Skip to content
Menu

Świnia w objęciach giganta

Julia Dauksza
Zdjęcia: Grzegorz Broniatowski 

2 czerwca 2023

 

Coraz mniej świń zabijanych w Polsce na mięso należy do polskich rolników. Pochodzą z importu lub rodzą się na fermach należących do korporacji

W ciągu dekady w Polsce zniknęło 2/3 małych gospodarstw hodujących świnie. Nawet co drugie z tych zwierząt w polskich gospodarstwach jest własnością wielkiego koncernu, a nie rolnika

Jest czwartek po Wielkanocy, przy bramkach wjazdowych na Autostradę Wolności niedaleko granicy z Niemcami ustawia się patrol Inspekcji Transportu Drogowego (ITD). Inspektorzy wypatrują przewoźników żywych zwierząt.

Ruch jest w dwie strony – jedne transporty świń pędzą prosto do rzeźni, inne – by uzupełnić chlewnie. Czas przed Wielkanocą i majówką to w Polsce moment boomu na wieprzowinę.

Publikacja powstała w ramach projektu Bertha Challenge 2023, poświęconego żywności. Projekt realizowany jest przy wsparciu Bertha Foundation.

Wierzymy, że dziennikarstwo śledcze to dobro publiczne.
Zostań naszym patronem, wesprzyj nas na Patronite.

Wspieraj Autora na Patronite

Ale w branży hodowców od kilku lat mówi się o kryzysie – spadkach cen, wzroście kosztów oraz importu świń i mięsa z zagranicy. Od kilku lat, czyli dokładnie od 2018 r., gdy w Polsce nastąpił szczyt epidemii afrykańskiego pomoru świń.  Ta zakaźna choroba w gospodarstwie oznacza  konieczność zabicia wszystkich zwierząt, dezynfekcję i trwającą ponad miesiąc kwarantannę. Paraliżuje też sąsiednie gospodarstwa – w czasie kwarantanny nie można wywozić świń z ferm wokół ogniska epidemii.

Zebrane przez nas dane nie pozostawiają wątpliwości: w Polsce coraz więcej rolników porzuca hodowlę tych zwierząt.

Każdego dnia do Polski wjeżdża kilkadziesiąt transportów świń z Danii i Niemiec. Świecko, kwiecień 2023

Funkcjonariusz ITD kieruje na pobocze ciężarówkę, która ruszyła z północy Danii w środku nocy, jedzie już dziewiątą godzinę. Na pięciu poziomach naczepy śpią warchlaki. Trafią do trzech różnych miejsc w Polsce.

Infografika: Anastasia Morozova

Warchlak to świnia w czwartym miesiącu życia, waży około 30 kg. Świnia powyżej 50 kg to tucznik – na ubój trafia ważąc co najmniej 100 kg. Na pokład pięciopiętrowego tira wchodzi ponad pół tysiąca warchlaków. Z Danii na polskie fermy pokonują ponad tysiąc kilometrów.

W ciągu dekady import żywych świń do Polski wzrósł ponad 2,5 raza

Stało się tak głównie za sprawą warchlaków sprowadzanych z Danii do dalszego tuczu

W ostatnich latach co trzecia zabijana w Polsce świnia przyjechała z zagranicy

Import zamiast hodowli na miejscu nie wszystkim jest w smak – powoduje nadwyżki na rynku i spadek cen wieprzowiny. Transporty zwierząt blokowali już kilka lat temu związkowcy Agrounii i Solidarności Rolników Indywidualnych. Przez jeden dzień blokady w Świecku naliczyli 14 tirów z tucznikami i 30 transportów warchlaków.

Czy związkowcy mają się czego bać? Raczej tak. Według Duńskiej Agencji ds. Weterynarii i Żywności w 2022 r. polskie gospodarstwa sprowadziły z Danii ponad 6,1 mln świń do dalszego tuczu. To oznacza 14 200 transportów takich, jak ten kontrolowany przez ITD – średnio 38 tirów dziennie. Gdyby sprowadzić taką ilość naraz, zastąpiłaby dwie trzecie świń trzymanych w polskich gospodarstwach – pod koniec grudnia 2022 r. w Polsce było 9,6 mln świń.

Warchlaki śpią na naczepie ciężarówki jadącej z Danii, Świecko, kwiecień 2023 r.
Warchlaki śpią na naczepie ciężarówki jadącej z Danii, Świecko, kwiecień 2023 r.

