi przeszłości, by cieszyć się życiem na luksusowym zamkniętym osiedlu. Pracuje w przedsiębiorstwie logistycznym.

Rogelio jest wolnym człowiekiem dzięki temu, co wśród kolumbijskich przemytników narkotyków budziło niegdyś największy strach: stanął przed obliczem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.

Narkotykowy baron Pablo Escobar oznajmił kiedyś, że wolałby znaleźć się „w grobie w Kolumbii niż w więzieniu w Stanach”, ale dzisiaj część sprytnych, obstawionych adwokatami bossów karteli widzi w kapitulacji i ekstradycji szybką ścieżkę do powrotu na wolność.

Od chwili, gdy prezydent Richard Nixon ogłosił rozpoczęcie „wojny z narkotykami”, minęło pięćdziesiąt lat. Przypadek Rogelia pokazuje, jak jeden z filarów amerykańskiej polityki antynarkotykowej przepoczwarzył się w coś, w czym niepodobna dopatrzyć się śladów pierwotnego zamysłu.

Tak zwana strategia grubych ryb, która nabrała kształtu w latach 90., obliczona była na wyrywanie szefów karteli z siatek przestępczych i rozliczanie ich w Stanach Zjednoczonych. Powód? W rodzinnych stronach rzadko kiedy spotykała ich kara.

Teraz liczba ekstradycji do Stanów znacząco wzrosła, a przemytnicy nauczyli się ogrywać system, zachowując część majątku z myślą o rodzinie i uzyskując łagodniejsze wyroki. Pieniądze, które udaje się przechwycić organom ścigania, rekompensują niekiedy wydatki poniesione przez Amerykanów w walce z narkobiznesem, ale kraje, w których dochodzi do przestępstw, często nic z tego nie mają.

Tekst jest przedrukiem artykułu Organised Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP)  – międzynarodowej sieci dziennikarzy śledczych, do której należy Fundacja Reporterów.

Oryginał w wersji angielskiej został opublikowany na occrp.org.

Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić

Śledztwo przeprowadzone przez OCCRP we współpracy z partnerami i przy wykorzystaniu informacji zebranych w Kolumbii oraz w Meksyku pokazuje, że proces ekstradycji przeistoczył się w grę, w której kryminaliści dysponujący siecią powiązań mają spore szanse na powodzenie. Tymczasem  handel narkotykami w dalszym ciągu kwitnie w najlepsze.

OCCRP zbadało 37 odrębnych przypadków ekstradycji meksykańskich i kolumbijskich narkoprzemytników średniego i wysokiego szczebla w latach 2005-2015. Okazuje się, że niektórzy z najważniejszych członków karteli mogli liczyć na wyjątkową wyrozumiałość. Spośród 37 przypadków 23 podsądnych spędziło lub spędzi w amerykańskim więzieniu mniej niż dziesięć lat. Tylko dwóch usłyszało wyroki dożywocia. Najkrótsze odsiadki sięgały od roku do trzech lat, a jeden prominentny oskarżony przesiedział za kratkami zaledwie osiem miesięcy, po czym został deportowany do Kolumbii, gdzie spędził tylko krótki czas w więzieniu.

Wskutek takiej pobłażliwości bycie schwytanym przez Amerykanów nie jest już czymś, czego narkotykowi bossowie staraliby się uniknąć za wszelką cenę.  Jeszcze parę dekad temu dla uniknięcia takiego losu Pablo Escobar ruszył na wojnę przeciwko Kolumbii. Dziś, zamiast czekać, aż pętla się zaciśnie, przestępcy wolą poddać się bez stawiania oporu i podejmują współpracę z amerykańskimi władzami. Dostarczają informacje na temat swoich sojuszników oraz wrogów. Niektórzy unikają procedur ekstradycji i poddają się na terenie państw trzecich, samodzielnie i zakulisowo zawierając układy z Amerykanami.

