Julia Dauksza, Anastasiia Morozova
Zdjęcie: Ruslan Lytvyn / Shutterstock
30 sierpnia 2022
Od początku wojny z Ukrainy wyjechały dwa miliony dzieci. Nie wszystkie mogły liczyć na właściwą opiekę
Czy kraje członkowskie Unii monitorują ich los? Czy przepisy chronią nieletnich bez opieki?
W ramach dziennikarskiego projektu Lost In Europe sprawdziliśmy, co dzieje się z samotnymi dziećmi-uchodźcami
W Polsce mogą liczyć na pomoc, ale ministerstwo rodziny ukrywa dane o nieletnich bez opieki
Ihor z Charkowa skończył 16 lat miesiąc po wybuchu wojny. Do Polski wjechał sam. Od maja mieszka w Częstochowie, opiekuje się nim tymczasowo polska rodzina. Znalazł ją przez Facebooka.
Alina, która przekroczyła granicę z Polską 27 lutego pod opieką przypadkowej kobiety, miała mniej szczęścia. Aby nie trafić do polskiego domu dziecka musiała wrócić do Ukrainy – już sama.
Na początku kwietnia hiszpańska policja uratowała dwie nastolatki z Chersonia z rąk rzekomego wujka, który chciał je sprzedać sutenerom w Maladze. Do Madrytu dotarły przez Warszawę.
Ilu nieletnich uchodźców z Ukrainy trafiło do krajów Unii bez prawnych opiekunów – nie wiadomo. Polski rząd dane o nieletnich bez opieki zaczął zbierać dopiero miesiąc po wybuchu wojny. Niektóre kraje w ogóle nie monitorują, co dzieje się z nieletnimi uchodźcami.
Z notatką przez granicę
16-letnia Alina całe życie spędziła w Trościańcu w regionie sumskim, zaledwie 30 km od Rosji. Miejscowość Rosjanie zajęli już w pierwszych dniach inwazji (okupowali ją do 26 marca). Oboje rodzice Aliny służą w ukraińskiej armii – dziewczyna postanowiła uciec do Polski, gdzie wcześniej dotarła jej ciotka. W podróż wyruszyła sama.
– 27 lutego przekraczałam granicę. Autobusem. Wątpiłyśmy z mamą, czy pozwolą mi wjechać bez kogoś dorosłego, więc mama zadzwoniła i poprosiła o przekazanie telefonu kobiecie, która siedziała obok w autobusie. Ta zgodziła się napisać notatkę, która pozwoliła mi na przekroczenie.
Wraz z odręczną notatką napisaną w imieniu matki, w towarzystwie nieznajomej (podała się za opiekunkę Aliny), 16-latka wjechała do Polski. W Warszawie spotkała się z ciotką.
Alina nie wiedziała, że wcale nie potrzebuje notatki. Dzieci poniżej 16 roku życia mogą wyjechać z Ukrainy tylko w towarzystwie rodziców lub opiekunów prawnych – chyba że z pisemną zgodą rodziców i pod opieką upoważnionego przez nich dorosłego. W chwili przyjazdu do Polski Alina miała 16 lat, mogła więc sama, tylko z paszportem, opuścić Ukrainę – na takich samych zasadach jak dorośli.
Nieletni bez opieki: łatwy łup
– Po skończeniu 16 lat każdy może samodzielnie przekroczyć granicę Ukrainy. Wystarczy paszport. Ale jeśli wjedzie sam, to jego zdolność do działania będzie znacznie ograniczona – mówi Oleh Ilnytsky, prawnik Ukraińskiej Helsińskiej Unii Praw Człowieka. – Dla krajów europejskich ten problem jest bardzo dotkliwy.
Historie warte uwagi.
Zapisz się na nasz Newsletter
żeby żadnej nie przegapić
W większości krajów Unii nieletni mają tak zwaną ograniczoną zdolność prawną. Osoba powyżej 15 roku życia może podjąć pracę sezonową bez zgody rodziców, ale nie może wynająć mieszkania czy otworzyć konta. W wielu krajach różna jest też górna granica obowiązku szkolnego.
Nieletni migranci lub uchodźcy bez opiekunów powszechnie uznawani są za grupę szczególnie narażoną na nadużycia: przemoc, handel ludźmi, wykorzystywanie seksualne czy pracę przymusową. Nieletnim bez opieki trudniej uzyskać ochronę międzynarodową.
