Frontstory
Drag on the art; hold Shift to snap to 10px.

Paczka z bombą.
Kto stał za atakiem GRU na Europę

Autorzy: Daniel Flis, Anna Gielewska, FRONTSTORY (Polska), VSquare.org

Wizualizacja interaktywna: Anastasiia Morozova, FRONTSTORY/VSquare

Rysunki: Alisa Szorochowa

Research OSINT: Alicja Pawłowska, Anastasiia Morozova, FRONTSTORY (Polska)

Tekst jest rezultatem międzynarodowego śledztwa, w którym biorą udział: Inga Spriņģe, Re:Baltica (Łotwa), Indre Makaraitytė, LRT (Litwa), Holger Roonemaa, Delfi Estonia, Michael Weiss, Kato Kopaleishvili, Christo Grozev, The Insider

Ta szpiegowska historia zaczyna się kilka dekad temu, w czasach ZSRR, na radzieckim okręcie podwodnym, gdzieś między Murmańskiem a Morzem Śródziemnym. Jej bohaterowie, Andriej, Nikołaj i dwóch Aleksandrów, poznają się na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Wszyscy służą na tej samej, podwodnej jednostce, która kryjąc się przed NATO-wskimi radarami penetruje głębiny.

Aleksandr Mirosznikow, pogodny blondyn z szerokim wąsem, jest wśród nich najwyższy rangą. Ma stopień komandora: tuż po upadku ZSRR przez trzy lata dowodzi okrętem podwodnym K-387, jednostką z napędem atomowym. Jego służba to tajne misje – w czasie zimnej wojny radzieckie okręty atomowe eskortują swoją nawodną flotę i tropią jednostki NATO, prowadzą misje wywiadowcze. Są w stanie podpływać do wybrzeży USA i wynurzać się w okolicach Bieguna Północnego. Dla rekrutów służba w marynarce wojennej trwa dłużej, niż w innych wojskach, okręty i łodzie podwodne wymagają wykwalifikowanej obsługi.

Trzydzieści lat później komandor Aleksandr zaprasza kolegów z okrętu do jeszcze jednej, ostatniej misji.

Komandor Aleksandr
Fot. Aleksandr Henrykowicz Mirosznikow.

Wczesnym latem 2024 r. były marynarz Nikołaj dzwoni do byłego marynarza Andrieja. Andriej Baburow od dawna już nie służy w marynarce, do rezerwy przeszedł w 1993 r. jako kapitan drugiego stopnia. Rok później założył w Rosji spółkę logistyczną Baltic Escort. Wciąż kieruje firmą, jest biznesmenem i postacią szanowaną w Petersburgu: wielokrotnym prezesem stowarzyszenia spedytorów, członkiem stowarzyszeń weteranów. Mimo 63 lat na karku Andriej idzie z duchem czasu, od kilku miesięcy jego firma proponuje klientom omijanie zachodnich sankcji: „Indywidualne podejście. Rozliczenia w rublach. [Cena:] od dwóch procent wartości faktury" – kusi na swojej stronie Baltic Escort.

Nikołaj dzwoni, żeby przekazać biznesmenowi Andriejowi prośbę od komandora Aleksandra. Były dowódca choruje i szuka na Łotwie kogoś, kto odbierze jego paczkę z poduszkami do masażu szyi. Z paczką jest kłopot: komandor wysłał ją krewnym do Rygi, ale ci nie zdążą jej odebrać, są w podróży. Paczkę, raptem parę kilo, trzeba zawieźć im do Wilna.

Historia peregrynacji paczki brzmi dziwnie, ale Andriej się zgadza się pomóc. Nie można odmówić, gdy komandor prosi.

Operacja GRU. Zasiać strach

Andriej Baburow jest obecnie poszukiwany przez litewską policję, bo dziś, ponad rok od tamtego telefonu wiadomo, że w paczce dla komandora oprócz poduszek do leczniczych masaży podróżowały materiały wybuchowe. Sabotażyści rozdzielili je na cztery przesyłki, z których trzy w lipcu 2024 r. zapaliły się w magazynach firm logistycznych i na lotniskach w Polsce, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Szczęśliwym trafem żadna z nich nie wywołała pożaru na pokładzie samolotu, doprowadzając do katastrofy.