– Podłapali schemat, szczególnie ci ważniejsi – komentuje David Zapp, nowojorski adwokat, który reprezentował wielu przemytników najwyższego szczebla. – Rozeszło się, że jeśli będziesz współpracować z Wujkiem Samem, nic złego ci nie grozi.

Byli funkcjonariusze amerykańskich służb wysokiego szczebla uważają, że praktyka pobłażliwego orzecznictwa wobec skruszonych gangsterów (nawet tych, którzy u siebie podejrzewani są o dokonywanie okrutnych zbrodni), może pomóc w rozbiciu organizacji przestępczych.

– To bardzo ważne, to konieczne, a nie da się tego osiągnąć bez współpracy – podkreśla Michael Nadler, były prokurator federalny okręgu Południowa Floryda .

Wielu weteranów toczącej się od półwiecza „wojny z narkotykami” jest zdania, że ekstradycje i inne strategie zawiodły. Kartele ewoluowały bowiem w wielowarstwowe organizacje, które nie opierają się już na centralnej władzy. Zajmują się również handlem żywym towarem, przemytem innych dóbr, wymuszeniami na przedsiębiorcach, a nawet zakładaniem nielegalnych kopalń złota.

– Niszczymy nielegalne uprawy, niszczymy laboratoria, przejmujemy chemikalia służące do produkcji narkotyków, przejmujemy tonami same narkotyki – wylicza Wilson Martínez, były zastępca prokuratora generalnego Kolumbii. – Ale cały czas drepczemy w miejscu.

„Biurokrata” zmienia pracę

Pod szkołą podstawową na luksusowym, zamkniętym osiedlu w Boca Raton na Florydzie, rodzice za kierownicami BMW i sportowych samochodów czekają na swoje dzieci. Czy któryś z nich się domyśla, że w jednym z pobliskich domów wartych miliony dolarów przez lata mieszkał okryty ponurą sławą Carlos Mario Aguilar, znany jako Rogelio?

Rogelio, skorumpowany śledczy kryminalny z działającego przy Prokuraturze Generalnej Kolumbii Technicznego Zespołu Dochodzeniowego (Cuerpo Técnico de Investigación, CTI), w latach 90. i 2000. współpracował z Oficina de Envigado – Biurem z Envigado – ekipą zajmującą się zabójstwami i wymuszeniami na zlecenie szefa kartelu z Medellín, Diega Murillo alias Don Berna. Jednocześnie Rogelio działał ze Zjednoczonymi Siłami Samoobrony Kolumbii (Autodefensas Unidas de Colombia, AUC), trzydziestotysięcznym paramilitarnym szwadronem śmierci, który operował w porozumieniu z Biurem.

– Rogelio jest bardzo mocny, nikt nie chce z nim zadzierać – opowiada obrońca praw człowieka z Medellín, który zastrzega sobie anonimowość (nie bez powodu, ofiary Biura i AUC znikały setkami bez wieści). – Ten strach nie zniknął.

Jak wynika z dokumentów, które mają władze Kolumbii, zaraz po tym, gdy w maju 2008 r. Don Berna został przekazany Amerykanom, jego miejsce na czele Biura zajął Rogelio. Według Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych grupa w dalszym ciągu specjalizuje się w praniu brudnych pieniędzy, wymuszeniach oraz zabójstwach na zlecenie.

Schemat kierownictwa Oficina de Envigado w roku 2006. Pierwszy od prawej Carlos Mario Aguilar alias Rogelio, drugi od lewej – narkotykowy boss Diego Murillo alias Don Berna. Źródło: Tribunal de Justicia y Paz, Colombia

Rogelio nie zabawił długo na szczycie półświatka z Medellín. Jeszcze w 2008 r. oddał się w ręce Amerykanów, potajemnie dogadując warunki współpracy.

Zorientowany w sprawie informator zastrzega, że nie było to wynikiem dwustronnego porozumienia między władzami USA i Kolumbii. Szef kartelu w pierwszej kolejności udał się do Argentyny, następnie do Panamy, skąd samolotem rejsowym dotarł do Stanów. Tam dał się aresztować. Władze kolumbijskie nic nie wiedziały o sprawie.

