Daniel Flis
Ilustracja: Toom Tragel /Delfi Estonia
8 lipca 2024
Komisja Europejska zapewnia, że europejskie firmy do końca roku będą w stanie produkować od 1,4 do 1,7 mln sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm rocznie. W rzeczywistości europejskie moce produkcyjne mogą być niemal trzykrotnie mniejsze.
Oficjalnie Polska Grupa Zbrojeniowa jest w stanie wyprodukować zaledwie 30-40 tys. pocisków kalibru 155 mm rocznie. Według ekspertów z branży realne tempo może być jeszcze mniejsze. Zbrojeniówka od ponad roku czeka na rządowe pieniądze na inwestycje
– Niedługo minie dokładnie rok, odkąd zaczęliśmy pracować na tej maszynie. Może zrobić wszystko – zachwala Artur, oficer z 40. Samodzielnej Brygady Artylerii Ukraińskich Sił Lądowych na linii frontu w obwodzie charkowskim. Może trafić każdy cel: bunkier, schron, ziemianki, domy, pojazdy ciężkie, średnie, lekkie i piechotę. Absolutnie każdy cel, z wyjątkiem, oczywiście, celów powietrznych – w ten sposób Artur opowiada o Krabie.
To słynna armatohaubica, produkowana w Polsce. Dla laika nie różni się od czołgu: ma długą lufę, wieżyczkę, porusza się na gąsienicach. Pełni jednak zupełnie inną rolę. Czołgi służą do bezpośredniego starcia na krótkich i średnich dystansach. Armaty o natowskim kalibrze 155 mm, takie jak Krab, rażą wroga z drugiego szeregu, na odległość nawet 40 km.
W maju 2022 r. Ukraina po raz pierwszy otrzymała działa artyleryjskie w standardzie NATO. Według Ołeksija Reznikowa, byłego ukraińskiego ministra obrony, ten rodzaj zachodniej broni ma ogromne znaczenie dla sił ukraińskich.
– Jestem przekonany, że pociski 155 mm dla ukraińskich żołnierzy były pierwszym game-changerem w tej wojnie. Dostaliśmy niemal nieograniczony dostęp do pocisków bardziej zaawansowanych technologicznie, o większym zasięgu i precyzji – mówi nam Reznikow. Według byłego ministra oznacza to, że do trafienia w cel potrzebne są tylko dwa pociski zamiast dziesięciu standardowych pocisków radzieckich. – Wojna to matematyka – uważa Reznikow.
Nielimitowany dostęp z początku wojny to już jednak przeszłość. Obecnie Ukraina i cała Europa borykają się z niedoborem kluczowej amunicji 155 mm.
Według Rustema Umierowa, obecnego ukraińskiego ministra obrony, Ukraina potrzebuje 200 tys. takich pocisków artyleryjskich miesięcznie, aby przegonić Rosję ze swojego terytorium.
Niezależne dziennikarstwo śledcze opiera się na wsparciu
niezależnych osób. Wspieraj nas i zobacz to, co inni chcą ukryć.
Rosja w ostatnich latach zwiększyła produkcję amunicji. Według estońskiego ministerstwa obrony do 2024 r. reżim Putina wyprodukuje aż 4,5 mln pocisków artyleryjskich, w tym pocisków radzieckiego standardu 152 mm.
Zachód nie nadąża za tym tempem – i nie spełnia obietnic danych Ukrainie. A Polska? Jest wśród krajów, które nie są w stanie wyprodukować amunicji wystarczającej do obrony własnych granic choćby przez pierwszy tydzień ewentualnego konfliktu.
Dzięki inwestycjom w przemysł zbrojeniowy Europa będzie w stanie wyprodukować 1,3 mln albo nawet 1,7 mln pocisków kalibru 155 mm do 2024 r. – zapowiadał Thierry Breton, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego. W odpowiedzi na nasze pytania rzecznik Komisji Europejskiej potwierdził te szacunki.
Śledztwo przeprowadzone przez FRONTSTORY.PL we współpracy z europejskimi partnerami pokazuje, że rzeczywista produkcja amunicji artyleryjskiej jest dużo skromniejsza niż szacunki i obietnice urzędników.