Skąd wziąć świnie dla Polaka?

Hodowla świń to w Polsce sprawa ekonomiczna – i polityczna. „To już katastrofa, co godzinę tracimy jedno stado świń” – alarmują w kwietniu branżowe media rolnicze, i cytują raport Gobarto, polskiego koncernu, producenta wieprzowiny (należy do spółki Cedrob). Według niego w pierwszym kwartale 2023 r. z polskiej wsi zniknęło 2,4 tys. chlewni. Recepta koncernu? Poluzować ograniczenia i ułatwić zdobywanie pozwoleń na budowę wielkich ferm.

Zaraz po majówce kolejne wieści docierają do rolników z Ministerstwa Rolnictwa: wbrew zapowiedziom, ministerstwo nie ma żadnego projektu odbudowy trzody chlewnej po pladze ASF.

To wymarzone paliwo dla opozycji: wkrótce potem posłowie Koalicji Obywatelskiej wrzucają na Twittera zdjęcia kotletów schabowych z informacjami w rodzaju „zagraniczne świnie stanowią do 70 proc. pogłowia trzody chlewnej w Polsce”. Podobne twierdzenia polityków PSL – że „Polska z lidera produkcji trzody chlewnej spada w rankingach” – sprawdził w kwietniu Demagog. Uznał je za fałszywe.

Co naprawdę dzieje się z hodowlą świń? Przeanalizowaliśmy dane Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dotyczące wielkości ferm świń w latach 2013-2022. Wynika z nich, że znikają małe rodzinne gospodarstwa, za to fermy przemysłowe trzymają się dobrze.

 

 

Przez ostatnią dekadę liczba świń w Polsce podlegała wahaniom, ale znaczący spadek miał miejsce dopiero w ciągu ostatnich dwóch lat

W tym samym czasie liczba gospodarstw utrzymujących w Polsce świnie spadła o ponad połowę. Oznacza to, że w 2021 r. tyle samo świń co w 2014 r. hodowało dwa razy mniej gospodarstw

Dlaczego liczba świń hodowanych w Polsce zalicza tąpnięcia?
Jeden z powodów to ASF, epidemia afrykańskiego pomoru świń, przysporzyła hodowcom dodatkowych obowiązków i kosztów (m.in. bioasekuracji – działań mających ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusów). Część biznesu po prostu zabiła – na wznowienie działalności po epidemii zdecydowali się nieliczni.

Na obecną sytuację wpłynęły też pandemia, wojna i związane z nimi ograniczenia w handlu międzynarodowym oraz rosnące koszty energii i zboża na pasze. Dane Eurostatu pokazują, że od 2020 r. liczba świń spada we wszystkich państwach Unii – poza Hiszpanią, gdzie produkcję całkowicie zdominowały fermy wielkoprzemysłowe.

Mimo tych kłopotów Polska wciąż ma wysoką pozycję w produkcji trzody chlewnej – kolejność poszczególnych państw Unii w zestawieniu jest taka sama od lat.

Z relacji między liczbą zwierząt a gospodarstw widać, że to wielkość gospodarstw decyduje o liczbie świń w Polsce. Dane pokazują, że w tym obszarze polska wieś przechodzi ewolucję.

Coraz więcej świń trzymanych jest na dużych fermach, coraz mniej w niedużych gospodarstwach

Całkowita liczba gospodarstw spadła niemal trzykrotnie. W ostatniej dekadzie Polska straciła ponad 100 tys. gospodarstw z hodowlą świń. Połowa zamkniętych ferm to małe gospodarstwa od kilkunastu do 200 zwierząt

Coraz mniejszy udział w produkcji świń mają stada poniżej 1000 sztuk – w 2013 r. utrzymywały 60 proc. wszystkich świń, teraz tylko 45 proc. Stabilna pozostaje tylko liczba zwierząt w największych fermach, z 2 tys. lub więcej świń. To nieco ponad 500 gospodarstw, zaledwie 1 proc. wszystkich stad tych zwierząt w Polsce. Mieszczą łącznie ponad 2,7 mln zwierząt, odpowiadając za 30 proc. całej produkcji. 