– Przez całą operację trzymaliśmy ich w niewiedzy, bo nie mieliśmy do nich zaufania – przyznaje informator, który ze względu na delikatny charakter sprawy woli zachować anonimowość.

Z dokumentacji wynika, że w 2015 r., odsiedziawszy ledwie nieco ponad siedem lat w amerykańskim więzieniu, Rogelio wyszedł na wolność. Akta jego sprawy decyzją sądu pozostają ściśle tajne. Pomimo wielokrotnych pytań o dokumenty ze strony dziennikarzy władze nabrały wody w usta.

Według Michaela S. Vigila, byłego szefa operacji międzynarodowych w amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (Drug Enforcement Administration, DEA), pobłażliwe potraktowanie Rogelia nie jest wyjątkiem. Według niego to przykład kompromisów, na jakie amerykańskie władze często decydują się po zatrzymaniu człowieka, na którym szczególnie im zależy.

– Umówili się na przykład na to,  że nie posiedzi długo, o ile tylko podejmie współpracę. Co oczywiście zrobił. Oraz, że otrzyma prawo pozostania w Stanach Zjednoczonych – ocenia Vigil, który w 2004 r. odszedł ze służby a dziś  pracuje jako konsultant. – Odesłanie go do Kolumbii równałoby się dla niego z wyrokiem śmierci.

Tego rodzaju układy to konieczność, jak zapewnia Bonnie S. Klapper, była prokuratorka federalna, która obecnie broni przed sądem przemytników.

– Jeżeli „skłonisz” kogoś do współpracy, to będziesz musiał dotrzymać danego słowa i dopilnować, by ktoś taki nie musiał wrócić do siebie, gdzie najprawdopodobniej zostałby zabity – mówi prokuratorka.

Na południu Florydy, z dala od narkowojny wokół Medellín, którą kiedyś nadzorował, Rogelio stara się dziś nie wychylać.

Według dokumentów, do których dotarło OCCRP, Rogelio zadeklarował, że zatrudnia się jako pracownik obsługi w firmie przewozowej, w której zarabia niespełna 50 tys. dolarów rocznie. Posługuje się kartą kredytową wystawioną przez jednego z większych operatorów oraz florydzkim prawem jazdy, a przez szereg lat po zwolnieniu z więzienia zamieszkiwał w wygodnej posiadłości w Boca Raton.

Jak donoszą nasze źródła, Rogelio wiele zawdzięcza swojej siostrze, Cruz Elenie Aguilar. W latach 90. pracowała ona w Kolumbii jako prokuratorka, później zaś wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Jeszcze przed przeprowadzką uwikłała się w skandal w związku z domniemanymi powiązaniami z ludźmi, w których sprawie miała prowadzić dochodzenia, co według kolumbijskich mediów po części zostało uwiecznione na nagraniach.

W audycji na antenie kolumbijskiego radia Cruz przyznała, że pomogła narkotykowemu bossowi z Medellín znanemu jako Don Berna – niegdysiejszemu szefowi jej brata – w znalezieniu amerykańskiego prawnika. Źródła w amerykańskiej palestrze potwierdzają, że Cruz działała jako pośredniczka w imieniu przemytników, którzy bądź zostali schwytani i stanęli w obliczu ekstradycji, bądź też chcieli oddać się w ręce wymiaru sprawiedliwości.

O ile sama Cruz odmówiła udzielenia komentarza, o tyle była prokuratorka, a obecnie mecenaska Klapper uważa, że w działalności Cruz nie ma nic nagannego.

– Mam do niej całkowite zaufanie. Nigdy nie widziałam, by przekroczyła dopuszczalne granice. Gdyby tak się stało, to bym z nią nie pracowała – zastrzega Klapper, która pomogła w rozbiciu kolumbijskiego kartelu Norte del Valle. – Żadna sprawa nie jest warta utraty zawodowej reputacji.