#AbsentAmmo
Dziewięć redakcji z całej Europy zbadało stan produkcji pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm, mogących wesprzeć Ukrainę w wojnie z Rosją.
Przeprowadziliśmy dziesiątki wywiadów z producentami i nabywcami amunicji, ministrami, politycznymi doradcami i ekspertami. Odwiedziliśmy targi broni, fabryki i linię frontu w Ukrainie. W dochodzeniu wzięły udział The Investigative Desk, Die Welt, investigace.cz, VSquare.org, FRONTSTORY.PL, Delfi Estonia, Iltalehti, Ján Kuciak Investigative Centre i Schemes RFE/RL.
Bez Stanów nie ma czym strzelać
Wsparcie dla Ukrainy to jeden z głównych tematów dwudniowego szczytu NATO w Waszyngtonie. Ewentualne objęcie urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa może oznaczać, że to wsparcie spadnie głównie na barki rządzących z naszego kontynentu. Według Bretona Europa musi „wziąć większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, niezależnie od wyników wyborów wśród naszych sojuszników co cztery lata”.
Wsparcie dla Ukrainy ze strony Europy jest obecnie drugorzędne. Wprost przyznał to Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla „Washington Post” w marcu: „Brak wsparcia USA oznacza, że nie mamy obrony powietrznej, rakiet Patriot, zagłuszaczy do walki elektronicznej ani pocisków artyleryjskich 155 mm”.
Według danych opublikowanych przez rząd USA, od początku inwazji Stany wysłały do Ukrainy ponad 3 mln pocisków artyleryjskich 155 mm, a także ponad milion innych pocisków dużego kalibru. Ukraińskie Ministerstwo Obrony informuje, że w tym samym okresie otrzymało od Unii Europejskiej zaledwie nieco ponad pół miliona pocisków różnych kalibrów.

Nie udało nam się ustalić, ile pocisków 155 mm przekazały poszczególne kraje Unii, ponieważ nie wszystkie udostępniają takie dane. Należy do nich Polska. Resort obrony narodowej w odpowiedzi na pytania FRONTSTORY.PL stwierdził, że to dane objęte tajemnicą.
Dwaj znani badacze, Franz-Stefan Gady i Michael Kofman z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS), ogłosili w lutym, że na linii frontu Ukraina będzie potrzebować około 75-90 tys. pocisków artyleryjskich miesięcznie, aby prowadzić wojnę defensywną i ponad dwukrotnie więcej – 200-250 tys. – w przypadku poważnej ofensywy.
„Na tym etapie zachodnia koalicja polega głównie na zapasach amerykańskich, aby utrzymać dolny zakres tej liczby, i nie ma amunicji, aby wesprzeć dużą ofensywę w przyszłym roku” – twierdzą Gady i Kofman.
Na co może więc liczyć Ukraina i Unia Europejska w razie zakręcenia kurka z pomocą od Stanów?
Po co się oszukiwać?
Co do wielkości mocy produkcyjnych UE nie ma zgody nawet wewnątrz Komisji Europejskiej. Komisarz Thierry Breton utrzymuje, że wynoszą one 1,7 mln pocisków 155 mm rocznie. Z kolei jego kolega, Joseph Borrell, szef spraw zagranicznych UE, twierdzi, że tylko 1,4 mln.
W odpowiedzi na nasze pytania rzecznik Komisji Europejskiej wyjaśnił, że dane będące podstawą tych szacunków zostały zebrane pod koniec 2022 r. Breton potwierdzał je później podczas wizyt w spółkach zbrojeniowych 15 państw członkowkich i w rozmowach z krajowymi władzami. Następnie były dopracowane przez ekspertów Komisji w porozumieniu z przedstawicielami firm zbrojeniowych.
Rzecznik zaznaczył też, że nie wszystkie zdolności produkcyjne są jawne dla mediów ze względów bezpieczeństwa.
Trzeba w tym miejscu też zaznaczyć, że znaczną część amunicji państwa UE produkują na własne potrzeby. Według Borrella, 40 proc. europejskiej produkcji wyjeżdża poza granice Unii.