Polska i litewska prokuratura uważają, że za paczkami i podpaleniami stało GRU, rosyjski wywiad wojskowy.

Była to najgroźniejsza akcja rosyjskich służb przeciw Europie od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Równolegle do niej GRU zorganizowało operację wysłania innych paczek – tym razem bez materiałów wybuchowych – z Polski do USA i Kanady. Obie operacje (tę z paczką komandora i tę z wysyłką do Ameryki Północnej) bada dziś polska prokuratura jako odrębne wątki w jednym śledztwie. Nad a sprawą pracuje ze śledczymi z Litwy.

FRONTSTORY.PL wspólnie z dziennikarzami Re:Baltica z Łotwy, portalem The Insider, estońskim Delfi, litewską telewizją publiczną LRT i VSquare, ustaliło szczegóły tej operacji. Na podstawie dokumentów, rozmów z oficerami zachodnich służb i krewnymi sprawców, odtworzyliśmy przebieg trasy wybuchowych przesyłek. Jak się okazuje - przez niemal miesiąc wędrowały między krajami bałtyckimi i Polską. Udało nam się zidentyfikować nie tylko zwerbowanych przez Telegram tzw. „agentów jednorazowego użytku”, ale także ich koordynatorów i zleceniodawców z Rosji.

Ta historia, podobnie jak historie naszych partnerów, miała zostać opublikowana jutro rano - jednak po otrzymaniu pytań od dziennikarzy litewska prokuratura upubliczniła część naszych ustaleń. W związku z tym postanowiliśmy przyspieszyć publikację. W najbliższych dniach i tygodniach będziemy informować czytelników o kolejnych detalach sprawy rosyjskich sabotaży.

Opisywana przez nas operacja z paczkami z 2024 r. nie była jednorazowa. W tym samym roku Rosja zorganizowała szereg podobnych sabotaży w Polsce, krajach bałtyckich i zachodniej Europie. Tylko w Warszawie podpalono wtedy centrum handlowe przy ul. Marywilskiej, skład budowlany i hipermarket Obi. Wszystkie te akcje zostały zlecone przez Rosjan, policja złapała większość ich sprawców.

Podobnie jak w przypadku ataku rosyjskich dronów na Polskę w ubiegłym tygodniu, Moskwa zaprzecza, że ma związek z sabotażami. - Nie wykluczamy, że to po prostu kolejne fake newsy lub przejaw ślepej rusofobii – tak w kwietniu rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow kwituje pytania agencji Reuters o wybuchowe paczki.

Komandor: umiera wraz z tajemnicą

- Czuję się winny temu, co się stało. Nie chciałem nikogo wpędzić w kłopoty – zapewnia dziś były marynarz i biznesmen Andriej Baburow. Baburow, jak ustalili nasi partnerzy z Re:Baltica, przebywa w Rosji. Wciąż mieszka w Petersburgu, dopóki nie wybierze się do Europy może gwizdać na list gończy, który wystawili za nim Litwini (podejrzewają go o organizację sabotażu).

Andrej Baburow
Andrej Baburow

To od niego wiemy, że nadawcą paczki był komandor Aleksandr Mirosznikow, a pośrednikiem - Nikołaj Zagorodny, jego dawny podwładny z marynarki. Aby potwierdzić swoją wersję wydarzeń Baburow podaje numer telefonu żony Nikołaja (sam Nikołaj miał niedawno przejść udar i rzekomo nie może rozmawiać).

Kobieta potwierdza wersję Baburowa: - Przesyłanie paczek między Rosją a Europą było powszechną praktyką wśród przyjaciół - twierdzi.

A co o swojej wybuchowej paczce mówi sam komandor Mirosznikow, który poprosił o pomoc starych podwodniaków? Tego się już nie dowiemy. Mirosznikow umiera na raka na początku 2025 r.

Do opowieści o komandorze wysyłającym paczkę rodzinie trzeba więc podchodzić z dystansem. Tym bardziej, że w co najmniej w jednym punkcie nie pokrywa się z naszymi ustaleniami.

