Urszula Kifer, Grzegorz Broniatowski, Anastasiia Morozova (Frontstory.pl)
Davide Mancini (Voxeurop)
György Folk, László Arató (Eurologus)
Zdjęcie: Michał Kość / Forum
7 lutego 2024
Wielkie pożary lasów i łąk są jednym z najbardziej spektakularnych skutków postępującej katastrofy klimatycznej. Z roku na rok w mediach coraz więcej miejsca zajmują relacje z żywiołu pustoszącego Kanadę, Australię, Grecję czy Portugalię. Wzrost temperatur oznacza jednak, że zagrożenie rośnie we wszystkich rejonach świata – także w Polsce.
Ogień zauważył pracujący na polu rolnik. Ciężko było uwierzyć, że płonąć mogą bagna i mokradła Biebrzy – ale panująca jesienią 2020 r. susza sprawiła, że tamtejszy torf bardziej przypominał słomę. Silny wiatr wzmagał pożar i utrudniał akcję ratunkową. 1,5 tys. strażaków – zawodowych i ochotników – walczyło z żywiołem przez tydzień. Objął 5,5 tys. ha niezwykle cennych przyrodniczo terenów.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym zaszokował Polaków, którzy przez kolejne dni śledzili w mediach relacje z jego gaszenia (na zdjęciu otwarciowym). Wydawał się niezrozumiałym wybrykiem natury. Niestety, w miarę postępujących zmian klimatycznych takie obrazki możemy widywać coraz częściej. Czy jesteśmy na to przygotowani?
Wraz z kolegami z European Data Journalism Network postanowiliśmy porównać stopień przygotowania na to zagrożenie w trzech krajach: zaczęliśmy od Portugalii, która z gwałtownymi pożarami zmaga się od lat, następnie przyjrzeliśmy się Węgrom, w których ocieplenie klimatu staje się coraz bardziej odczuwalne, a skończyliśmy na Polsce, w której świadomość zagrożenia jest wciąż znikoma. Czego kraje Europy Środkowej mogą nauczyć się na podstawie tego, co już dziś się dzieje na południu naszego kontynentu?
Dlaczego w ogóle warto analizować to zjawisko? Odpowiedzi dostarczają nam wizualizacje przygotowane przez hiszpańską redakcję Civio, także należącą do EDJNet. Pokazują one, jak we wszystkich trzech krajach w ostatnich latach rośnie stopień zagrożenia pożarowego.
Rzut oka na mapę wystarcza, aby zdać sobie sprawę z realiów panujących od lat w Portugalii. Kraj ten, zarówno ze względu na swoje położenie na południu Europy, jak i na licznie występujące plantacje eukaliptusa, znajduje się w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o poziom zagrożenia pożarem.
W przypadku Węgier widać wyraźnie, że nie tylko dni z wysokim poziomem zagrożenia pożarowego są coraz częstsze, ale także występują na coraz większym obszarze, obejmując obecnie w zasadzie cały kraj.
Polska wciąż jest w najlepszej sytuacji pod względem poziomu zagrożenia pożarem, niestety, także w naszym kraju widać wyraźną tendencję: dni o ekstremalnym i bardzo wysokim ryzyku pożaru lasu są częstsze i występują na większym obszarze.
Interesująco wygląda zestawienie liczby pożarów i ich powierzchni. W Polsce i Portugalii spaleniu ulega podobny obszar, ale w Polsce ich liczba jest dwu-trzykrotnie większa. Oczywiście zdarza się wyjątkowy rok i wyjątkowy pożar – tak jak ten w Biebrzańskim Parku Narodowym w 2020 r.
Kwestia prognozowania i wykrywania zagrożenia pożarowego kuleje w Węgrzech, gdzie brak odpowiednich narzędzi. W Polsce i w Portugalii prężnie działają zintegrowane systemy przewidujące i monitorujące nadchodzące oraz obecne zagrożenie pożarowe, które są dostępne online.