Dobrze poinformowane źródło z branży zbrojeniowej w rozmowie z nami twierdzi, że te liczby są wyssane z palca. – Nie ma mowy o 1,7 mln pocisków artyleryjskich w całej Europie – słyszymy od naszego rozmówcy. Według niego moce na 2024 r. wynoszą mniej niż pół miliona pocisków. – Prawdopodobnie 400 tys., może nieco mniej – dodaje.
– Bardzo złym pomysłem jest przekonywanie samych siebie, że mamy trzykrotnie większe moce produkcyjne i podejmowanie decyzji na tej podstawie. Potem nagle okazuje się, że nic nie wychodzi z fabryk i nie można niczego dostarczyć Ukrainie i NATO – mówi nam przedstawiciel branży.
Prezentacja niemieckiej firmy zbrojeniowej Rheinmetall, którą widzieliśmy, potwierdza, że moce produkcyjne w Europie są znacznie poniżej obietnic Bretona. Dokument ze stycznia tego roku, opisujący plany firmy na przyszłość, jest przeznaczony dla inwestorów. Zgodnie z nim, pozostali najwięksi europejscy producenci, NAMMO (Norwegia i Finlandia), NEXTER (obecnie KNDS Francja), BAE (Szwecja i Wielka Brytania) i MSM Group (Słowacja), w tym roku mogą razem wyprodukować mniej niż 200 tys. pocisków.
Według prezentacji ze stycznia 2024 r. Rheinmetall oszacował swoje własne moce produkcyjne, w tym moce nowej hiszpańskiej spółki-córki Expal, na około 350 tys. sztuk amunicji.
Z publicznych danych Rheinmetall i innych spółek zbrojeniowych wynika, że Europa może wyprodukować ok. 1 mln pocisków do końca roku, ocenia Magnus-Valdemar Saar, dyrektor Estońskiego Centrum Inwestycji Zbrojeniowych. – Obawiam się, że może to być teoretyczna zdolność produkcyjna, a wyprodukujemy znacznie mniej – dodaje jednak.
Estońskie ministerstwo obrony szacuje europejski potencjał w tym roku na 600 tys. pocisków – takie liczby podało w strategii wygrania wojny Ukrainy z Rosją.

Rosja zdaje sobie sprawę z opóźnień w produkcji amunicji w Europie. Intelligence Online, magazyn specjalizujący się w opisywaniu służb wywiadowczych, dotarł do raportu Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej. Wynika z niego, że Kreml spodziewa się, że zachodni sojusznicy Kijowa będą w stanie zaspokoić potrzeby Ukrainy dopiero w 2025 r. Uzupełnienie własnych zapasów zajmie im kolejne 15 lat.
W Ukrainie trwa w tej chwili budowa fabryk amunicji. Według Ołeksandra Kamyszyna, ukraińskiego ministra ds. przemysłu strategicznego, kraj porozumiał się z dwiema amerykańskimi firmami i niemieckim Rheinmetall w sprawie wspólnej produkcji pocisków 155 mm. Problem w tym, że uruchomienie tych projektów zajmie jeszcze co najmniej dwa lata.
Polska zbrojeniówka czeka
W Polsce pociski 155 mm dostarczają jedynie spółki należące do państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. W maju 2023 r. ówczesny prezes PGZ Sebastian Chwałek deklarował, że Grupa może wyprodukować 30-40 tys. sztuk amunicji rocznie.
Czy to dużo? Obrazowo ujął to Konrad Berkowicz, poseł Konfederacji. – Po dwóch dekadach rządów PO i PiS-u Polska produkuje broni artyleryjskiej tyle przez rok, co Rosja w Ukrainie wystrzeliwuje przez trzy dni – powiedział polityk w trakcie debaty w TVP przed wyborami do europarlamentu. Niestety, nie mijał się z prawdą.
– One [możliwości -–red.] cały czas wzrastają, ponieważ inwestujemy już dziś w nowe moce produkcyjne. Docelowo chcemy je zwiększyć do ponad 200 tys. sztuk rocznie – zapewniał ówczesny prezes PGZ w rozmowie z PAP w maju 2023 r.