Bomba: trafia do paczkomatu

Według Andrieja komandor Mirosznikow osobiście nadaje paczkę, która przyjeżdża do Rygi autobusem. Ale nasi rozmówcy z europejskich organów ścigania twierdzą, że paczka dociera na Łotwę jako przesyłka do paczkomatu (podobnego do tych znanych w Polsce).

Andriej Baburow w swojej wersji pomija fakt, że przesyłka podróżuje przez Łotwę nie raz, a dwa razy.

Początkowo nadawca (nie znamy jego tożsamości) 24 czerwca 2024 r. wysyła ją z Narwy. To nieduża estońska miejscowość nad Zatoką Fińską, tuż przy granicy z Rosją, 140 km od Petersburga. Nazywana jest najbardziej rosyjskim miastem Unii Europejskiej, 34 proc. jego mieszkańców to Rosjanie.

Europejskie organy ścigania ustalają, że przesyłka została dostarczona z Narwy do Rygi za pośrednictwem estońskiej firmy kurierskiej Omniva.

Nie wiadomo, czy w paczce z Narwy znajdowały się już materiały wybuchowe. Jeśli nie, ktoś musiał włożyć je tam na późniejszym etapie.

Pierwszy kontakt z przesyłką ma Vasilijs Kovacs, atletycznie zbudowany Ukrainiec mieszkający na Łotwie. Nie pływał na okrętach podwodnych, po prostu petersburski biznesmen Andriej Baburow zna go od lat, jest ojcem chrzestnym jego syna. To właśnie Kovacsa poprosi o odebranie paczki od komandora.

Kovacs, choć niechętnie, zgadza się pomóc.

Pistolet: znajduje się pod zlewem

Wraz z synami swojej siostry – dwudziestoletnimi mężczyznami – 27 czerwca Kovacs wsiada do toyoty land cruiser i zawozi paczkę do Wilna. W rozmowie z Re:Baltica Andriej przypomina sobie, że Kovacs był zły, gdy dzwonił z Wilna: nikt nie odebrał paczki, więc rzekomo zostawił otwarty samochód i poszedł coś zjeść, adresaci sami mieli zabrali przesyłkę z bagażnika auta.

Reporterzy Re:Baltica skontaktowali się z członkiem rodziny Kovacsa (chce zachować anonimowość). Według niego Vasilijs to człowiek wielu talentów, w latach 90. założył w Rosji firmę, którą bezprawnie mu odebrano, na Łotwie handlował sprzętem elektronicznym, prowadził hodowlę koni i dorabiał jako marynarz na statkach między Hiszpanią, Majorką i Kubą.

Podczas przeszukania jego domu łotewskie służby znajdą pod kuchennym zlewem pistolet z zatartym numerem seryjnym oraz przedmiot przypominający urządzenie do tłumienia sygnałów GSM. W jego domu odnajdą też akta sprawy karnej dotyczącej zabójstwa łotewskiego gangstera z 2022 r. Vasilijs twierdzi, że nie wie, skąd wzięła się u niego broń. Sądowe akta? Ktoś podrzucił mu do skrzynki, żeby pomógł w sprawie. Jak mógłby to zrobić? Nie wiadomo.

Nie przyznaje się też do udziału w sabotażu, twierdzi, że przewoził tylko poduszki do masażu. Nie wie, kto je odebrał. Gdy w Wilnie wrócvił z obiadu, bagażnik toyoty był już pusty.

Ekstradycja: Polska ściga się z Rosją

Po dostarczeniu przesyłki do Wilna koledzy z łodzi podwodnej tracą ją z oczu. Ale wbrew ich zapewnieniom paczki nie odbierają krewni komandora. Z bagażnika toyoty wyciąga ją Wiaczesław Czebanenko, 33-letni Ukrainiec, według The Guardian nazywany „Pączkiem”. „Pączek” najprawdopodobniej nie zna ani Vasilijsa, ani biznesmena Andrieja, ani komandora Aleksandra.

„Pączek” w ojczyźnie spędził ponad pięć lat w więzieniu za gwałt na żonie. W 2024 r. zamieszkał w Warszawie wspólnie z Rosjaninem Aleksandrem Bezrukawyim. Dziś obaj są podejrzani o przygotowanie na zlecenie GRU innej akcji sabotażowej: wysyłki testowych paczek do USA i Kanady (bez materiałów wybuchowych).