Czy młodsze dziecko mogłoby wyjechać z Ukrainy w taki sam sposób jak 16-letnia Alina – pod opieką obcych, na podstawie odręcznej notatki? Na początku wojny przy przekraczaniu granicy z nieletnim ukraińscy strażnicy przez jakiś czas żądali zgody notarialnej od rodziców, jednak w warunkach wojny było to niewykonalne. W praktyce prawnicy doradzający ewakuującym dzieci rekomendowali przedstawienie jakiejkolwiek zgody pisemnej od rodziców dziecka.
Dzieci nie liczymy
Inaczej niż w Ukrainie, w strefie Schengen wszystkie osoby poniżej 18 roku życia są odprawiane na takich samych zasadach jak dorośli (jeśli mają dokumenty podróży). Straż Graniczna ma jedynie zwracać „szczególną uwagę” na nieletnich podróżujących samotnie lub z dorosłymi – zwłaszcza z pojedynczym, niespokrewnionym opiekunem – i upewnić się, że nie podróżują wbrew woli opiekunów prawnych. W razie jakichkolwiek podejrzeń Straż powinna wszcząć dochodzenie.
Jak taka weryfikacja działała w czasie wojny? Między 24 lutego a 31 marca z Ukrainy do Polski wyjechało ponad 2,37 mln obywateli Ukrainy, najwięcej między 27 lutego a 9 marca, kiedy granicę przekraczało codziennie od 100 do 140 tys. ludzi. Według Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców (UNHCR) i i UNICEF – funduszu ONZ na rzecz dzieci, 1,1 mln z wjeżdżających od 24 lutego do końca marca byli nieletni. W większości uchodźcami – ponad 90 proc. – były kobiety i dzieci (dekret o wprowadzeniu stanu wojennego w Ukrainie zakazuje mężczyznom w wieku 18-60 lat wyjazdu z kraju).
W pierwszych dniach wojny priorytetem dla Polski i Ukrainy było odprawienie jak największej liczby uchodźców – po polskiej stronie czekali na nich wolontariusze, organizacje pozarządowe oraz ludzie oferujący transport i zakwaterowanie. Jednocześnie już w marcu UNICEF ostrzegał, że na trudnej sytuacji mogą żerować przestępcy i handlarze ludźmi, powołując się na dane z Rumunii, gdzie w pierwszych trzech tygodniach wojny zidentyfikowano ponad 500 nieletnich z Ukrainy bez opieki.
– Było dużo dzieci, które były wsadzane do pociągu, przez rodziców. Same – opowiada nam osoba zaangażowana w ewakuację po stronie NGO, prosząc o anonimowość. – To była desperacja: jest wojna, nie wiadomo co z nimi zrobić, niech jadą do bezpiecznego miejsca, żeby przeżyły. To się działo zanim wprowadzono jakiekolwiek ustawy.
Zapytaliśmy polską Straż Graniczną, ilu nieletnich podróżujących bez opiekunów prawnych zidentyfikowano na granicy z Ukrainą od początku wojny do końca marca. Odpowiedź: Straż Graniczna nie zbiera takich danych. Rzeczniczka Anna Michalska nie widzi w tym problemu. Zapewnia, że osoby nieletnie ewakuujące się z Ukrainy podróżowały pod opieką dorosłych. Z jej odpowiedzi początkowo można wnioskować, że zjawiska nieletnich podróżujących bez opieki w Polsce nie ma.
Według rzeczniczki, jeśli jakieś dziecko nie miało opiekuna prawnego, trafiało do Stalowej Woli, gdzie powstało miejsce dla dzieci ewakuowanych m.in. z ukraińskich domów dziecka.
Ile było takich przypadków – nie wiemy,, bo Straż Graniczna nie prowadzi ich ewidencji. Odsyła nas do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Co działo się z nieletnimi bez opieki, którzy przekroczyli granice przed 4 marca – czyli zanim powstało centrum w Stalowej Woli? Nie wiadomo.
Porządki robione na szybko
Po pierwszych dniach, gdy granicę przekracza nawet 100 tys. osób dziennie, ewakuowane są domy dziecka i rodziny zastępcze. Te ostatnie to zwykle samotni dorośli mający pod opieką kilkoro dzieci o różnych nazwiskach – co wzbudza podejrzliwość na przejściach granicznych. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej powołuje jednostki, które zajmują się ewakuacją i rozmieszczeniem w Polsce dzieci z pieczy zastępczej oraz bez opieki rodziców: Sztab Ewakuacji Dzieci oraz Sztab Miejsc dla Dzieci. 4 marca powstaje Centrum (tzw. hub) w Stalowej Woli. Początkowo ma przyjmować dzieci z domów dziecka z opiekunami oraz rodzin zastępczych, prezydent Stalowej Woli prosi o niekierowanie tam pojedynczych dzieci czy rodzin. Według wstępnych założeń dzieci mają przebywać tam do 48 godzin, po czym być kierowane dalej.