Sebastian Chwałek był wtedy świeżo po rozmowach z reprezentantami Komisji Europejskiej i koncernów zbrojeniowych w sprawie wspólnych zamówień. „Nasze zdolności produkcji zostały bardzo pozytywnie ocenione podczas wizyty unijnego komisarza Thierry’ego Bretona w Zakładach Metalowych Dezamet, które są znaczącym producentem amunicji do armatohaubic w Europie. Już wtedy usłyszeliśmy, że będziemy zakwalifikowani do dalszej współpracy” – zapewniał.
Chwałek liczył wtedy na dofinansowanie z programu ASAP (Act in Support of Ammunition Production), w którym Komisja Europejska przeznaczyła 500 mln euro na rozwój mocy produkcyjnych kalibru 155 mm. W marcu 2024 r. okazało się, że z tej puli do Polski trafi jedynie 2,1 mln zł, które otrzyma Dezamet.
Dlaczego tak mało? Pytamy o to Michała Dworczyka, byłego wiceministra obrony narodowej i szefa kancelarii premiera Morawieckiego, który stworzył w niej departament analiz obronnych, tzw. „mały MON”.
– Nasze państwowe spółki zbrojeniowe w dużej części są w złej sytuacji pod względem technologicznym i kultury zarządzania. Biorąc to pod uwagę trudno oczekiwać, że spółka, która jest ledwo w stanie złożyć, z kupowanych za granicą komponentów, około 30 tys. pocisków rocznie, będzie aplikować o dofinansowanie produkcji kilkuset tysięcy sztuk. Poza tym odnoszę wrażenie, że sprawa nie miała gospodarza politycznego, który by za tym chodził. Za naszych czasów, podobnie jak teraz, Ministerstwo Obrony Narodowej konkuruje z Ministerstwem Aktywów Państwowych o wpływ na spółki zbrojeniowe, a w efekcie wiele spraw załatwianych jest nieefektywnie. Z trzeciej strony – wszystkie firmy zachodnie starały się pozyskać te środki dla siebie i miały silny lobbing ze strony swoich rządów – mówi FRONTSTORY.PL Dworczyk.
Polska zbrojeniówka być może będzie miała więcej szczęścia w EDIP-ie (European Defense Investment Program). To kolejny obronny program inwestycyjny Komisji Europejskiej, warty 1,5 mld euro.
Były prezes PGZ mógł też liczyć na Narodową Rezerwę Amunicyjną (NRA), program ogłoszony przez premiera Mateusza Morawieckiego w marcu 2023 r. Rząd miał w niej przeznaczyć 12 mld zł na zakup amunicji 155 mm i dodatkowe 2 mld zł na zwiększenie mocy produkcyjnych. Umowy miały zostać podpisane na jesieni ubiegłego roku.
W grudniu 2023 r. w ramach NRA Konsorcjum PGZ-Amunicja i Agencja Uzbrojenia podpisały umowę wykonawczą na dostawę blisko 300 tys. sztuk amunicji 155 mm za prawie 11 mld zł. Ma być dostarczona w latach 2024-2029, co daje 50 tys. sztuk na rok. Czy PGZ ma takie moce produkcyjne?
„Z uwagi na newralgiczny dla bezpieczeństwa państwa charakter działalności spółek sektora obronnego, wielkość i tempo produkcji, jak również szczegóły organizacji pracy nie są informacjami podawanymi do publicznej wiadomości” – odpisuje nam Beata Perkowska, kierowniczka działu komunikacji PGZ.

Zdjęcie: Adam Chełstowski/FORUM
Spytaliśmy Agencję Uzbrojenia, jakie były wydatki na zakup amunicji sowieckiego kalibru 152 mm i natowskiego 155 mm w ostatnich latach. „W latach 2022-2024 na zakup amunicji kalibru 152 mm i 155 mm przeznaczono blisko 3 mld zł (w roku 2022 – ok. 33 mln zł, 2022 – ok. 1,6 mld zł, 2024 – ok. 1,3 mld zł)” – odpisał nam rzecznik Agencji.