Bezrukawyj został aresztowany w Bośni i Hercegowinie. O jego ekstradycję – jak pisała Gazeta Wyborcza – zawnioskowały do Bośni i Hercegowiny władze Rosji, które rzekomo chciały sądzić go za przestępstwa popełnione w ojczyźnie. W lutym 2025 r. Sarajewo wydało go jednak Polsce (nasz wniosek o ekstradycję został złożony wcześniej).

Bezrukawyj siedzi dziś w osławionym areszcie w Radomiu, w którym oprócz najgroźniejszych przestępców trzymani są między innymi rosyjscy szpiedzy.

Wiemy, że kolegą „Pączka” w Polsce był Siergiej Jewsejew, oskarżony przez opolską prokuraturę o udział w kradzieży 14 samochodów w całej Europie. Jewsejew pomagał w zdobyciu aut do operacji z paczkami - za ten czyn również usłyszał w Polsce zarzuty.

Rosjanie: wynajmują kryminalistę

„Pączek” nie jest samotnym strzelcem, nie działa z własnej inicjatywy. Wykonuje zadania, które przez aplikację Telegram zleca mu konto o nazwie „Jarik Deppa”. Wspólnie z dziennikarzami The Insider ustaliliśmy jego tożsamość.

Mikhailov
„Jarik” Jarosław Michajłow

„Jarik” to Jarosław Michajłow, 37-letni Rosjanin z obwodu rostowskiego, który graniczy z Ukrainą. Od co najmniej 2015 r. był poszukiwany przez rosyjskie FSB z paragrafu za przemyt broni, materiałów wybuchowych lub radioaktywnych.

Sprawdzamy - Rosjanie przestali go szukać w 2022 r. To wtedy został prawdopodobnie zwerbowany. Wynajmowanie kryminalistów w zamian za rozwiązanie problemów z prawem to praktyka znana nie tylko wśród rosyjskich służb.

Co prawda Michałjow dwa lata później dostaje wyrok za handel niebezpiecznymi towarami, ale wygląda na to, że uniknął odsiadki. Wiemy, że w ostatnich latach posługiwał się fałszywymi ukraińskimi paszportami na nazwiska Danił Gromow i Danił Likczin. I że w marcu tego roku ponownie pojawił się w rosyjskim rejestrze poszukiwanych. Dlaczego? Niewykluczone, że po to, aby w przypadku zatrzymania na Zachodzie Rosja mogła domagać się jego ekstradycji (tak samo jak po zatrzymaniu Bezrukawego).

Michajłowa ściga litewska policja, według naszych informacji ukrywa się w Azerbejdżanie.

Według naszych źródeł w europejskich służbach, Michajłow ze swojego konta na Telegramie poza znaną nam już „paczką od komandora” miał związek z co najmniej trzema innymi, tajnymi operacjami Rosjan. Pierwsza to podpalenie centrum handlowego Marywilska w Warszawie w maju 2024 r. (straty wyliczono na kilkaset milionów). Ogień strawił ponad 1300 sklepów, pracę straciło tysiące handlarzy i ich pracowników.

Druga operacja, w której koordynację był zaangażowany Michajłow, to podpalenie sklepu Ikea w Wilnie w maju 2024 r. W tym roku władze Polski i Litwy oficjalnie ogłosiły, że pożary na Marywilskiej i w Wilnie były efektem działań rosyjskich służb. I że w obu wypadkach ogień podłożyły te same osoby.

Cynglem, sprawcą obu podpaleń, był 17-letni Ukrainiec Daniil Bardadim. Litewska policja zatrzymała go w drodze na Łotwę, gdzie chciał dokonać kolejnego sabotażu. Miał przy sobie takie same materiały wybuchowe jak te, które skrywała „paczka od komandora”. Dostał je od Litwina Šuranovasa, który brał udział w jej transporcie (to nazwisko pojawi się jeszcze w tej historii).

Trzeci sabotaż Michałjowa to „testowa” wysyłka paczek z Warszawy do USA i Kanady. W tej operacji przez Telegram wydawał polecenia Bezrukawnemu – koledze „Pączka” wydanemu Polsce przez Bośnię i Hercegowinę.

