Wojciech Cieśla, Anna Gielewska, Anastasiia Morozova
Zdjęcie: Szwedzka Straż Przybrzeżna
21 maja 2023
- Wciąż nie wiadomo, kto stał za wysadzeniem rurociągów Nord Stream na Morzu Bałtyckim we wrześniu ubiegłego roku.
- Sprawców szukają Polacy, Szwedzi, Duńczycy i Niemcy.
- Tropy badane przez niemieckich śledczych prowadzą – przez Polskę – do Ukrainy.
- Czy mogła to być rosyjska operacja „fałszywej flagi”?
Aktualizacja z 1 czerwca 2023 r.: Czyje to DNA?
W sprawie zamachów na gazociągi Nord Stream śledczy Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) w Niemczech 25 maja przeszukali mieszkanie młodej kobiety we Frankfurcie nad Odrą. Możliwe, że jest byłą partnerką ukraińskiego żołnierza podejrzewanego o udział w wysadzeniu gazociągów na Bałtyku.
Młoda kobieta ma w śledztwie status świadka, została przesłuchana, przekazała też śledczym m.in. swój telefon komórkowy. Prawdopodobnie kobieta i Ukrainiec, którego szukają Niemcy, mają dziecko, być może mieszkali razem – śledczy BKA pobrali również próbki DNA dziecka. Chcą je porównać ze śladami DNA znalezionymi na Andromedzie.
Oficjalnie niemiecka Prokuratura Federalna potwierdza jedynie, że 25 maja 2023 r. przeszukano mieszkanie osoby nie będącej podejrzaną we Frankfurcie nad Odrą.
Źródło: Süddeutsche Zeitung, NDR, WDR
To historia jak ze szpiegowskiej powieści – agenci wywiadów, podchody służb i mylenie tropów, spektakularna akcja, o której mówi cały świat, a w tle krwawa wojna w Ukrainie i odcięcie Niemców od rosyjskiego gazu. I pytanie: kto wysadził Nord Stream 1 i Nord Stream 2?
Spekulacje w sprawie eksplozji na Bałtyku trwają od 26 września 2022 r., od chwili, gdy okazało się, że niemal równocześnie w trzech miejscach, na głębokości 70-80 metrów, doszło do wybuchów, które zniszczyły trzy rury gazociągu.
Poznaliśmy fragment tej tajemniczej układanki – i odkryliśmy polski wątek, który łączy się z wybuchami.
1.
Powiśle, modna dzielnica Warszawy. Restauracje, biura, kawiarnie, galerie. Między przedwojennymi kamienicami i nowoczesnym apartamentowcem tkwi szary, pięciopiętrowy budynek z czasów PRL-u. Przybrudzona klatka schodowa prosi się o remont – na kilku piętrach mieszczą się tu ciasne biura i szkoła językowa.
Według danych rejestru handlowego na drugim piętrze budynku znajduje się siedziba spółki Feeria Lwowa. W teorii to biuro podróży, ale biuro wyjątkowe – nikt o nim nie słyszał. Nie ogłasza swoich usług, nie ma działu marketingu, nie ma też strony internetowej czy telefonu. Prawdopodobnie nie ma też klientów. Pod adresem, jakiego używa, mieści się mały pokoik: trzy komputery, dwa biurka, trochę dokumentów. – To tylko wirtualne biuro – tłumaczy młoda kobieta ze wschodnim akcentem, gdy pytamy jak skontaktować się ze spółką. – Sam pan wie, jak to działa.
W pokoiku zarejestrowanych jest w sumie 128 firm, w większości należących do osób z byłego Związku Radzieckiego – Litwy, Łotwy, Gruzji, Kazachstanu, Białorusi, Rosji. O takich spółkach mówi się letterbox companies – spółki-skrzynki pocztowe.
Kobieta nie potrafi nic powiedzieć o Feeria Lwowa. Numer telefonu? Nie ma. Właściciele? Jedynie kontakt mejlowy.

Patrząc na przykurzony pokoik trudno uwierzyć, że Feeria Lwowa to jeden z najgorętszych tropów, który sprawdzają niemieccy śledczy w sprawie wysadzenia gazociągu Nord Stream. Jak ustalili dziennikarze niemieckich mediów „Süddeutsche Zeitung”, NDR i WDR, szwedzkiego dziennika „Expressen”, duńskiego dziennika „Berlingske” i FRONTSTORY.PL, śledczy z niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego (BKA) i Policji Federalnej trafili na polską spółkę wiele miesięcy temu. A wkrótce potem na tropy, które z Feeria Lwowa prowadzą do Ukrainy.