W rozmowie telefonicznej rzecznik dodaje, że całość tej kwoty Agencja wydała w polskim PGZ. Jaka jej część została wydana tylko na kaliber 155 mm? Na to pytanie już nie dostajemy odpowiedzi.
Ciągle za cienko
Niektórzy eksperci mają wątpliwości, czy jesteśmy w stanie wyprodukować nawet te 30-40 tys. pocisków, o których mówił były prezes PGZ. Paweł Poncyljusz, dawniej polityk PiS, potem PJN i PO, a dziś prezes spółki Polska Amunicja twierdzi, że realnie PGZ jest w stanie wyprodukować do 10 tys. sztuk amunicji 155 mm.
– Ogólne moce to około 30 tys., ale to działa jak suwak logarytmiczny. Czyli jak Dezamet [spółka córka PGZ] chce produkować więcej amunicji 155 mm, to wyprodukuje mniej amunicji 120 mm – mówi Poncyljusz w rozmowie z FRONTSTORY.PL.
Poza tym PGZ nie jest w stanie w całości wyprodukować amunicji samodzielnie. – Te 30 tys. pocisków rocznie w większości jest składanych w Polsce z importowanych komponentów. Jeśli któryś z dostawców z powodów politycznych wstrzymał dostawy, produkcja amunicji w Polsce byłaby niemożliwa – tłumaczy nam Poncyljusz.
Pocisk 155 mm w uproszczeniu składa się z korpusu (tzw. skorupy), ładunku wybuchowego (trotylu), zapalnika i ładunku miotającego (prochu). Dezamet, spółka córka PGZ, wytwarza korpusy pocisków, ale w liczbie mniej niż 10 tys. rocznie – uważa Poncyljusz. Trotyl dostarcza bydgoski Nitro-Chem, ale część jego produkcji idzie na eksport, m.in. do USA. Dofinansowana w 2019 r. fabryka prochu w Pionkach miała być gotowa już w 2022 r., ale budowa przeciągnęła się o dwa lata
– Musimy kupić linie do produkcji prochów. Jesteśmy zmuszeni do kupienia najlepszego rozwiązania zagranicznego i umożliwienia produkcji pocisku 155 mm w Polsce od A do Z – mówi FRONTSTORY.PL menedżer związany z polską zbrojeniówką, który chce pozostać anonimowy.
Kiedy PGZ dostanie z NRA środki na inwestycje niezbędne do zwiększenia mocy produkcyjnych? „Sprawa jest w toku” – informowała nas dyrektorka komunikacji PGZ na początku maja 2024 r. Według naszych nieoficjalnych informacji, do początku lipca nic się w tej kwestii nie zmieniło, a PGZ potrzebuje na inwestycje niezbędne dla produkcji kalibru 155 mm nawet 3,5 mld zł.
Według naszych źródeł PGZ prowadzi rozmowy z kilkoma czołowymi producentami w sprawie zakupu licencji. Mają być sfinalizowane na międzynarodowych targach zbrojeniowych w Kielcach we wrześniu. Od tego momentu na uruchomienie nowych linii produkcyjnych trzeba będzie poczekać do 18 miesięcy.
Na pieniądze z NRA liczą też spółki prywatne i częściowo prywatne. Jak Polska Amunicja, która w 51 proc. należy do Agencji Rozwoju Przemysłu.
Polska Amunicja zapowiada produkcję 100 do 150 tys. sztuk amunicji 155 mm. Kiedy? – Od przyszłego roku będziemy polonizować poszczególne komponenty. Pełną produkcję polskich pocisków uruchamiamy w 2028 r. Wcześniej się tego nie da zrobić. Ale jeśli negocjacje będą się przedłużać, terminy wdrożenia polskiej amunicji będą musiały się wydłużyć – odpowiada Poncyljusz.
Dlaczego inwestycyjna część Narodowej Rezerwy Amunicyjnej tak bardzo się opóźnia?