Obie operacje wysyłki paczek (tych do Ameryki Północnej i tych zakończonych wybuchami w Europie) są objęte tym samym śledztwem Prokuratury Krajowej.

Jak informuje FRONTSTORY.PL łódzka Prokuratura Okręgowa, kolejnym wątkiem tej sprawy jest podpalenie sklepu Leroy Merlin w Łodzi w lipcu 2024 r. O tym, że pożar był wynikiem sabotażu, informujemy jako pierwsi. Lokalne media donosiły rok temu, że powodem pożaru prawdopodobnie było nieprawidłowe składowanie środków ochrony roślin. Pożar udało się ugasić, ale straty oszacowano na 200 tys. zł. W tej akcji też brał udział jeden z sabotażystów transportujących „przesyłkę od komandora”.

W akcjach sabotażowych w Polsce i krajach bałtyckich przewijają się ci sami bohaterowie. Prawdopodobnie są członkami tej samej siatki. Kto nią dowodzi? „Jarik” Michajłow, tajemniczy koordynator z Telegrama? Niekoniecznie. Z naszych informacji wynika, że mężczyzna jest jedynie kimś w rodzaju menedżera średniego szczebla na kontrakcie z GRU.

Decyzje w sprawie ataków zapadają wyżej.

Akwarium: zarządza sabotażystami

Polecenia dla „Pączka” i innych sabotażystów Michajłow dostaje z telegramowych kont o pseudonimie „Warrior” [ang. wojownik]. Ustaliliśmy, że Warrior” bezpośrednio koordynował też działania dwóch innych sabotażystów zaangażowanych w operację z paczkami.

Według naszych rozmówców z europejskich służb konto „Warriora” na Telegramie obsługuje ktoś z centrali GRU. Dokładnie: z jej nowej jednostki, utworzonej rok po inwazji na Ukrainę – Departamentu Zadań Specjalnych (ros. SSD), z siedzibą w przeszklonym budynku na obrzeżach Moskwy, zwanego „akwarium”.

SSD to szczególna odnoga szpiegowskiej centrali. Według Wall Street Journal jednostka przejęła część zadań FSB, wchłonęła też słynną jednostkę 29155, odpowiedzialną za zamach na Siergieja Skripala. SSD organizuje akcje dywersyjne na Zachodzie.

Najbardziej znanymi oficerami SSD są pułkownik Denis Smoljaninow i jego kolega Władimir Lipczenko. Według ustaleń Dossier Center i Süddeutsche Zeitung obaj byli związani z operacją wysyłania wybuchowych paczek.

„Pączek”: aktywuje bomby

Wróćmy jeszcze do „Pączka”. Dzień po odebraniu w Wilnie paczki z bagażnika toyoty, 28 czerwca 2024 r., zanosi ją do mieszkania wynajętego przez Airbnb. Kto je wynajął? Nie wiemy, wynajmujący podał fałszywe dane i fałszywe, polskie nazwisko.

Tall apartment building with multiple balconies and a ground-floor entrance, located on a city street with parked cars and trees. The environment appears urban and quiet. The image is from Google Street View.
Budynek, do którego Chebanenko przyniósł paczkę. Fot. Google Street View

W mieszkaniu „Pączek” rozdziela zawartość paczki na cztery osobne przesyłki. Oprócz sprzętu sportowego i zabawek erotycznych wkłada do nich cztery prowizoryczne bomby. Poduszki masujące skrywają w sobie zapalniki, materiał wybuchowy, nitrometan, upchnięty jest w tubkach po kosmetykach.

Do pełnego uzbrojenia bomb brakuje już tylko aktywowania mechanizmów czasowych, dzięki którym bomby odpalą się o określonej porze.

Na polecenie „Jarika” Michajłowa „Pączek” aktywuje bomby i wychodzi z mieszkania.