Dokąd dokładnie?
2.
Początek września 2022 r., port w pobliżu niemieckiego Rostocku. Na nabrzeże podjeżdża van na polskich rejestracjach. Pięciu mężczyzn i kobieta przenoszą bagaże na turystyczny, 15-metrowy jacht Bavaria Cruiser o nazwie Andromeda. To typowy czarter – żeglarze zostawiają kaucję firmie Mola Yachting, płacą za wynajem łodzi i paliwo – i mogą wypływać na Bałtyk.
Dziś wiadomo, że choć do Niemiec przyjechali polskim autem, to pasażerowie i kapitan prawdopodobnie nie mówili po polsku. Część z nich używała fałszywych paszportów – bułgarskich i rumuńskich. Załoga korzystała z łączności satelitarnej.
Jaką dokładnie trasę pokonała Andromeda – nie wiadomo. Jacht nie ma AIS – to urządzenie, które pozwala lokalizować poszczególne statki (a na morzu ostrzega inne jednostki o zbliżającym się jachcie). Dziś wiemy jedynie, że – według niemieckich śledczych – Andromeda zatrzymała się w portach co najmniej dwa razy: w Wiek na niemieckiej wyspie Rugia oraz na duńskiej wyspie Christiansø, niedaleko rurociągów Nord Stream.
Niedługo potem doszło do eksplozji trzech nitek Nord Stream.
Wkrótce po powrocie jachtu do macierzystego portu i wyokrętowaniu załogi niemieckie służby zaczynają podejrzewać, że załoga Andromedy może mieć związek ze zniszczeniem rurociągu.
Niemiecka Federalna Prokuratura Generalna w październiku ubiegłego roku wszczyna śledztwo w sprawie wysadzenia w powietrze Nord Stream. Oficjalnie sprawdza, czy – zgodnie z niemieckim kodeksem karnym – był to „antykonstytucyjny sabotaż” lub „poważny atak na dostawy energii”, który mógł „naruszyć zewnętrzne i wewnętrzne bezpieczeństwo Republiki Federalnej Niemiec”.

Prawdopodobnie jeszcze jesienią śledczy trafiają na ślad Andromedy. Wyciągają łódź na ląd, przeszukują. Na stole w kabinie znajdują ślady materiału wybuchowego, który może być „używany do celów wojskowych i nadaje się do użytku pod wodą” (nie znamy jego nazwy).
Czy to możliwe, że z żaglowego jachtu, na niespokojnym morzu i bez możliwości zakotwiczenia, ktoś kilka razy opuścił się na głębokość 70-80 metrów, aby podłożyć ładunki? A jeśli tak, to kto?
Niemieccy śledczy dopuszczają scenariusz, że za atakiem może stać podmiot państwowy (podobnie wypowiadał się szwedzki prokurator). Innymi słowy: w sprawę mogą być zamieszane obce służby specjalne. A przynajmniej jedna.
3.
O wątku Andromedy opinia publiczna nie ma pojęcia aż do wiosny tego roku.
W marcu New York Times publikuje tekst, w którym ujawnia, że sabotażu Nord Stream mogła dokonać „proukraińska grupa”. W tym samym czasie niemieckie media „Zeit” ARD i SWR podają, że w sprawie wybuchów ślady prowadzą do Ukrainy. Dorzucają kolejne elementy do puzzli, w tym polski trop: niemieccy śledczy wiążą wynajem jachtu z tajemniczą polską firmą. Kilka dni później kawałek układanki dokłada „Der Spiegel”: odnajduje Andromedę wyciągniętą przez niemieckie służby na nabrzeże w Rostocku. Tygodnik podaje kolejny szczegół: jeden z pasażerów jachtu używał bułgarskiego paszportu.
W jaki sposób Niemcy dowiedzieli się o Andromedzie? Jacht nie zostawił elektronicznych śladów (AIS), po których można by odtworzyć jego trasę. Według „The Washington Post” niemieckie służby dostały w tej sprawie „bardzo konkretną wskazówkę” od jednego z zaprzyjaźnionych, zachodnich wywiadów. Z kolei według „Der Spiegel” śledztwo w sprawie Andromedy miało zacząć się przypadkiem, gdy jeden z funkcjonariuszy niemieckich służb, pasjonat żeglarstwa, sam trafił na trop jachtu.