Obecnie Cruz pracuje w Stanach jako asystentka w kancelarii prawnej. Jej córka Daniela Posada, która wychowała się już w USA, należy do Florydzkiej Izby Adwokackiej i broniła już w procesach przemytników wysokiego szczebla, w tym Daniela Barrery Barrery alias El Loco, który do pojmania w 2012 r. władał gangiem na wschodzie Kolumbii.

Carlos Mario Aguilar alias Rogelio nie odpowiedział na prośby o komentarz, które przesłaliśmy mu drogą mailową oraz przez adwokatów.

Ekstradycja „Zabójcy przyjaciół”

Podczas prezydentury Vicente Foxa w latach 2000–2006 władze Meksyku wielokrotnie odmawiały ekstradycji przemytników do Stanów Zjednoczonych, tłumacząc, że oskarżonym groziłaby tam kara śmierci, której zakazuje meksykańska konstytucja.

W 2006 r. Foxa zastąpił Felipe Calderón, który ogłosił własną wojnę przeciwko przemytnikom narkotyków. Do 2008 r. zdążył połączyć siły z Amerykanami w ramach Inicjatywy Merida, międzynarodowego paktu bezpieczeństwa, mającego na celu „eliminację handlu narkotykami, powstrzymanie prania brudnych pieniędzy, ograniczenie produkcji narkotyków oraz rozbicie organizacji przestępczych”.

Arturo Sarukhan, który w latach 2007–2013 zajmował stanowisko ambasadora Meksyku w Waszyngtonie, zatwierdzał rozliczne wnioski o ekstradycję w ramach strategii obliczonej na usuwanie liderów karteli, których macki sięgały do meksykańskich zakładów karnych.

– Strukturalna słabość i korupcja meksykańskiego systemu penitencjarnego umożliwiała im dalsza działalność z więzienia – opowiada w wywiadzie udzielonym w Waszyngtonie były ambasador. – Poprzez ekstradycję ograniczało się im te możliwości. Wolałem już, by byli tutaj.

Chcąc dowieść, że Meksyk poważnie traktuje Inicjatywę Merida, Calderón jeszcze przed podpisaniem porozumienia za jednym zamachem dokonał ekstradycji ponad tuzina przemytników. Wśród nich znalazł się Osiel Cárdenas Guillén, kierujący osławionym kartelem del Golfo, powstałym w graniczącym z USA stanie Tamaulipas na północnym wschodzie Meksyku.

Plakat z wydanym przez FBI listem gończym za Osielem Cardenasem Guillénem. Źródło: Federal Bureau of Investigation (FBI)

Cárdenas zyskał sobie przydomek „El Mata Amigos”, czyli „Zabójca przyjaciół”, za domniemane zamordowanie wspólnika z kartelu. Odpowiada za powstanie brutalnego ugrupowania Los Zetas, zbrojnego ramienia kartelu del Golfo, złożonego z byłych żołnierzy wojsk specjalnych. Amerykańskie władze były jednak gotowe zapomnieć o krwawych dokonaniach kartelu i podjąć się negocjacji.

W 2007 r. Cárdenas w zamian za użyteczne informacje doczekał się ekstradycji. W 2010 r. skazano go na 25 lat więzienia i przepadek 50 mln dolarów w gotówce i nieruchomościach. Zakłada się, że wyjdzie na wolność w 2024 r.

Nie dość, że sam Cárdenas mógł liczyć na pobłażliwe traktowanie, to jego rodzina w Meksyku nie musiała porzucać wystawnego stylu życia. Opublikowane w mediach społecznościowych zdjęcia jego córek dokumentują zagraniczne wycieczki na pokładzie prywatnych odrzutowców. W 2018 r. syn Cardenasa został zatrzymany w Teksasie, gdy wymachiwał bronią, w drugiej ręce trzymając odznakę amerykańskiego prokuratora okręgowego.