12 marca polski Sejm przyjmuje specustawę ukraińską, która przewiduje możliwość ustanowienia opiekuna tymczasowego dla nieletniego uchodźcy bez opieki.
Ustawa powstaje z myślą o rodzinach zastępczych i domach dziecka: w Ukrainie rodziny zastępcze powołują samorządy, w Polsce sądy, nie ma więc możliwości uznania ukraińskich dokumentów rodzin zastępczych w Polsce (ten problem opisywało OKO.press). Instytucja opiekuna tymczasowego sprawia, że ci zastępczy z Ukrainy muszą prosić polski sąd o opiekę nad dziećmi, którymi zajmowali się w Ukrainie (piszemy o tym dalej). W marcu powstaje pierwsza instrukcja postępowania z małoletnimi bez opieki przekraczającymi granicę.
Już 22 marca ustawa zostaje znowelizowana – zakłada stworzenie ewidencji ukraińskich dzieci z pieczy zastępczej i tych, które wjechały na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej „bez opieki osób sprawujących faktyczną pieczę nad nimi”. Koszt utworzenia i utrzymania rejestru ma wynosić trzy miliony złotych.
Kim jest osoba sprawująca pieczę faktyczną nad dzieckiem? To osoba, pod której opieką dziecko fizycznie pozostaje – na czas rozłąki z rodzicami lub na stałe. Nie musi być spokrewniona z dzieckiem ani posiadać prawnego tytułu do opieki nad nim. Nie wiadomo, jak szeroko autorzy rejestru definiują „opiekuna faktycznego”, którego towarzystwo zwalnia z zgłoszenia do rejestru.
Ministerstwo: chyba mamy problem
Podsekretarz stanu w MRiPS, Barbara Socha tak tłumaczy to na sejmowej komisji: „Oczywiście mamy do czynienia z przypadkami szczególnymi, które polegają na tym, że trafiają do nas – i tych przypadków jest niestety coraz więcej z dnia na dzień – dzieci zupełnie bez opieki, które przyjeżdżają nawet nie z przypadkowymi osobami, po prostu same. Szczególnie to dotyczy transportów kolejowych. No i jest to rzeczywiście problem. Jest też problem z nastolatkami. Czekamy tutaj na wytyczne czy oczekiwania strony ukraińskiej, co zrobić z szesnasto-, siedemnastolatkami, którzy sami przekraczają legalnie granicę. To jest legalne, na podstawie paszportów mogą sami przekraczać granicę. Co powinniśmy z nimi w Polsce robić, jak postępować? Jest szereg takich problemów, nad którymi pracujemy.”
Z wprowadzoną ewidencją jest problem – musi działać wstecz. 24 marca Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak apeluje do organizacji i osób prywatnych, które przywożą do kraju ukraińskie dzieci, aby rejestrowali je w ewidencji.
Pytamy Rzecznika o skalę problemu: ile dzieci przekroczyło granicę z Polską bez opiekuna prawnego?
Ale Biuro Rzecznika Praw Dziecka nie dysponuje danymi, o które pytamy. Odsyła nas do Straży Granicznej, która już wcześniej odesłała nas do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej.
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, odpowiedzialne za stworzenie ewidencji nieletnich, od maja nie odpowiedziało nam na pytanie, ilu małoletnich bez opiekunów trafiło do rejestru.
Damy ci wodę i opiekę
Co z nastolatkami, które wjechały do Polski bez opiekunów prawnych i nie trafiły do ewidencji? Muszą znaleźć sobie tak zwanego opiekuna faktycznego – najczęściej na własną rękę.
Ihora z Charkowa o świcie 24 lutego obudziły głośne wybuchy. W pierwszych dniach wojny wraz z ojcem, dziadkami, młodszym bratem i kotem uciekał do schronu w piwnicy kilka razy dziennie. W czasie alarmów bombowych coraz częściej myślał o wyjeździe. Na samodzielną podróż do Polski zdecydował się w kilka dni po ukończeniu 16 lat. 11 kwietnia wsiadł w pierwszy pociąg Charków-Lwów i o wschodzie słońca dotarł na Dworzec Główny we Lwowie: – Potrzebowałem trochę czasu, aby wymyślić dalszy plan. Postanowiłem odpocząć we Lwowie, przenocować. Znalazłem stronę internetową z kontaktami wolontariuszy, zadzwoniłem do kogoś i dostałem kąt u pewnej rodziny.