Jak ustaliliśmy, według niemieckich śledczych, firmą, która jesienią 2022 r. zapłaciła za wynajem Andromedy, jest zarejestrowana w Warszawie spółka Feeria Lwowa.
Z polskich rejestrów sądowych wynika, że została założona w 2016 r. przez dwoje obywateli Ukrainy i – przynajmniej w teorii – działa w branży turystycznej. Jej przychody przez dłuższy czas są dość duże (około miliona złotych rocznie) – aż do 2020 r. Wtedy nagle przychody Feerii Lwowa skaczą do ponad 13 mln zł.
To interesujące, bo rok 2020 to pierwszy rok pandemii, firmy z branży turystycznej padają jak muchy. Tymczasem Feeria Lwowa jedenastokrotnie zwiększa przychody – bez reklam, strony www czy choćby telefonu kontaktowego.
Rok wcześniej nowym udziałowcem spółki zostaje kobieta z miasta Kercz na okupowanym Półwyspie Krymskim (w dokumentach polskiej firmy widnieje jej ukraiński paszport, ale w międzyczasie najprawdopodobniej zmieniła nazwisko i dziś posiada również obywatelstwo rosyjskie). Z kolei we wrześniu 2021 r., nową prezeską zostaje Natalia A., Ukrainka z Kijowa. Natalia A. oficjalnie jest też właścicielką turystycznej spółki w Krakowie i w Ukrainie (zajmuje się transportem, w tym drogą morską). Sprawdzamy krakowską spółkę – pod prestiżowym adresem w Rynku Głównym, pod którym firma występuje w rejestrze, nikt o niej nie słyszał.
Kim jest Natalia A.? Zdjęcia na Facebooku pokazują kobietę w średnim wieku – na pierwszy rzut oka nie przypomina kogoś, kto miałby coś wspólnego z jedną z najbardziej spektakularnych akcji ostatnich lat.
Letterbox companies od zawsze służą m.in. do kamuflowania i finansowania tajnych operacji wywiadowczych służb na całym świecie.
Czy Natalia A. mogła zostać podstawiona? Użyczyć nazwiska i paszportu, aby ci, którzy w rzeczywistości stoją za spółkami, mogli pozostać w ukryciu? Jeśli tak – kim są?
Zdobywamy maila do firmy – prosimy o kontakt, ale przez trzy tygodnie nie otrzymujemy żadnej odpowiedzi.
Dzwonimy do prezeski firmy (rozmowa toczy się po rosyjsku).
– Pani jest dyrektorem Feeria Lwowa?
– Tak.
– Czym zajmuje się ta firma? Jakie usługi prowadzi? Dla kogo?
– Nie zamierzam nikomu na nic odpowiadać. Zwłaszcza dziennikarzom. Na jakiej podstawie mnie pytacie?
–Piszemy tekst, który dotyczy tej firmy. Pani firma wynajęła łódź w Niemczech i chcielibyśmy wiedzieć, w jakim celu. Czy wie pani coś na ten temat?
– Dlaczego was to interesuje? Nie dzwońce już. Nie odbiorę telefonu. Czy możecie wysłać oficjalne pytanie?
– Już to zrobiliśmy, ale nie dostaliśmy odpowiedzi.
– Koniec z prywatnymi rozmowami, miłego dnia.
Z właścicielką Feerii Lwowa udaje nam się wymienić kilka wiadomości na jednym z komunikatorów.
– Pracujemy nad artykułem, w którym pojawia się zarejestrowana w Warszawie spółka Feeria Lwowa. Pani jest jej beneficjentem. Czy ta informacja jest prawdziwa? Czy może pani powiedzieć, czym zajmuje się ta firma i jakie usługi świadczy?
– Skąd macie te informacje?
– Z polskiego rejestru spółek.
– Jesteście w błędzie.
– Według polskiego rejestru jesteście zarejestrowani jako firma od 2019 r., a dyrektorem jest Natalia A. Zna ją pani?
– To pomyłka. Nie znam tej firmy.
Zarówno oficjalna właścicielka, jak i oficjalna szefowa Feeria Lwowa szybko kończą rozmowę. Co ciekawe, chwilę po rozmowie z szefową spółki, konto emailowe, pod które kilkanaście dni wcześniej wysłaliśmy pytania, nawiązuje z nami kontakt. Z anonimową osobą, która je obsługuje, prowadzimy korespondencję aż do chwili, gdy zadajemy pytania o przelew za rejs Andromedy. Wtedy konto milknie.