Pod wpływem pogłosek, że Osiel po ekstradycji zaczął sypać kolegów, Los Zetas postanowili oderwać się od kartelu del Golfo, co pociągnęło za sobą katastrofalne skutki.

– Między kartelem del Golfo a Los Zetas powstała przepaść, przemoc jeszcze się nasiliła, a w dodatku rozlała się po całym Meksyku – opowiada Arturo Fontes, konsultant do spraw bezpieczeństwa, który po dwudziestu ośmiu latach zwalczania karteli odszedł z FBI. – Po obu stronach granicy zginęło mnóstwo ludzi.

Z tą oceną zgadza się meksykański specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa Alejandro Hope, który podkreśla, że ekstradycja szefa kartelu del Golfo podziałała jak „detonacja”, podsycając przemoc.

Szczegóły sprawy Cardenasa – podobnie jak w kolumbijskim przypadku Rogelia – pozostają w znacznej mierze zagadką.

Felix Jimenez, były funkcjonariusz DEA, który stał na czele nowojorskiego biura agencji, uważa, że układy takie jak ten zaproponowany szefowi kartelu del Golfo, pozwoliły osłabić organizacje przestępcze.

Jak mówi, ekstradycja okazała się „nadzwyczaj przydatną strategią” w walce z przemytnikami, u których perspektywa zsyłki na północ wzbudza przerażenie, więc w zamian za złagodzenie wyroków proponują informacje z wnętrza karteli.

Amerykański prawnik reprezentujący zarówno Cardenasa, jak i jego syna Osiela Juniora, poinformował OCCRP drogą mailową, że rodzina nie zamierza odpowiadać na pytania mediów.

Meksykański analityk do spraw bezpieczeństwa Gerardo Rodríguez Sánchez Lara zwraca uwagę, że nawet jeśli Meksyk chciałby u siebie wytoczyć procesy przemytnikom pokroju Cardenasa, jest mało prawdopodobne, by amerykańskie organy ścigania chciały dzielić się informacjami uzyskanymi w zamian za okazaną pobłażliwość.

– Ta relacja ma charakter asymetryczny – uważa.

Choć rząd Stanów Zjednoczonych oraz lokalna policja skonfiskowały Cardenasowi około 50 mln dolarów – a agenci federalni chwalili się zdjęciami z zarekwirowanymi 29,5 mln dolarów – to władze Meksyku nie zobaczyły z tej kupki ani centa.

W odróżnieniu od Kolumbii Meksyk nie prowadzi centralnego funduszu, który umożliwiałby przejmowanie majątków przestępców i ich rozdzielanie między państwami wysyłającymi i przyjmującymi w sytuacjach ekstradycji.

Wilson Martínez, były zastępca prokuratora generalnego Kolumbii tłumaczy, że Bogota zawarła z Waszyngtonem porozumienie dotyczące podziału przejmowanych środków gangsterów w oparciu o poziom zaangażowania w sprawę każdego z państw.

Od Escobara do El Chapo

Od chwili śmierci w 1993 r. Pablo Escobara, najwyższego władcy kartelu z Medellín, amerykańska strategia antynarkotykowa w Kolumbii – a potem również i w Meksyku – skupiła się na ekstradycji bossów znanych z pierwszych stron gazet. Bardziej niż o powstrzymanie bieżącej działalności przestępczej ugrupowań chodziło o rozmontowanie ich struktur. W ostatnich latach strumyk postaci ze świata przestępczości zorganizowanej poddawanych ekstradycji, czy to w wyniku pojmania, czy też dobrowolnej kapitulacji, zamienił się w rwącą rzekę.

Ekstradycje z Kolumbii nie zawsze przebiegały tak żwawo. Po tym, jak tak zwani extraditables – kierowana przez Escobara grupa osób, którym mogła grozić ekstradycja – rozpętała kampanię terroru przeciwko państwu kolumbijskiemu, w 1991 r. nowa konstytucja państwa zatrzymała proces ekstradycji obywateli kolumbijskich.