 

10 proc. produkcji od lat pochodzi z dwóch powiatów: żuromińskiego i piotrowskiego. Znikanie małych gospodarstw najbardziej odbiło się na liczbie świń w rejonie Wielkopolski

Wielkopolska oraz wschodnie rejony Polski jeszcze dziesięć lat temu były zagłębiem małych rodzinnych gospodarstw, utrzymujących po kilkanaście do kilkudziesięciu świń

Przez dekadę w wielu powiatach, szczególnie w rejonach dotkniętych ASF, zniknęło nawet 85 proc. i więcej gospodarstw. Najbardziej poszkodowany powiat bialski stracił 95 proc. stad: z 3135 gospodarstw zostało 139. Tymczasem świń w tym samym powiecie przybyło

Rośnie też średnia wielkość gospodarstwa. Jednak na ogół nie ma to związku ze zwiększeniem wielkości przeciętnego gospodarstwa, ale z budową megaferm i likwidacją najmniejszych stad

Czy produkcja na mniejszą niż przemysłową skalę jeszcze się opłaca? Rolnicy z Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń (założone pod koniec 2021 r. zrzeszenie mniejszych hodowców, nie związanych z koncernami) uważają, że zmniejszanie się liczby gospodarstw to naturalny proces. Hodowla kilkunastu czy kilkudziesięciu świń przestała się opłacać. 

Istnienie przeciętnego polskiego gospodarstwa z świniami – liczącego kilkaset sztuk – jest jednak zależne od cen oferowanych przez pośredników i zakłady mięsne. Kiedy te się wahają, rolnicy muszą dopłacać do interesu, co grozi utratą płynności finansowej i wypadnięciem z rynku.

Po co nam mikrostada?

Duzi producenci świń narzekają na chów przyzagrodowy, czyli małe gospodarstwa mające mniej niż 10 tuczników (lub jedną maciorę z prosiętami) – uważają, że to właśnie ci mali m.in. odpowiadają za roznoszenie ASF.

Znaczenie najmniejszych gospodarstw dla produkcji wieprzowiny jest znikome. Według sprawozdań inspekcji weterynaryjnej w całym 2021 r. rolnicy ubili na własny użytek ponad 62 tys. świń – w tym czasie komercyjne rzeźnie ubiły ponad 21,4 mln zwierząt.

W 2013 r. w mikrogospodarstwach żyło łącznie nieco ponad 250 tys. zwierząt, dziś jest ich 70 tys. Dla porównania, największa korporacyjna ferma w Polsce miała pod koniec 2022 r. 44 tys. świń.

Instalacja spółki Fermapol Zalesie w powiecie namysłowskim mieści tyle świń, co 50 proc. hodowli przyzagrodowych. Utrzymuje też 86 proc. wszystkich świń hodowanych w powiecie namysłowskim (geoportal.gov.pl)

To takich gospodarstw najszybciej ubywa z rejestrów ARiMR. Eksperci Gobarto w oparciu o znikanie mikrostad wieszczyli katastrofę produkcji trzody chlewnej. Ale w maju minister rolnictwa podpisał rozporządzenie obniżające tzw. wymagania bioasekuracji dotyczące chowu do 10 świń – pod warunkiem, że będą ubijane na własny użytek. Teraz obowiązek bioasekuracji dla małych rolników na obszarach wolnych od ASF będzie symboliczny – co może podnieść liczbę stad.

To też nie zadowoliło rolników: pomysł ministra wywołał panikę zarówno wśród  rolników utrzymujących po kilkaset świń, jak i właścicieli megafarm. Nasi rozmówcy ze Związku Niezależnych Producentów Świń nazywają pomysł absurdem: według nich „mali”, wyłączeni z przepisów o bioasekuracji, będą zagrażać dużym farmom, które przez sąsiadów mogą trafić do „czerwonej strefy” i ponosić straty.

Polska świnia przemysłowa

Powiat namysłowski to jedno z wielu miejsc, gdzie średnia wielkość gospodarstwa (731 świń) nie oddaje realiów. Statystyka jest ślepa: w praktyce w tym właśnie powiecie znajduje się megaferma na ponad 40 tys. zwierząt, trzy fermy mające powyżej tysiąca świń, trzy po kilkaset i kilkadziesiąt po mniej niż 50 świń.