– To była inicjatywa Mateusza Morawieckiego i KPRM. Negocjacje zwolniły, kiedy inicjatywę przejęły MON i MAP, czyli ministrowie Błaszczak i Sasin. Traktowali ten program jako wtrącanie się do ich ogródka – mówi FRONTSTORY.PL Paweł Poncyljusz.
A dlaczego decyzji w sprawie NRA wciąż nie podjął nowy rząd?
– Nie wiem. Sam się dziwię, że tempo nie jest bardziej dynamiczne – przyznaje prezes Polskiej Amunicji.
Według nieoficjalnych źródeł Wirtualnej Polski Kancelaria Premiera ma zastrzeżenia co do wyboru Polskiej Amunicji przez poprzednią ekipę rządzącą. „Sposób skonstruowania Narodowej Rezerwy Amunicyjnej przez poprzedni rząd był bardzo dziwny. Program został powołany na mocy uchwały rządu, a jego plan natychmiast utajniono. Mimo to, Morawiecki publicznie zapowiedział, która prywatna firma weźmie w nim udział” – mówi anonimowo WP.pl informator z kierownictwa rządu.
W lutym 2024 r. ofertę produkcji kalibru 155 mm złożyła Agencji Uzbrojenia Grupa Niewiadów, spółka z prywatnym kapitałem. Wiceprezes Zygmunt Spychała w rozmowie z FRONTSTORY.PL podkreśla, że nie zaczyna od zera, bo do NIewiadowa należą dawne Zakłady Sprzętu Precyzyjnego, w których produkowano amunicję. W gabinecie Spychały w warszawskim biurowcu Intraco na ścianie wisi mapa starej fabryki. Prezes pokazuje mi na niej budynki produkcyjne, gotowe magazyny, odbudowywaną wytapialnię trotylu, bocznicę kolejową, poligon.
Niewiadów ma potencjał, ale nie ma zamówień z MON. Jeśli nie przyjdą, firma do końca lipca chce zdobyć środki na inwestycje na własną rękę.
Według Spychały od podpisania umów z dostawcami linii produkcyjnych, fabryka jest w stanie ruszyć z produkcją w ciągu 20 miesięcy. Na początku na poziomie 120 tys. sztuk rocznie, a po kolejnym roku – nawet 180 tys. Podobnie jak PGZ i Polska Amunicja, Niewiadów zakłada, że docelowo wszystkie komponenty pocisku będą produkowane w Polsce.
Dlaczego to takie ważne?
– Jeśli któryś z dostawców z powodów politycznych wstrzyma dostawy, produkcja amunicji w Polsce będzie niemożliwa – tłumaczy Paweł Poncyljusz. – Jeszcze minister Błaszczak podpisał umowę na dostawę amunicji za kilkaset milionów euro za pośrednictwem natowskiej platformy NSPA. Robił to przez tego pośrednika, bo rząd PiS nie chciał się przyznać, że kupuje coś od niemieckiego Rheinmetall – a to jego spółka-córka z RPA miała wyprodukować amunicję. Gdy doszło do wysyłki okazało się, że w ramach kontroli eksportu rząd RPA nie wydał na nią zgody.
Podsumowując: moce produkcyjne w Polsce mają wzrosnąć. Tylko wciąż nie wiadomo, kiedy i o ile.
Sikorski podbija stawkę
Polska ociąga się także z wyłożeniem pieniędzy na zakup gotowej amunicji. W lutym 2024 r. prezydent Czech Petr Pavel zapowiedział publicznie tzw. czeską inicjatywę amunicyjną. Zadeklarował, że jego kraj jest w stanie kupić na rynku na potrzeby Ukrainy 800 tys. pocisków artyleryjskich, w tym pół miliona kalibru 155 mm. Potrzebuje tylko pieniędzy od sojuszników. Według „Financial Times” chodziło o 1,5 mld dolarów.
Dołączenie się do czeskiej zrzutki zadeklarowało 18 krajów. 21 marca szef MSZ Radosław Sikorski zapewnił publicznie, że będzie wśród nich Polska i że nasz kraj zapewni także wsparcie logistyczne.