Kilka lat później naciski wywierane przez Amerykanów skłoniły Kolumbię do ponownego wprowadzenia częściowego programu ekstradycji. Raport amerykańskiego Departamentu Stanu z 2001 r. stwierdzał, że w latach 1997–2001 władzom USA wydano zaledwie dwunastu Kolumbijczyków, w większości odpowiedzialnych za przestępstwa związane z narkotykami.

Od początku nowego tysiąclecia Kolumbia wyekspediowała do Stanów wielu narkoprzemytników wysokiego szczebla. Być może najsłynniejszym przypadkiem była ekstradycja czternastu dowódców paramilitarnych bojówek AUC w maju 2008 r. W tym gronie znalazł się również Don Berna.

Zebrane w Kolumbii dane dowodzą, że w latach 2008–2018 Stany Zjednoczone wystosowały do kolumbijskich władz 1156 wniosków dotyczących osób podejrzanych o przemyt, z których niemal wszystkie zostały rozpatrzone pozytywnie.

Podobnych danych dotyczących ekstradycji brakuje w przypadku Meksyku, będącego największym kanałem przerzutu narkotyków do Stanów Zjednoczonych. Ocenić sytuację pomagają dane amerykańskiej agencji federalnej U.S. Marshals Service, która nadzoruje większość procedur ekstradycyjnych. Informacje z agencji, które zebrali badacze na Uniwersytecie San Diego, wskazują na stały wzrost liczby przypadków ekstradycji – od 2003 do 2016 r. doszło do 770 ekstradycji, z czego niemal połowa dotyczyła spraw narkotykowych. Dla porównania, między 1980 a 1994 r. z Meksyku do Stanów Zjednoczonych wysłano w kajdankach zaledwie osiem osób.

W ostatnich latach Meksyk podkręcił tempo, czego kulminacją w 2017 r. była ekstradycja słynnego El Chapo. W jego przypadku amerykańscy urzędnicy okazali zero pobłażliwości. W rezultacie skazano go na dożywocie.

El Chapo w rękach Amerykanów po ekstradycji z Meksyku, 2017 r. Źródło: Immigration and Customs Enforcement (ICE)

Pomimo skazania El Chapo niektórzy eksperci są zdania, że czas skupiania się głównie na grubych rybach minął. Również statystyki wskazują, że ekstradycje nie obejmują już tylko hersztów przestępczego półświatka.

Były kolumbijski minister sprawiedliwości Yesid Reyes uważa, że grupy przestępcze porzuciły model megakarteli w rodzaju tego z Medellín czy Cali. Kolumbia mierzy się teraz z licznymi minikartelami.

– W dalszym ciągu stosujemy tę samą metodę, polegającą na represjach wobec wszelkich powiązań w ramach łańcucha przemytniczego – uważa Yesid Reyes. – Tymczasem przemytnicy zmienili sposób działania.

Były ambasador Meksyku w USA Arturo Sarukhan uważa, że odrąbanie łba organizacji przestępczej nie prowadzi do powstrzymania procederu handlu narkotykami. Wymagałoby to strategii ograniczenia popytu na narkotyki w krajach do których są dostarczane, a także rzucenia armii utalentowanych śledczych finansowych, zdolnych zaburzyć system finansowy przestępczych ugrupowań – tak jak po 11 września udało się to uczynić z systemami finansowania terroryzmu.

Óscar Naranjo, były generał policji, który swego czasu pełnił również urząd wiceprezydenta Kolumbii, może się pochwalić pojmaniem wielu przemytników najwyższego szczebla. Jego zdaniem grupy przestępcze nie polegają już na pionowych strukturach dowodzenia, a funkcjonują raczej jak rozdrobnione holdingi kryminalne, „z wieloma sprawcami, z których część pozostaje niewidoczna”.