Po nocy spędzonej we Lwowie Ihor kontynuuje swoją drogę i szuka autobusu, który zawiezie go do granicy. W końcu przekonuje jakiegoś mężczyznę, który prowadzi minivana i zbiera 6-osobową kompanię, aby zabrać ich na przejście.
– Na granicy ukraińskiej przepuścili mnie bez problemu, ale na polskiej dziwnie się na mnie patrzyli: jakieś dziecko samo, w drodze? Strażnik zabrał mnie do jakiegoś pokoju i powiedział, że osoby niepełnoletnie nie mogą same wjechać do Polski. Powiedział, że zostanę zabrany do miejsca dla uchodźców, gdzie jest jedzenie i woda, a tam znajdą mi tymczasową opiekę w Polsce.
Przyszli opiekunowie kontaktują się z nim przez Messengera. Następnego dnia jest już w drodze do Częstochowy. Wolontariusze puścili go z ludźmi, których widzieli pierwszy raz w życiu.
Po Ihora i inną dziewczynkę, którą również zatrzymano, przyjeżdża para strażników. Zabierają ich do hubu w Stalowej Woli.
Na miejscu Ihor dostaje łóżko – jedno z wielu ustawionych w hali sportowej. Jego nowe otoczenie to puste trybuny, kosze do koszykówki nad głową i setki nowych twarzy. Choć dzieci w hubie mają przebywać nie dłużej niż dwa dni, Ihor spędza tam ponad miesiąc.
Życie w hubie nie jest ciekawe, ale jest bezpieczny. Cała rozrywka to spacery, gra w małego tenisa i koszykówkę, rysowanie i czytanie. Płatki zbożowe na śniadanie, zupa na obiad i trochę konserw na kolację. – Nie miałem zamiaru zostawać długo, ale tak właśnie spędziłem 49 dni – mówi Ihor.
Rodzina z Facebooka
Chłopak przyznaje, że zazwyczaj w jego „pokoju” znajdowało się ok. 40-50 osób. Dla jednej grupy, dzieci w towarzystwie rodziców, hub był faktycznie miejscem wytchnienia. Drugą grupę stanowiły dzieci powyżej 16 roku życia. – Wszystkim tym, którzy byli bez opiekuna, obiecano, że go znajdą. Ale mijały dni i nie było żadnej informacji – mówi Ihor.
1 czerwca polskie władze decydują o zamknięciu hubu w Stalowej Woli (choć nadal przebywa tam kilkoro dzieci). – Na koniec była nas dziesiątka. Przeniesiono nas do remizy – wspomina chłopak. Kolejne dwa tygodnie wyglądają podobnie jak te w hubie. Opiekuna wciąż nie ma.
Jedna z wolontariuszek mówi mu, że jeśli w najbliższym czasie nie znajdzie opiekuna, to trafi do domu dziecka. Proponuje, aby na Facebooku ogłosić nabór na tymczasowego rodzica (zgodnie z opisaną wyżej ustawą o możliwości przyznania nieletnim uchodźcom tymczasowego opiekuna). Na jednej z grup dla ukraińskich uchodźców Ihor pisze takie ogłoszenie.
Przyszli opiekunowie kontaktują się z nim przez Messengera. Następnego dnia jest już w drodze do Częstochowy. Jak to możliwe, że wolontariusze puścili go z ludźmi, których widzieli pierwszy raz w życiu? – Porozmawiali z nimi chwilę i uznali, że to dobra opcja dla mnie – mówi Ihor.
Ihor ma szczęście. Para z Częstochowy ma dobre intencje. Tydzień później udaje jej się uzyskać zgodę na tymczasową opiekę nad chłopcem. Dziś Ihor mieszka w prywatnym domu z dwójką innych ukraińskich dzieci-uchodźców, jego tymczasowymi rodzicami i ich własnymi dziećmi.
Wyjazd albo dom dziecka
Dla Aliny z Trościańca przekroczenie granicy z odręczną notatką to początek kłopotów. W Warszawie spotyka się z ciotką. Nie mają pojęcia, gdzie się zatrzymać i co robić.