Niecały tydzień później Sikorski ogłosił, że Polska podwaja swój wkład do czeskiej inicjatywy – wciąż nie zdradzając, o jakich kwotach mowa. Z oficjalnych wypowiedzi wiemy, że np. Niemcy zadeklarowały przekazanie na ten pomysł 578 mln euro, Portugalia 100 mln, Litwa 35 mln, a Słowenia 1 mln. FRONTSTORY.PL spytało MSZ o wysokość naszego wkładu. Okazuje się, że mimo szumnych deklaracji Polska nie przekazała jeszcze ani złotówki.
„(…) Finalizowane są uzgodnienia dotyczące optymalnego sposobu finansowania, nabycia i transferu amunicji, o których informowaliśmy wcześniej. Do czasu zakończenia tych prac nie mamy możliwości podania ostatecznej kwoty wsparcia. Spodziewamy się, że rozmowy ze stroną czeską zostaną zakończone w najbliższym czasie” – odpisało nam biuro rzecznika MSZ.
Czechom udało się zebrać 1,3 mld euro. Ma to wystarczyć na 500 tys. pocisków, ale w kwietniu czeski premier Petr Fiala informował, że zakontraktowano 200 tys. z nich.
Nie jest to pierwsza obietnica złożona Ukrainie, z której dotrzymaniem Europa ma problemy. W marcu 2023 r. europejscy sojusznicy pod przewodnictwem Estonii ogłosili inicjatywę przekazania 1 mln pocisków 155 mm.
Ukraiński prezydent Zełenski ujawnił pod koniec lutego, że pomoc z Europy nie przekroczyła 30 proc. obiecywanej liczby. Hanno Pevkur, estoński minister obrony, w rozmowie z nami przyznał, że Europa wyznaczyła sobie nowy termin na dostarczenie 1,1 mln sztuk do końca tego roku.
Według ukraińskiego ministerstwa obrony, Ukraina od początku pełnoskalowej inwazji otrzymała od UE 500 tys. pocisków artyleryjskich.
Europa musi być gotowa
To, jak ważne są pociski 155 mm, okazało się wiosną, gdy Ukraina drugi rok z rzędu stanęła w obliczu poważnego niedoboru amunicji. W lutym prezydent USA Joe Biden stwierdził, że upadek miasta Awdijiwka był spowodowany brakiem nowych pakietów pomocowych ze strony USA.
Wiosną sytuacja na frontach była bardzo niepewna. „Perspektywa przegranej Ukrainy jest odległa o sześć tygodni” – mówił wysoki rangą urzędnik z Europy Wschodniej w wywiadzie dla estońskiego portalu Delfi. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wzywał zaś do zwiększenia wsparcia amunicyjnego dla Ukrainy dodając, że to jeden z powodów, dla których Rosja była w stanie poczynić postępy na polu bitwy.
Dopiero w maju, po wznowieniu amerykańskich pakietów pomocowych dzięki porozumieniu w Kongresie USA, Ukraina była w stanie powstrzymać rosyjskie natarcie.
Tymczasem wojskowi i politycy ostrzegają: bezpośrednia konfrontacja między NATO a Rosją jest możliwa.
„Aby uniknąć wojny mamy trzy lata na przygotowanie się do konfrontacji” – powiedział w marcu w „Faktach po Faktach” TVN24 mjr rez. dr Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Miesiąc wcześniej szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz na pytanie Radia ZET o obawy przed atakiem Rosji na Polskę odpowiedział: „Na każdy scenariusz, również najgorszy, musimy być w każdym momencie gotowi. NATO i Polska” – musi być gotowa.
Mirosław Różański, były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych, a dziś senator, liczy jednak, że Unii Europejskiej uda się zjednoczyć siły.
– Daleki jestem od tego, żeby mówić, ile mamy czasu, bo to zależy wyłącznie od wspólnych decyzji o charakterze politycznym, a potem ich realizacji. Wtedy jest szansa, że możemy zgromadzić potencjał przeciwstawny Rosji. Jeśli nie nastąpi przewartościowanie w tym zakresie, będziemy wciąż w niedoczasie.
Artykuł powstał w ramach projektu korzystającego ze wsparcia Investigative Journalism for Europe (IJ4EU) Fund.