– Nawet wtedy, gdy uda się zgarnąć głównego bossa, często ktoś go po prostu zastępuje – dodaje Maria McFarland Sánchez-Moreno, prawniczka i autorka książki „There Are No Dead Here” [„Nie ma tu umarłych”], w której opisuje, jak kartele i organizacje paramilitarne przeniknęły do kolumbijskich kręgów rządowych. Zwraca przy tym uwagę na przypadek Rogelia.

– Został szefem Biura po tym, jak ekstradycji poddano Don Berna, a następnie jego również odesłano do USA. Ale Biuro nadal istnieje – mówi Maria McFarland Sánchez-Moreno. 

Kulka i urlop

Jairowi Sanchezowi, podejrzewanemu o przemycanie olbrzymich ilości kokainy z kolumbijskich wybrzeży Pacyfiku, spieszno było do ekstradycji. W położonym na zachodzie kraju Cali ktoś postrzelił go w żołądek. Teraz podejrzewał, że w związku z pogłoskami o jego gotowości do współpracy z Amerykanami wydano na niego wyrok. Chciał jak najprędzej trafić do USA.

Nazywany ze względu na zamiłowanie do luksusu Mueble Fino, Niezły Mebel, były przywódca kartelu Norte del Valle został aresztowany w szpitalu w marcu 2015 r. i niedługo później odesłany do Stanów.

Czasy, w których ludzie pokroju Escobara woleli śmierć od ekstradycji, dawno minęły. Poddanie się bądź ekstradycja we właściwym momencie mogą się najważniejszym bossom opłacać.

Jego zespół adwokatów apelował o potraktowanie go z wyrozumiałością. Jeden z dokumentów procesowych wymienia wśród okoliczności łagodzących rzekomo „pomniejszą” rolę, jaką odegrał w transporcie co najmniej 450 kg kokainy oraz fakt, że „w rzeczywistości sam poprosił o jak najszybszą ekstradycję”. Z tego samego dokumentu wynika, że dostarczane amerykańskim władzom przez Mueble Fino informacje były lekko nieświeże – co zataiła obrona.

Po tym jak amerykańska prokuratura zgodziła się wycofać z żądania dożywocia, Mueble Fino założył, że swoboda pozostawiona orzecznictwu sądów federalnych zwiększa jego szanse na łagodny wyrok – o ile tylko będzie współpracował. W marcu 2019 r., odsiedziawszy niespełna cztery lata, został odesłany do Kolumbii.

Według władz po powrocie do kraju przyłączył się do kolejnej organizacji przestępczej, La Gran Alianza. W 2021 r. został ponownie schwytany i usłyszał zarzuty zabójstwa oraz porwania.

Wydaje się, że czasy, w których ludzie pokroju Escobara woleli śmierć od ekstradycji, dawno minęły, zaś przykłady Mueble Fino i Rogelia pokazują, że poddanie się bądź ekstradycja we właściwym momencie mogą się najważniejszym bossom opłacać.

– Często mówią nam rzeczy, o których już dobrze wiemy, więc nie ma to większego wpływu na prowadzone operacje – mówi Jack Riley, były koordynator terenowy DEA, który kierował działaniami zmierzającymi do zatrzymania w Meksyku El Chapo.

– Nie chcę słuchać o tym, co kiedyś było – dodaje. – Chcę słyszeć, co możemy zrobić tu i teraz, żeby zakłócić funkcjonowanie tych organizacji albo je rozbić.

Jak zauważa Riley, wokół procedury ekstradycji wyrosła chałupnicza branża przemytników, prawników oraz donosicieli.

– Dosłownie tysiące informatorów przetrząsa spisy przestępców, na których zależy Stanom Zjednoczonym, i stara się dostarczyć nam o nich informacje – opowiada. – To ważne, bo takie informacje są nam potrzebne, ale zarazem wytworzyło pewien mroczny popyt na ekstradycję.