Sytuacja w powiecie namysłowskim pokazuje ogromne zróżnicowanie hodowli świń

Największe stada świń hoduje się od lat na Pomorzu Zachodnim, gdzie powstały fermy wielkoprzemysłowe takich koncernów jak duński Goodvalley (posiada m.in. 4 z 20 największych ferm w Polsce)

W powiecie nowosolskim (lubuskie) działają dwie megafermy, z których każda mieści ponad 22 tysiące świń. Poza nimi z 78 gospodarstw które działały w 2013 r. zostało tylko 18 (każde poniżej 30 zwierząt)

Z kolei w regionach, gdzie świń jest najwięcej, fermy są trochę mniejsze, ale za to liczniejsze. W Żurominie, gdzie świń jest najwięcej w Polsce, połowa ferm ma od 900 do kilku tysięcy sztuk zwierząt

Co trzecia świnia w Polsce żyje w stadzie liczącym więcej niż 2 tys. sztuk, a polskie prawo traktuje wielkie fermy jak instalacje przemysłowe. Te największe w związku z negatywnym wpływem na środowisko powinny działać na podstawie licencji, tak zwanego pozwolenia zintegrowanego.

Sprawdziliśmy: na koniec 2022 r. tylko 176 ferm – w tym 65 ferm macior – spośród pół tysiąca spełniających kryteria otrzymało takie pozwolenie.

176 ferm to zaledwie ćwierć procenta wszystkich gospodarstw w Polsce. Zakładając, że pozwolenia mają tylko największe fermy, możemy zsumować 176 największych stad znajdujących się w rejestrze ARiMR. Liczą one razem 8,9 mln świń, czyli 20 proc. całego pogłowia świń w Polsce. To ostrożne szacunki, bo w różnych  momentach roku liczba zwierząt może być wyższa. 

Największa ferma w powiecie nowosolskim liczy ponad 24 tysiące świń.

Widmo tuczu kontraktowego

Niezależni hodowcy twierdzą, że większość świń w polskich gospodarstwach – paradoksalnie tych których przybywa najwięcej, czyli liczących od tysiąca do dwóch tysięcy zwierząt – może nie być własnością rolników. Jak to możliwe?

Odpowiedź brzmi: tucz kontraktowy. Rolnik świnie do tuczu dostaje od koncernu i jest zobowiązany zwrócić je, gdy osiągną odpowiednią wagę. Tak działają zarówno giganci krajowi, tacy jak Gobarto, jak i zagraniczni, na przykład  Agri Plus będący częścią grupy Smithfield.

Niezależnie od formy umowy efekt jest zawsze ten sam: zostaje usługodawcą koncernu, odpowiedzialnym za opiekę nad cudzymi zwierzętami. W niektórych przypadkach uzależnienia idą głębiej: żeby hodować świnie koncernu rolnik musi np. kupować paszę wyłącznie od wyznaczonego dostawcy.

Transport świń jadący w okolice woj. łódzkiego, Świecko, kwiecień 2023 r.
Nikt nie wie, jaka jest skala uzależnienia hodowli świń od koncernów. ARiMR nie ma danych na temat tego, czy rolnik produkuje na własny rachunek, czy dla firmy. Ma jednak dane o tym, skąd każdy rolnik bierze świnie i z nich można wyciągnąć pewne wnioski.

Polski rolnik ma kilka opcji: może utrzymywać stado, rozmnażać je i tuczyć. To tzw. cykl zamknięty, w którym świnia opuszcza miejsce urodzenia dopiero ruszając do rzeźni. Może też się wyspecjalizować: np. zająć hodowlą prosiąt, które będzie sprzedawał innym rolnikom albo wyłącznie tuczyć zakupione świnie. W tym ostatnim przypadku musi znaleźć najpierw dostawcę warchlaków – może nim być krajowy producent, albo pośrednik. Ci ostatni zajmują się właśnie importem z Danii, także na zlecenie koncernów.

Na przestrzeni ostatniej dekady proporcje między tymi typami produkcji radykalnie się zmieniły.

Gospodarstwa z własnymi prosiętami to wciąż 65 proc. wszystkich gospodarstw w Polsce – nawet mimo kilkukrotnego zmniejszenia liczby wszystkich stad

W ciągu 10 lat przybyło 700 tuczarni biorących świnie tylko od pośredników. To pozornie mała zmiana, bo stanowią one zaledwie 3 proc. wszystkich chlewni

W 2022 r. każde gospodarstwo uzależnione od pośredników sprzedawało rzeźniom średnio ponad 2000 świń rocznie. Tym samym takie gospodarstwa odpowiadały aż za 25 proc. rocznej produkcji

Według wiceministra Janusza Kowalskiego, który na komisji rolnictwa prezentował informację na temat chowu nakładczego trzody chlewnej z danych ARiMR „wynika jednoznacznie, że mniej więcej jedna trzecia gospodarstw producentów trzody chlewnej to gospodarstwa, które wykorzystują metodę chowu nakładczego”.