Alina: – Trafiliśmy do domu komunalnego zorganizowanego przez polskie władze. Przypominało to akademik. Po przyjeździe zostałam tam po prostu wpisana na listę. Ciocia pomogła mi zdobyć PESEL, na tej podstawie poszłam do szkoły.
Alina zaczyna przyzwyczajać się do nowego środowiska, uczyć się polskiego. Mieszka z ciotką wśród innych uchodźców i chce skończyć rok szkolny w Warszawie. Jej plan zmienia się nagle.
– Pewnego dnia przyszedł do nas jakiś człowiek i powiedział, że nie mogę tam mieszkać bez opiekuna [prawnego – red.]. Że musimy iść do sądu i złożyć wniosek o tymczasowego opiekuna. Próbowałam się dowiedzieć, jak złożyć wniosek, ale to było zbyt trudne. Nikt, kogo pytaliśmy, nie wiedział, jak to zrobić. Trudno jest znaleźć informacje, gdy nie zna się języka. Zrozumiałam jednak, że na pewno nie dostanę decyzji szybko. Był piątek. Mężczyzna zagroził, że jeśli nie dostarczymy decyzji w poniedziałek, to zostanę zabrana do domu dziecka. Musiałam wrócić do Ukrainy.
Jeszcze w ten sam weekend Alina wraca do wyzwolonego z końcem marca Trościańca tak, jak z niego wyjechała – sama.
Zapytaliśmy Ministerstwo Sprawiedliwości o liczbę złożonych wniosków o ustanowienie opiekuna tymczasowego dla nieletnich przebywających w Polsce bez opieki. Pod koniec maja było ich ponad 20 tys. Nie wiadomo jednak, kto je składał – ministerstwo nie gromadzi takich danych. Można podejrzewać, że w dużej mierze wnioski dotyczą dzieci w pieczy zastępczej. Według naszych rozmówców z organizacji, które pracowały przy ewakuacji, do Polski trafiło najwyżej 4 tys. ukraińskich sierot. To liczba bliska tej, którą uzyskaliśmy od Narodowej Socjalnej Służby Ukrainy, odpowiedzialnej za ewakuację dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej. Według ich danych do Polski od końca lutego ewakuowano 3718 nieletnich z opieki zastępczej. W tym 1653 dzieci z placówek takich jak np. domy dziecka, a pozostałe – adoptowane do innych form opieki. Takich jak rodziny zastępcze, których do Polski trafiło przynajmniej 200, każda ma pod opieką od kilku do kilkunastu dzieci. Poza sierotami, ukraińskich dzieci przebywających w Polsce bez ustawowych opiekunów może być nawet kilkanaście tysięcy. Kim są, pod czyją opieką się znajdują? Nie sposób się tego dowiedzieć.
Z wujkiem do Malagi
Na początku kwietnia madrycka policja aresztowała 41-latka, podającego się za wujka podróżujących z nim dziewczynek – 15-latki i 16-latki z Chersonia. Hiszpańscy śledczy ustalili, że niespokrewnione z nim nastolatki opuściły Ukrainę wbrew woli rodziców, a mężczyzna zmierzał do Malagi, gdzie jego podopieczne miały zostać prostytutkami. Do Hiszpanii dotarł autobusem z Warszawy. Został aresztowany tylko dzięki czujności współpasażerów.
W ramach dziennikarskiego projektu Lost In Europe zadaliśmy pytania kilkunastu rządom o dzieci-uchodźców bez opieki. Spośród 13 państw, do których trafiły pytania, tylko cztery podały, ile ukraińskich dzieci bez opieki przyjęły, wraz z informacją o ich wieku i płci. Trzy kolejne podały tylko ogólną liczbę.
Pewne światło na skalę zjawiska rzucają szczegółowe dane gromadzone we Włoszech: zarejestrowano tam 2995 ukraińskich nastolatków bez rodziców, z których 288 przybyło całkowicie bez opieki i znajduje się obecnie pod pieczą zastępczą (reszta znajduje się pod opieką krewnych).
Cztery kolejne kraje odmówiły lub nie udzieliły odpowiedzi. Hiszpania odpowiedziała, że mogłoby to zaszkodzić obustronnym relacjom z Ukrainą („This type of statistical data could lead to problems in Spain’s foreign relations with the possible affected countries”).
Infografika: Anastasiia Morozova
Zdjęcie otwarciowe: mały ukraiński uchodźca na dworcu we Lwowie, w Ukrainie, 7 marca 2022 r.