W Portugalii kwestie szalejących w sezonie letnim pożarów są na tyle powszechne, że służby obrony cywilnej udostępniają online mapy z aktywnymi pożarami i akcjami gaśniczymi w czasie rzeczywistym, z której obywatele chętnie korzystają dla własnego bezpieczeństwa.
Polska prowadzi pod względem liczby elektronicznych narzędzi do obserwacji i wykrywania pożarów (242) oraz wież obserwacyjnych (420). Portugalia korzysta ze 120 kamer zainstalowanych w najbardziej strategicznych miejscach oraz 230 punktów, w których obserwacja prowadzona jest na żywo. Służby węgierskie nie korzystają z elektronicznych narzędzi, nie udostępniły też informacji, ile posiadają wież obserwacyjnych.
Gdy pożar zostanie wykryty, Polacy stawiają na ciężki sprzęt lądowy – mają do dyspozycji 20 tys. wozów strażackich, których flota jest systematycznie, co roku unowocześniania z funduszy zarówno krajowych, jak unijnych. Służby portugalskie mają jedynie niecałe 3 tys. tego typu pojazdów. Nie udało nam się uzyskać precyzyjnych liczb z Węgier – jedynie informację, że strażacy stosują tam 63 różne typy pojazdów, a 30 spośród posiadanych przez nich wozów jest wyposażonych w sprzęt do walki z pożarami lasów.
W powietrzu Portugalczycy dysponują istną flotą: 18 średnich samolotów mogących zrzucić jednorazowo 3000 litrów wody oraz cztery jednostki o pojemności 5000 litrów. Do tego 46 helikopterów, z czego trzy naprawdę duże, ze zbiornikami o pojemności 4000 litrów. Polskie służby pożarnicze nie dysponują własnymi samolotami ani śmigłowcami, posiadają jedynie osiem zbiorników „bambi bucket”, o pojemnościach między 680 a 3000 litrów, które podczepiają do wynajmowanych śmigłowców, lub policyjnego Black-Hawka. Na usługach Lasów Państwowych lata pięć samolotów PZL M18 Dromader, konstrukcji z lat 70.
Łopata lepsza od wozu
Skąd aż tak duże różnice? Wyjaśniają to nam Przemysław Rembielak oraz Bartosz Klich, zawodowi strażacy z wieloletnim doświadczeniem z kilku kontynentów, którzy byli w nie jednym ogniu.
– Choć podczas weekendowego spaceru po polskim lesie może nie być to widoczne, to nasze lasy są poszatkowane kratownicą dobrze przygotowanych, utrzymanych i dokładnie zmapowanych dróg pożarowych, które nadzorują Lasy Państwowe. Do tego dochodzą punkty czerpania wody i wyznaczone miejsca do manewrowania – wszystko przygotowane jest pod ciężkie pojazdy, które przywiozą dużo wody – mówią strażacy. – Dla porównania, podczas olbrzymich pożarów w Szwecji w 2018 r. przed wozami strażackimi z wodą musiały jechać harwestery, olbrzymie maszyny do wielkoobszarowych wycinek leśnych, aby stworzyć drogi dojazdowe na bieżąco, ponieważ las nie był przygotowany przez miejscowych leśników pod tym kątem.
– W Portugalii wygląda to zupełnie inaczej. Wąskie, kręte drogi, które kończą się chwilę za miejscowościami – to warunki, do których kilkunastotonowe pojazdy z niewielkimi zbiornikami wodnymi nie są przystosowane – dodają strażacy
– Polacy z 17 samochodów są w stanie zbudować 3 km węża, ale grubego, o średnicy 110 mm, czyli odpowiedniej przepustowości do gaszenia budynków, magazynów, składowisk śmieci. Na południu Europy 3 km węży przywozi jeden samochód, bo do gaszenia pożarów lasów i łąk 25 mm średnicy jest wystarczające, woda leci wolniej, można ją efektywniej wykorzystać. Do tego piechota, z łopatami do grzebania czy dogaszania. Te relatywnie proste zadania są w stanie wykonać przeszkoleni ochotnicy pod okiem wykwalifikowanych dowódców, nie trzeba wysyłać zawodowych strażaków przez pół kraju lub co się często zdarza, także z drugiego końca Europy – tłumaczą eksperci.