Laura Borbolla, meksykańska prokuratorka zajmująca się ekstradycjami za prezydentury Felipe Calderona mówi, że w Stanach Zjednoczonych obowiązują bardzo proste reguły, których wystarczy przestrzegać: przyznać się do winy, zwrócić majątek zgromadzony dzięki narkotykom. Wtedy nic ci się nie stanie.

– A jeśli na dodatek podasz mi informacje na temat ludzi, z którymi działałeś, abym mogła zwalczać tego rodzaju proceder we własnym kraju, ja mogę dopuścić, byś zachował [część] posiadłości – mówi.

Wątpliwe rezultaty

Układy takie jak ten, który amerykańskie władze zawarły z Rogeliem, utrudniają dochodzenie sprawiedliwości w imieniu ofiar przemocy w Kolumbii – wielu jego kolegów z Cuerpo Técnico de Investigación w Medellín zginęło pod koniec lat 90. w walce z tymi samymi grupami, dla których sam Rogelio później pracował.

Wojna z narkotykami ciągnie się od półwiecza, ale sytuacja na polu walki pozostaje właściwie niezmieniona.

– Wzrosła produkcja, wzrosła konsumpcja, wzrosła przemoc związana z przemytem i produkcją, wzrosła korupcja – wymienia generał policji Óscar Naranjo.

Dane z Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości pokazują, że roczny potencjał produkcji kokainy w Kolumbii wyniósł w 2020 r. 1228 ton, podczas gdy w 2000 r. było to 695 ton.

Arturo Sarukhan, były ambasador Meksyku w Waszyngtonie uważa, że w przemytników trzeba uderzać na poziomie strukturalnym: w ich księgowych, w tych, którzy piorą ich pieniądze bądź też w tych, którzy zatrudniają i szkolą zabójców. Znikome zasoby, jakie DEA przeznacza na specjalistów śledzących elektroniczne transfery pieniężne, to tyle, co „pierdnięcie wróbla pośród tajfunu”.

Co zatem radzi? – W pierwszej kolejności zająć się praniem pieniędzy.

Michael S. Vigil, który szefował międzynarodowym operacjom DEA, zastrzega, że obstawanie przy strategii atakowania szczytów hierarchii narkobiznesu dalej będzie przynosiło niepełne rezultaty.

– Ja tego nie nazywam wojną z narkotykami. Dla mnie to nieustanna kampania przeciwko narkotykom – precyzuje i dodaje, że dopóki istnieje silny rynek narkotykowy, dopóty zawsze będzie ktoś, kto będzie je dostarczał.

– O ile nie uda nam się stłumić popytu, to jeśli nie będzie to Meksyk czy Kolumbia, to zawsze znajdzie się jakiś inny kraj [który zapewni podaż – red.] – uważa.

Współpraca: Karina Shedrofsky (OCCRP ID), Will Neal (OCCRP), Laura Sánchez Ley.

To śledztwo dziennikarskie stanowi element wspólnego międzynarodowego projektu dziennikarskiego An Addictive War, poświęconego paradoksom powstałym w wyniku 50 lat zaangażowania władz Stanów Zjednoczonych w kwestie narkotykowe w Ameryce Łacińskiej. Projektem kieruje Centro Latinoamericano de Investigación Periodística (CLIP), a współpracują z nim Dromómanos, Ponte Jornalismo (Brazylia), Cerosetenta (Kolumbia), El Faro (Salwador), El Universal oraz Quinto Elemento (Meksyk), IDL-Reporteros (Peru), Organized Crime and Corrupption Reporting Project (OCCRP), Verdad Abierta (Kolumbia) oraz El Nuevo Herald/Miami Herald (Stany Zjednoczone).

Tekst jest przedrukiem artykułu Organised Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP)  –międzynarodowej sieci dziennikarzy śledczych, do której należy Fundacja Reporterów.

Oryginał w wersji angielskiej został opublikowany na occrp.org.

Avatar photo

OCCRP

Organised Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP) to międzynarodowa sieć dziennikarzy śledczych, do której należy Fundacja Reporterów.

CZYTAJ WIĘCEJ