Dzięki narzędziom OSINT [Open Source Intelligence Techniques – red.] wiemy, że mejl z naszymi pytaniami o Andromedę z 28 kwietnia został cztery razy odczytany, przynajmniej raz z adresu IP wskazującego na Warszawę.
Do dziś nie dostaliśmy na niego odpowiedzi.
4.
Feeria Lwowa i jej rzeczywiści właściciele to jeden z kilku tropów, jakie badają niemieccy śledczy w sprawie eksplozji Nord Stream.
W marcu niemieccy dziennikarze („Die Zeit”, ARD i SWR) podają, że zachodnie służby już jesienią, tuż po zniszczeniu gazociągu, wysłały do europejskich partnerów wiadomość: jednym z odpowiedzialnych za podwodną akcję na Bałtyku może być „ukraiński komandos”.

Ten drugi trop niemieckich śledczych jest znacznie bardziej delikatny: gdyby się potwierdził, mógłby doprowadzić do politycznych napięć między Kijowem a Berlinem.
Skąd w tej sprawie ukraiński komandos? Gdy we wrześniu 2022 r., po zarezerwowaniu przez Feeria Lwowa Andromedy załoga wyruszała na Bałtyk, część grupy przedstawiła firmie czarterowej paszporty. Wśród nich miał się znaleźć rumuński paszport – według nieoficjalnych informacji naszych partnerów z „Süddeutsche Zeitung”– wystawiony na nazwisko „Stefan M.” i prawdopodobnie fałszywy. W Rumunii rzeczywiście istnieje osoba o tym nazwisku (według ustaleń niemieckich śledczych ł adres i data urodzenia na fałszywym dokumencie zgadzają się z prawdziwymi danymi), ale prawdziwy Stefan M. podczas akcji na Bałtyku miał nie opuszczać Rumunii. Kim więc był mężczyzna na łodzi?
W niemieckim śledztwie pojawia się nazwisko 26-letniego Ukraińca. Znamy to nazwisko, ale nie podajemy go ze względów bezpieczeństwa. Osoba o tym nazwisku jest członkiem ukraińskich sił zbrojnych. Nie wiemy, czy jest lub był komandosem. W sieciach społecznościowych odnaleźliśmy jego zdjęcia w ukraińskim mundurze: widać, że ma na ciele kilka rzucających się w oczy tatuaży. Na niektórych zdjęciach jest uzbrojony w przedmiot, który wygląda jak AK-47, często pozuje w towarzystwie innych żołnierzy.
Dodzwaniamy się do członka jego bliskiej rodziny. Potwierdza, że mężczyzna służy w wojsku, czasem dzwoni do domu – ale według relacji naszego rozmówcy, nie opuszczał Ukrainy jesienią 2022 r.
Nie wiemy, czy 26-letni wojskowy mógł być jednym z domniemanych członków załogi Andromedy. W tej chwili jest to jeden z najbardziej delikatnych tropów, jakimi zajmują się śledczy w Niemczech, bo prowadzi do ukraińskiego aparatu państwowego. Niemcy mieli zidentyfikować również innego Ukraińca, który mógł być zaangażowany w przygotowania akcji na Bałtyku, ale miał pełnić rolę pomocniczą.
Czy załoga Andromedy działała sama? Czy nurkowie z jachtu byli wyszkoleni w akcjach sabotażowych? Czy materiały wybuchowe przywieźli z Polski, czy przejęli je z innej jednostki na otwartym morzu? Czy mogli mieć partnerów – a jeśli tak, to kogo?
5.
Nie tylko niemieccy śledczy usiłują rozwikłać tę zagadkę. Również śledczy w Danii i Szwecji sprawdzają, kto stał za wysadzeniem w powietrze dwóch rur Nord Stream 1 i jednej z dwóch rur Nord Stream 2.
Własne śledztwo w sprawie wybuchów prowadzi Pomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Gdańsku. Czy pojawia się w nim Feeria Lwowa? Czy polska prokuratura współpracuje ze śledczymi z innych krajów? Na nasze pytania prokuratura nie odpowie: „Z uwagi na dobro postępowania przygotowawczego oraz wykonywane i planowane czynności procesowe, na obecnym etapie nie udzielamy bliższych informacji, co do przedmiotu i zakresu prowadzonego śledztwa”.