Sam ARiMR podchodzi do tego z rezerwą: zwraca uwagę, że pośrednicy sprzedają też świnie pojedynczym rolnikom. Nie śledzi natomiast, ilu rolników kupujących świnie od krajowych producentów zaopatruje się w nie na fermach należących do korporacji. A duża część tuczu kontraktowego oparta jest o produkcję z krajowych ferm koncernów. 

Z naszej analizy listy pozwoleń zintegrowanych wynika, że przynajmniej połowa z 65 największych ferm macior  ma związki z koncernami prowadzącymi tucz kontraktowy. Jeśli zliczymy liczbę świń, które oficjalnie należą do korporacji, to ile prosiąt mogą urodzić, oraz zaufamy szacunkom ministra, że większość prosiąt od pośredników trafia do rolników w ramach tuczu kontraktowego  okazuje się, że od największych graczy jest zależna przynajmniej połowa produkcji świń w Polsce.

Na początku tego roku ARiMR nałożył dodatkowy obowiązek na rolników rejestrujących świnie: do 2024 r. muszą podać opis modelu produkcji. To oznacza, że oficjalną, przybliżoną skalę tuczu kontraktowego poznamy dopiero za rok.

Przedstawiciele Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń widzą w tuczu kontraktowym zagrożenia: chociażby dla bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Jeśli koncerny przejmą większość krajowego  rynku, to przy zawirowaniach w produkcji warchlaka w Danii praktycznie z dnia na dzień Polska może utracić kilkadziesiąt procent produkcji.

PZNPŚ chce utworzenia definicji „rodzinnego gospodarstwa utrzymującego trzodę”. Ta wykluczałaby tucz kontraktowy z dopłat do produkcji zwierząt.

Świnia na rozdrożu

Dokąd zmierza polska hodowla świń? Na komisjach sejmowych padają propozycje wzięcia przykładu z Duńczyków, którzy są potęgą w produkcji prosiąt, lub Hiszpanami, która hoduje świnie już tylko w megafermach. Koncerny w mediach– a za nimi niektórzy politycy – przekonują, że tucz kontraktowy to europejska norma i rozsądne rozwiązanie dla rolników. Co myślą o tym sami zainteresowani?

„Trochę za późno, żeby się wzorować na kimś, kto ma kilkudziesięcioletnią przewagę w hodowli, tak samo nie ma szans żeby dogonić Niemców w produkcji samochodów. Trzeba sobie zadać pytanie, gdzie chcemy być za 10-20 lat i potem zdecydować, w jaki sposób ten cel osiągnąć. Ale to wymaga podejścia bardziej długofalowego niż ‘byle do wyborów, potem się zobaczy’” – odpisuje nam przedstawiciel niezależnych hodowców.

„Rynek hiszpański opiera się niemal w całości na kontraktach, przewaga koncernów nad rolnikiem jest ogromna. Z kolei w Danii rolnicy są zorganizowani w spółdzielnie, mają udziały w rzeźniach, a więc także czerpią zyski ze sprzedaży mięsa. Dlatego zdziwieni byliśmy propozycją zmian w tych kierunkach w Polsce – pierwszego byśmy sobie nie życzyli, a drugi wydaje się być nieosiągalny”.

Poprosiliśmy firmy zajmujące się organizacją tuczu o odniesienie się do zarzutów rolników, ale do chwili publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Według ekspertów, chociażby autorów analizy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej na którą powoływało się w marcu Ministerstwo Rolnictwa, chybotliwa sytuacja na rynku nadal będzie pchać rolników w objęcia korporacji – decydując się na tucz kontraktowy przynajmniej wiedzą, jaką stawkę zarobią za taką usługę. Lepsza cudza świnia niż taka, na sprzedaży której można tylko stracić.

Publikacja powstała w ramach projektu Bertha Challenge 2023 poświęconego żywności. Projekt realizowany jest przy wsparciu Bertha Foundation.

Avatar photo

Julia Dauksza

Dziennikarka FRONTSTORY.PL. Researcherka OSINT z doświadczeniem w międzynarodowych projektach śledczych OCCRP i VSquare. Współpracowała z organizacjami pozarządowymi. Stypendystka Bertha Fellowship 2023.

CZYTAJ WIĘCEJ