Litwin: gubi się i przerywa akcję

Na ostatniej prostej do akcji wkracza Aleksandr Šuranovas, potężnej budowy Litwin po pięćdziesiątce. To specjalista od brudnej roboty. Dekadę temu był zaangażowany w Recyclix – jedną z największych, polskich piramid finansowych (działała w latach 2015-2017). W lipcu 2025 r. FRONTSTORY.PL wspólnie z litewską telewizją publiczną LRT ujawniły, że Recykliksem kierowali Rosjanie, którzy kilka lat później stworzyli giga piramidę Juicy Fields i ukradli niemal 700 mln euro.

Aleksandr w polskiej piramidzie był jedynie słupem.

Zadanie, które dostaje teraz od koordynatora z Telegramu, jest proste. Ma odebrać paczki z mieszkania, w którym zostawił je „Pączek”. Dwie z nich ma wysłać do Polski, a dwie do Wielkiej Brytanii.

Ale Šuranovas zawala. Gubi się i nie odnajduje właściwego adresu.

Porażka Litwina przerywa akcję GRU.

„Jarik” Michajłow zarządza ewakuację. Tego samego dnia każe „Pączkowi” wrócić do mieszkania i deaktywować bomby.
Ale cztery dni później „Pączek” wiezie paczki do Kowna. 9 lipca jedzie po nie Wladyslaw Barkow, 37-latek z Ukrainy, sterowany przez „Jarika”.

Następnie wyjeżdża do Polski (z paczkami w bagażniku). Tu ich trop urywa się na kilka dni.

Nie wiemy, jaką drogą trafiają do Mołdawii, ale 12 lipca paczki są już w luku turystycznego autokaru jadącego z Mołdawii do Łotwy. W Rydze znów odbiera je wysłannik Andrieja, oficera z radzieckiego okrętu podwodnego.

Paczki z bombami przekraczają kilka granic, podróżując tuż obok nieświadomych niczego turystów.

Paczka: krąży po Europie

Tym razem Andriej nie może dodzwonić się do Vasilijsa, który odebrał paczkę za pierwszym razem. W pośpiechu angażuje więc kolejnego znajomego z marynarki wojennej – Aleksandra Kacersa, byłego sternika okrętu podwodnego, który mieszka w Rydze. Żeby go przekonać, gra na sentymentach: wysyła wspólne zdjęcie z dawnych czasów.

Katser
Aleksandr Kacers w czasie służby w marynarce. Fot. ok.ru

Aleksandr zgadza się pomóc. Na dworzec autobusowy wysyła własnego pasierba. Później paczkę przekazuje siostrzeńcowi Vasilijsa Kovacsa (tego od pistoletu pod zlewem). Przesyłka zatacza koło po Europie, co najmniej pięć razy mijając granice krajów bałtyckich i Polski. A Andriej po raz kolejny prosi Vasilijsa o zawiezienie jej „krewnym komandora”.

Dlaczego paczka znów wyrusza w drogę? W rozmowie z Re:Baltica krewny Vasilijsa wspomina, że tym razem był on bardziej podejrzliwy i z początku odmówił prośbie.

W końcu jednak uległ - w końcu o pomoc prosił chrzestny jego dziecka.

„Warrior”: znów werbuje na Telegramie

Dalsza trasa paczki niemal dokładnie powtarza pierwsze okrążenie. Vasilijs razem z siostrzeńcami 17 lipca ponownie zawożą ją toyotą do Wilna.

W Wilnie przekazują Władyslawowi Barkowowi, znanemu jednemu z podopiecznych „Jarika” Michajłowa z Telegrama.

Barkow w bagażniku lexusa przewozi ją teraz do Kowna. Auto zostawia przy spółdzielczych garażach z radzieckich czasów.

Tam przejmuje je Wladyslaw Derkawec, drobny, 27-letni Ukrainiec. Do Kowna przyjechał aż spod Katowic, gdzie rok wcześniej sąd nieprawomocnie skazał go na dwa lata i 10 miesięcy za pranie brudnych pieniędzy. Tamtą fuchę, wspólnie z kolegą ze szkoły, również znalazł na Telegramie. Na polecenie nieznajomego wypłacali gotówkę z bankomatów i wymieniali ją na kryptowaluty. Na sali sądowej dowiedzieli się, że pieniądze, którymi kręcili, pochodziły z wyłudzeń przez SMS-y.