Prokuratura odsyła nas do swojego komunikatu z września 2022 r. Od tego czasu śledczy wyjaśniają „czy doszło do ataku o charakterze terrorystycznym” i „czy wyciek miał wpływ na środowisko morskie”.
Podobnie na pytania naszego partnera „Berlingske” reaguje duński wywiad (PET): „śledztwo trwa, nie komentujemy sprawy”.
Wiemy, że duńska policja chciała powołać wspólny, międzynarodowy zespół śledczy w tej sprawie – prawo Unii w niektórych wypadkach umożliwia śledczym wymianę dowodów i pomoc międzynarodową bez komplikacji prawnych. Plan upadł, Szwedzi mieli uznać śledztwo za tak istotne dla bezpieczeństwa państwa, że nie chcieli ryzykować współpracy z innymi krajami.
Od 26 września 2022 r. media na całym świecie zachodzą w głowę, czy (jak napisał w lutym dziennikarz śledczy Seymour Hersh) za wybuchem mogli stać Amerykanie?
Rury na dnie Bałtyku były solą w oku wielu na długo przed inwazją Rosji na Ukrainę. Waszyngton od dawna ostrzegał Europę, że Putin użyje gazu jako broni przeciwko Unii Europejskiej. Nord Stream był znienawidzony przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej (Polskę, Ukrainę i kraje bałtyckie), a prezydent USA Joe Biden mówił o tym, że Nord Stream „trzeba zakończyć”.
Jednak motyw, by wysadzić go w powietrze mogła mieć także Rosja, zwłaszcza gdy Niemcy – na kilka dni przed eksplozją – ogłosiły, że nie będą już korzystać z jej gazu.
W całej historii co chwila pojawiają się nowe tropy – pod koniec kwietnia duński dziennik „Information” napisał, że cztery dni przed eksplozjami, które uszkodziły Nord Stream, w rejonie sabotażu pływał specjalny rosyjski okręt SS-750 z miniaturową łodzią podwodną. Ustalenia dziennikarzy potwierdziło duńskie dowództwo obrony.

Zapytaliśmy o nie polską Marynarkę Wojenną: czy jej jednostki odnotowały obecność tego okrętu na Bałtyku? Czy polska MW dysponuje podobnymi fotografiami? „Jednym z zadań Marynarki Wojennej jest zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi i prowadzenie ciągłych działań mających na celu budowanie świadomości sytuacyjnej w rejonie Morza Bałtyckiego, szczególnie w obszarze wód terytorialnych oraz wyłącznej strefy ekonomicznej na morzu. Ze względu na charakter tych działań, zarówno szczegóły realizowanych zadań jak i ich wyniki stanowią informację niejawną” – odpisał nam ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Według nieoficjalnych informacji „Suddeutsche Zeitung”, NDR, WDR i naszych partnerów, niemieccy śledczy także badali ruchy statków na Morzu Bałtyckim. Jak dotąd, nie znaleźli dowodów wskazujących na udział w akcji rosyjskich jednostek.
Ukraina wielokrotnie zaprzeczała, że stoi za eksplozją Nord Stream (na nasze pytania ukraińskie służby nie odpowiedziały).
Czy tropy akcji na Bałtyku mogą prowadzić do Moskwy? Według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, mogła to być rosyjska operacja „fałszywej flagi”: false flag operation to działania pod obcą banderą – tajne operacje prowadzone w celu stworzenia wrażenia, że jakieś państwo jest rzekomo odpowiedzialne za pewne działania. Operacja false flag ma sprawiać wrażenie, że została przeprowadzona przez tych, których ma zdyskredytować. Być może rejs Andromedy i jego ukraińskie tropy zostały celowo zorganizowane i „wystawione” przez Rosjan, aby odciągnąć śledczych od prawdziwych sprawców.
Jak dotąd nie ma jednak dowodów na operację „fałszywej flagi”. Każde z państw rejonu Morza Bałtyckiego kontynuuje śledztwa na własną rękę. Nadal nie jest jasne, w jaki sposób poszczególne elementy tej układanki pasują do siebie i czy rzeczywiście załoga jachtu Andromeda mogła być zaangażowana w sabotaż Nord Stream.
Wszyscy zainteresowani – Ukraina, Rosja, Polska, USA – zaprzeczają jakiejkolwiek odpowiedzialności za ataki na Nord Stream.
współpraca Konrad Szczygieł