Po pierwsze: prewencja
Oczywiście, pożarom zawsze lepiej starać się zapobiegać, niż musieć je gasić. To wymaga jednak myślenia na lata, a czasem na dekady wprzód.
Jednym z największych problemów ocieplającego się świata są pożary występujące na styku terenów zurbanizowanych i przyrodniczych – w literaturze przedmiotu miejsca takie nazywa się angielskim terminem Wildland-Urban Interface (WUI).
Z powodu rosnącej populacji i migracji z miast pożary lasów i łąk coraz częściej stają się niszczycielskie dla ludzkiej infrastruktury i dla ludzkiego życia – wystarczy przypomnieć tragiczną historię amerykańskiego miasteczku Paradise, położonym w malowniczym zakątku Kaliforni, u stóp gór Sierra Nevada. Gdy w 2018 r. w okolicznym lesie wybuchł pożar, ewakuacja ze zbyt gęsto zabudowanych osiedli możliwa była jedną jedyną drogą wyjazdową. W katastrofie zginęło 85 osób, zniszczonych zostało 18 tys. budynków. W ciągu kilku godzin dla mieszkańców ich mały raj stał się rozpalonym piekłem.
Z tego zagrożenia dobrze zdaje sobie sprawę najbardziej doświadczona ogniem Portugalia. W kraju tym sporządzane są Miejskie Plany Ochrony Przeciwpożarowej Lasów (PMDFCI), które identyfikują gęsto zaludnione obszary w obrębie lub w sąsiedztwie obszarów leśnych o wysokim ryzyku pożarów. Władze gminne są odpowiedzialne za ustanowienie stref ochronnych o minimalnej szerokości 100 m. Problemem bywa jednak inwentaryzacja takich miejsc, w efekcie władze często przede wszystkim reagują na zgłoszenia istniejących zagrożeń.
Niestety, podobnych przepisów nie ma wciąż ani na Węgrzech, ani w Polsce – mimo że eksperci ostrzegają, że w niedalekiej przyszłości takie sielsko położone domy i osiedla mogą mierzyć się z takim samym niebezpieczeństwem jak na południu Europy.
Innym niezwykle skutecznym narzędziem prewencyjnym są kontrolowane wypalania, w analizywanych przez nas krajach wciąż stosuje się je jednak bardzo ostrożnie. Na Węgrzech w ogóle nie istnieje taka kategoria. W Polsce stosuje się je eksperymentalnie do ochrony czynnej wrzosowisk. W Portugalii na razie wypalana są używane wybiórczo w wybranych lokalizacjach, planowane jest jednak upowszechnienie tej metody.
Minimalizacja ryzyka pożaru to ważne zadanie dla instytucji zarządzających lasami i innymi terenami przyrodniczymi. Oprócz tak oczywistych działań jak tworzenie pasów przeciwpożarowych czy utrzymywanie dróg dojazdowych, ciekawym kierunkiem jest planowanie składu gatunkowego przyszłych lasów pod kątem ich odporności na żywioł. Problem ten jest najbardziej widoczny w Portugalii, gdzie podejmowane są starania, aby zastępować eukaliptusa, nie występującego tam naturalnie i niezwykle łatwopalnego, rodzimymi gatunkami, które stwarzają o wiele mniejsze zagrożenie pożarowe.
Jeśli dziś czujemy, że problem nas nie dotyczy, przypomnijmy sobie obrazy z płonących biebrzańskich bagien. W najbliższych latach nie uda nam się zapobiec postępującej suszy i coraz wyższym temperaturom – warto jednak myśleć o tym, jak zmniejszyć możliwe straty.
Artykuł został opublikowany w ramach projektu „FIRE-RES” współfinansowanego przez Unię Europejską (UE). UE nie ponosi żadnej odpowiedzialności za informacje lub poglądy wyrażone w ramach projektu. Odpowiedzialność za treść ponosi wyłącznie EDJNet. Więcej informacji na stronie FIRE-RES