Zanim wyrok w Polsce zdąży się uprawomocnić, Wladyslaw znów znajduje pracę z Telegrama. Zleceniodawca to „Warrior”, operator ze specjednostki GRU w Moskwie.

To „Warrior” każe zawieźć przesyłkę do Wilna. Derkawec aktywuje bomby przy placu w centrum stolicy i przewozi je do hotelu Stay Express. Tam przepakowuje je do czterech oddzielnych paczek.

Bomba: płonie na lotnisku

Tym razem Šuranovas, potężny Litwin, wreszcie trafia pod właściwy adres. Posługując się fałszywym nazwiskiem, dwie paczki w punkcie DHL nadaje do Wielkiej Brytanii. Dwie kolejne przez DPD - do Polski.

20 lipca o godz. 5:45 pierwsza przesyłka zapala się na lotnisku w Lipsku w Niemczech. Niemiecki szef Urzędu Ochrony Konstytucji, Thomas Haldenwang, powie później w Bundestagu, że gdyby paczka zapaliła się podczas lotu, „skończyłoby się to katastrofą”.

Następnego dnia, 21 lipca, o godz. 9., druga paczka zapala się niedaleko Warszawy. W magazynie firmy kurierskiej DPD, w przyczepie ciężarówki, wybucha pożar. Aby ugasić płomienie potrzeba czterech ekip strażackich. Naczepa płonie doszczętnie.

Trzy dni później, 22 lipca, trzecia paczka zapala się w magazynie DHL w Birmingham.

Czwartą paczkę przechwytuje już polska ABW. Służby odkrywają ukryty w poduszce do masażu zapalnik z zegarem i substancję łatwopalną.

GRU: rekrutuje tysiące sabotażystów

Rosyjskie operacje wysyłki wybuchowych paczek od komandora oraz paczek “testowych” wysłanych do Ameryki Północnej bada dziś międzynarodowy zespół w ramach Eurojustu.

W wyniku śledztwa grupa sabotażystów zaangażowanych w przesyłanie paczek siedzi w więzieniach w Radomiu (Bezrukawny i Derkawec), Włocławku (Jewsejew), Barczewie („Pączek”) i Wołowie na Dolnym Śląsku (Barkow). Dwóch kolejnych siedzi na Litwie (Kovacs i Šuranovas; Kacers i siostrzeńcy Kovacsa już opuścili areszt). Dzień przed naszą publikacją, estoński Policyjny Urząd Bezpieczeństwa (Kapo) poinformował naszych partnerów z Delfi, że w związku ze sprawą, zatrzymał także dwie osoby (nie znamy ich tożsamości i roli). „Jarik” vel Michajłow uciekł, gdy polskie służby zatrzymały „Pączka” i Bezrukawnego. Polska prokuratura zarzuca im udział w sabotażu i zorganizowanej grupie przestępczej.

Jak wynika z naszego śledztwa, „Jarik” w akcji ataków na Europę był jednym z co najmniej kilku operatorów średniego szczebla. Ludzie z jego poziomu w GRU koordynowali siatki „jednorazowych sabotażystów”, złowionych na Telegramie lub przez krewnych i znajomych. Często nieświadomych, że biorą udział w operacji rosyjskich służb.

Sabotażyści z Telegrama dostawali kilkaset do kilku tysięcy dolarów za zlecenie. Szkody, jakie wyrządzili, podpalając hipermarkety, centra logistyczne i handlowe, sięgają setek milionów złotych.

Według naszych rozmówców z europejskich służb ataki sabotażowe, które Kreml prowadzi w Europie, są ze sobą powiązane na poziomie operatorów takich jak Jarik. Tropy większości z tych historii wiodą do specjednostki GRU pod Moskwą.

Pod koniec lipca premier Donald Tusk podsumował działania polskich organów ścigania w tych sprawach: - Mamy 32 osoby zatrzymane i podejrzane o współpracę z rosyjskimi służbami, które zlecały tym osobom albo akty dywersji, albo pobicia. Ta lista się nie wyczerpuje. Czas też ogłosić prawdziwy alert dla wszystkich służb.

Z ostrożnych szacunków służb wynika, że Rosja do sabotaży w Europie mogła zrekrutować już kilkadziesiąt tysięcy osób.